Kapitan

Adam Czerniaków notuje w dzienniku krążący po dzielnicy dowcip: „Optymizm żydowski: dwaj Żydzi stoją pod szubienicą. Jest dobrze, powiada jeden, nie ma dla nas amunicji”.

Publikacja: 05.07.2024 17:00

Adam Czerniaków, prezes Rady Żydowskiej w getcie, 1941 r. Popełnił samobójstwo 23 lipca 1942 r. – na

Adam Czerniaków, prezes Rady Żydowskiej w getcie, 1941 r. Popełnił samobójstwo 23 lipca 1942 r. – na wieść o tym, że Niemcy zaczynają likwidację getta

Foto: Krzysztof Chojnacki/East News

Zza okna z Chłodnej dobiegają dźwięki, aria, śpiew operowy. Vibrato wypełnia ulice, skwery, sączy się na podwórka. To Wagner, prezes rozpoznaje jego arię. Zakazana muzyka – żydowska bezczelność! Adam Czerniaków jest melomanem. Poświęca tej swojej pasji wiele wpisów. Marzy, by stworzyć w getcie operę. Ma nawet pomysł na repertuar: „Żydówka”, „Carmen” lub „Opowieści Hoffmanna”. Musiałby mieścić się w ramach tego, czego wolno słuchać Żydom. Wolno grać kompozytorów żydowskich, na przykład Halévy’ego, Bizeta, Offenbacha, Meyerbeera, Mendelssohna, Mahlera; nie wolno grać nieżydowskich, zwłaszcza niemieckich. A jednak słychać Verdiego, Pucciniego, Moniuszkę, Schumanna, Schuberta. Są i żydowskie pieśni, i ludowa polska piosenka, i Chopin, i oczywiście Beethoven.

Czytaj więcej

"Tatuażysta z Auschwitz”. Ile prawdy, ile kiczu

Żydowska Orkiestra Symfoniczna

Getto kocha Beethovena. Najbardziej w wykonaniu orkiestry Szymona Pullmana (jego żona jest kierowniczką świetlicy pogotowia opiekuńczego dla żebrzących dzieci przy ulicy Wolność 16, niedługo będzie musiała zdecydować, czy zostanie ze swoimi maluchami; zostanie). Moment, gdy Pullman podnosi batutę, i to, jak wydobywa nowe emocje z dźwięków – przy tym przeżyciu nie ma znaczenia, że w getcie brakuje instrumentów: obojów, fagotów, fletów i waltorni. Pullman ma w orkiestrze dwóch saksofonistów. „Szlachetne, romantyczne brzmienie waltorni zastąpione przez nieco jaskrawy i płytki dźwięk saksofonu. Lecz inteligentny acz wrażliwy słuchacz przyjął tę namiastkę jako konieczność wywołaną warunkami nadzwyczajnymi” – pisał nie bez podziwu recenzent Aleksander Rozensztejn w „Gazecie Żydowskiej” w czerwcu 1941 roku. Dokonywano licznych przeróbek dzieł klasyków i romantyków, by dostępne instrumenty mogły grać partie zamiast innych, których brakowało.

Adam i Felicja Czerniakowowie doprowadzają do utworzenia Żydowskiej Orkiestry Symfonicznej w getcie. Niunia jest jej patronką. Pierwszy koncert odbył się 25 listopada 1940 roku w sali Biblioteki Judaistycznej przy ulicy Tłomackie 5. W programie znalazły się dzieła Beethovena: uwertura „Coriolan”, „V koncert fortepianowy Es-dur”, uwertury do „Niemej z Portici” Daniela Aubera i „Peera Gynta” Edwarda Griega. Beethovena jest oczywiście najwięcej: uwertury, symfonie I, III, V, VIII, IX. W Melody Palace odbyło się wzruszające wykonanie „VI Symfonii »Patetycznej« Piotra Czajkowskiego. Muzyka gra również w sali teatru Femina, w sali Gospody przy Orlej 6, w Domu Sierot Janusza Korczaka. Część dochodów trafia na cele dobroczynne, ubodzy dostają bezpłatne bilety. Muzyka jest też wszędzie indziej – upchnięta w getcie razem z jej wykonawcami. Podobnie jak oni zmieniona, inna, ale wciąż żywa, wymykająca się ramom, w których została uwięziona. Głodujący muzycy i śpiewacy operowi rozstawiają się co dzień dosłownie na każdym rogu. Podwórka – amfiteatry getta, jak piszą dziennikarze – zajmują uliczne zespoły. Mają doświadczenie z taką akustyką. Wielu innych może tylko pomarzyć o tej namiastce sali koncertowej. Lecz grają mimo wszystko: na skrawku betonu, w zakamarku placu.

