Właśnie skończyłam czytać „Listę sędziego” – nową książkę Johna Grishama, mojego ulubionego autora thrillerów prawniczych. Nie chcę spoilerować, więc bez szczegółów, ale seryjnego zabójcę w sędziowskiej todze spotkałam w literaturze po raz pierwszy. Znajomość procedur i bezkarność wynikająca z pozycji zawodowej zbudowały mordercę niemal doskonałego. Grisham w znakomitej formie, polecam!
Czytając, lubię się trochę bać – i takie emocje towarzyszyły mi ostatnio przy lekturze „Kredziarza” C.J. Tudor. To debiut literacki sprzed kilku lat byłej prezenterki telewizyjnej z Nottingham. Odkryłam ją dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Fascynujące są też thrillery psychologiczne Loreth Anne White, inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Ona też ma świetne pióro i dryg dziennikarski. Wchłonęłam jej powieści jedna po drugiej: „Sekret pacjentki”, „Miasteczko Twin Falls” i „Nasze idealne małżeństwo”.
Czytaj więcej
Jodi Picoult polecam praktycznie zawsze, jest to moja ulubiona autorka. Chyba nawet określiłabym ją swoim wzorem pisarskim.
Nie byłam w kinie od pandemii, odwykłam. Wyjątek zrobię dla Kevina Costnera i jego „Horyzontu”, na przekór kiepskim recenzjom. Nie wierzę, że opowieść o Dzikim Zachodzie może być nudna. Poza tym Kevin Costner zasługuje, by oglądać go na wielkim ekranie. On sam jest wielki nawet na małym ekranie, co udowodnił w „Yellowstone”. Wszystkie 47 odcinków pięciu sezonów zaliczyłam w 10 dni i nocy. Seriale i książki wchłaniam jednym ciągiem, raczej męskie, najchętniej wojenne albo mafijne. W mojej ścisłej czołówce są „Kompania braci” i „Pacyfik”. Sagi rodzinne odpadają, chyba że jest to „Rodzina Soprano” i Fischerowie z domu pogrzebowego, czyli „Sześć stóp pod ziemią”.
O muzyce mogę bez końca, ale do rzeczy: zaczął się w Gdyni Ladies Jazz Festival i zobaczę na scenie (boską!) Urszulę Dudziak, a jeszcze nie ochłonęłam po koncercie Eda Sheerana w Gdańsku. Bawiłam się świetnie, chociaż to nie do końca „moja” muzyka. Poszłam z ciekawości, żeby posłuchać na żywo chłopaka z gitarą, który sprzedał już 150 mln płyt i palma mu nie odbiła. Na jego dwa koncerty przyjechało 110 tys. fanów, zatem status gwiazdy jest w pełni zasłużony. Takich tłumów na koncertach życzę Kasi Sochackiej, która jest prawdziwym diamentem. Ona i jej muzyka to nasz skarb narodowy.