„Beetlejuice Beetlejuice”: Stara miłość nie gnije

„Beetlejuice Beetlejuice” to najlepszy film Tima Burtona od czasu „Gnijącej panny młodej”, czyli od 19 lat.

Publikacja: 13.09.2024 17:00

„Beetlejuice Beetlejuice”, reż. Tim Burton, dystr. Warner Bros

„Beetlejuice Beetlejuice”, reż. Tim Burton, dystr. Warner Bros

Foto: Warner Bros

Długo duet Tim Burton/Michael Keaton czekali z decyzją o kontynuacji ich wspólnego dzieła z 1988 roku. Zdecydowali się to zrobić w czasie, gdy mamy wysyp kontynuacji kultowych hitów z lat 80. i 90. Burton nakręcił sequel według sprawdzonego przepisu. Jest więcej i intensywniej, ale jednocześnie czuć retroducha oryginału. Seans „Beetlejuice Beetlejuice” przypomina wizytę w cyrkowym domu strachu, a z każdą kolejną sceną Burton rzuca nam pod nos nowe zabawki i zaciąga do kolejnych pomieszczeń, gdzie w charakterystycznej dla niego pstrokaciźnie i kiczu występują na zmianę znane postacie z nowymi.

Czegoż tutaj nie ma! Umarlaki ze skurczonymi głowami, pozszywana (własnoręcznie!), niczym Miss Frankenstein, Monica Bellucci polująca na swojego eksmęża, tańczące na peronie trupy spod znaku wideoklipów Michaela Jacksona czy chodzące po ścianach i suficie (jak w pamiętnym „Trainspotting”) bobasy, Willem Dafoe jako gwiazdor kina detektywistycznego klasy C, który w zaświatach bawi się w prawdziwego detektywa, Danny DeVito w heroinowym ciągu, wyglądający jak Pingwin z „Powrotu Batmana” (1992). Reżyser zaprasza nas na wyjątkowo krętą i pełną fajerwerków przejażdżkę rollercoasterem. Ja to kupuję, nawet jeżeli w samym finale pojawia się zadyszka.

Tim Burton nie popełnił błędu m.in. twórców ostatniego netfliksowego „Gliniarza z Beverly Hills”, którzy zbyt mocno uczepili się szkieletu pierwszego filmu z 1984 roku, robiąc coś między rebootem i sequelem. Scenarzyści „Beetlejuice Beetlejuice” Alfred Gough i Miles Millar, którzy są także twórcami serialu „Wednesday”, łączą to, co ważne dla fanów oryginału, z klimatem atrakcyjnym dla odbiorców dzisiejszego mrocznego kina dla nastolatków. Winona Ryder ponownie wcielająca się w Lydię Deetz przekazuje pałeczkę gwieździe „Wednesday” i ostatnich „Krzyków” Jennie Ortedze, która wciela się w jej córkę Astrid. Ryder w „Edwardzie Nożycorękim” Burtona dała twarz wszystkim „niedopasowanym” nastolatkom lat 90., dziś to samo robi 21-letnia Ortega. Burton połączył na ekranie dwa pokolenia buntowniczek.

Czytaj więcej

„Ministerstwo niebezpiecznych drani”: Dobrze znani dranie

W nowym filmie Lydia monetyzuje swoje kontakty ze światem umarłych, prowadząc telewizyjny program o duchach, ze scenografią wyjętą jakby z filmów Eda Wooda. Astrid tymczasem nie wierzy w świat pozagrobowy, tym samym nie może przeboleć śmierci ukochanego taty. Na dodatek nie cierpi nowego chłopaka swojej mamy Rory’ego (Justin Theroux). Nie trawi go też jej macocha Delia (Catherine O’Hara), która teraz jest influencerką i artystką multimedialną. Wszyscy muszą wrócić do nawiedzonego domu, znanego z pierwszego filmu, gdzie ma się odbyć ceremonia pogrzebowa ojca Lydii, Charlesa, który zginął w paszczy rekina. I tylko oskarżony w 2003 roku o posiadanie dziecięcej pornografii aktor Jeffrey Jones nie powtarza swojej roli z „jedynki”, ale twórcy bardzo sprytnie i zabawnie jego postać wkomponowują w historię.

W filmie z 1988 roku tytułowy Beetlejuice pojawiał się na ekranie zaledwie przez 18 minut. Teraz przejmuje już go niemal na stałe. Michael Keaton jest w swoim żywiole. 73-latek z niesamowitą werwą szarżuje, jest bezczelny i obrzydliwy, ale też śpiewa romantyczne szlagiery. Mówi do tego po włosku i nadal próbuje zaciągnąć przed ołtarz ukochaną Lydię. Stara miłość bowiem nie rdzewieje nawet w grobie.

Burton wrócił do swoich najlepszych czasów, gdy to nie efekty cyfrowe, ale wyobraźnia i rękodzieło tworzyły wyjątkowość jego mrocznego świata. Cieszy powrót analogowych stworzeń oraz makiety miasteczka, po której buszuje Keaton. Jest też kawałek wyjątkowej surrealistycznej animacji oraz wisielczy humor, który zawiesza ten film dokładnie pomiędzy horrorem i familijną komedią. Dobrze wiedzieć, że są jeszcze filmowe soki, które Burton potrafi wyciskać.

Długo duet Tim Burton/Michael Keaton czekali z decyzją o kontynuacji ich wspólnego dzieła z 1988 roku. Zdecydowali się to zrobić w czasie, gdy mamy wysyp kontynuacji kultowych hitów z lat 80. i 90. Burton nakręcił sequel według sprawdzonego przepisu. Jest więcej i intensywniej, ale jednocześnie czuć retroducha oryginału. Seans „Beetlejuice Beetlejuice” przypomina wizytę w cyrkowym domu strachu, a z każdą kolejną sceną Burton rzuca nam pod nos nowe zabawki i zaciąga do kolejnych pomieszczeń, gdzie w charakterystycznej dla niego pstrokaciźnie i kiczu występują na zmianę znane postacie z nowymi.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Plus Minus
Przydałaby się czystka