Nieżydowski Chopin na oficjalnym posiedzeniu

Od początku 1942 roku władze okupacyjne zaczynają coraz kategoryczniej podchodzić do zakazu wykonywania muzyki „nieżydowskiej”. Rekwirowane są instrumenty, trwają prześladowania. Coraz mniej pomagają interwencje i zapewnienia Czerniakowa, że od tej pory wykonywane będą tylko utwory żydowskie. Muzyka polska – niezapowiadana – nadal się pojawia, przeważnie w bisach. Żydzi oprócz Beethovena kochają też Brahmsa i Chopina. Nie wyobrażają sobie, że mogliby zrezygnować z tego, jak pisał Ludwik Hirszfeld, „wieczystego piękna”. Zabronić grania ich utworów to jak zabronić cieszenia się słońcem. Więc finał „IX Symfonii Beethovena”, Oda do radości, wybrzmiewa na ulicach i w salach koncertowych. Ostatni oficjalny koncert symfoniczny odbywa się 12 kwietnia 1942 roku. Obok Mozarta, Paganiniego, Webera i Mendelssohna jest „Źródło Aretuzy” Karola Szymanowskiego, zagrane na skrzypcach przez Henryka Reinberga. Od tamtej pory orkiestra ćwiczy już tylko potajemnie. Przygotowują kolejny koncert. Boli jednak, że dźwięki, które pozwalały myślom wyjść poza mury, zeszły do podziemia, ucichły.

Na posiedzeniu w dniu urodzin Abrahama Gepnera 28 czerwca Czerniaków przygotował dla gości niespodziankę. Zaczęło się punktualnie w południe. Na publiczną sesję rady zaproszono ośmiuset gości, wśród nich artystów, badaczy, lekarzy, nauczycieli i działaczy dawnego ruchu rzemieślniczego. Szybko zjawił się SS-Untersturmführer Karl Georg Brandt – chciał obejrzeć salę. Była wypełniona po brzegi. Na szczęście wyszedł przed przerwą. Referowali ludzie Czerniakowa: Sztolcman o Zakładzie Zaopatrywania, adwokat Altberg w imieniu Rady Gospodarczej o sytuacji ekonomicznej w dzielnicy, radca Rosen o działalności Wydziału Pracy i obozach. Nawoływał do utrzymania produkcji: „Osiemdziesiąt tysięcy ludzi pracuje. Być może ich praca opłaci prawo do życia”. Na zakończenie głos zabrał sam prezes. Zaczął od kilku słów o Gepnerze. Odczytał fragmenty swojego dziennika, bez żadnych ozdobników. Nie udawał, nie zakłamywał rzeczywistości, jak jego przełożeni zakłamywali ją wobec niego. „Jest tak i tak, tego a tego dnia rozstrzelano tylu a tylu, tego a tego dnia udało się wykupić tylu a tylu, tego a tego dnia było tyle a tyle pogrzebów” – donośnie wybrzmiewał jego głos. Jak zapamiętał Ludwik Hirszfeld, wśród szmerów na sali można było wyłowić jedno słowo: „wstrząsające”.

W przerwie Czerniaków zaprasza zgromadzonych na herbatę. Szeptów jest niewiele, mało kto czuje, że ma prawo przerwać ciszę, jaka zaległa po jego słowach. I wtedy daje się posłyszeć fortepian. Po chwili goście w granych przez muzyka dźwiękach rozpoznają „Mazurka Dąbrowskiego”. Zastygają. Z szacunku i ze wzruszenia. Nie ze strachu – choć przecież za tę pieśń i artysta, i prezes, i większość obecnych mogła zostać zesłana do obozu koncentracyjnego. Obecny wśród gości Hirszfeld będzie zapewniał, że w niczyich oczach nie dostrzegł obawy – przeciwnie, były w nich nadzieja i wdzięczność. Rozległa się wiązanka preludiów Chopina przeplatana akordami „Jeszcze Polska nie zginęła”. Nieżydowski Chopin na oficjalnym posiedzeniu miał swoją wymowę.

Muzyka rozbrzmiewa też w innych miejscach. 8 lipca 1942 roku Czerniaków zapisuje:

„Wielu ma do mnie pretensję, że urządzam zabawy dla dzieci, że uroczyście otwieram ogródki, że gra orkiestra etc. Przypominam sobie film: okręt tonie, a kapitan, celem dodania ducha pasażerom, każe grać orkiestrze jazzbandowej. Postanowiłem naśladować tego kapitana”.

Czytaj więcej

Ekwador w Manieczkach. Sylwia Chutnik poleca w "Plusie Minusie"

Zawiadomienie o rozdziale cukierków

Der Obmann des Judenrates in Warschau”. Brzmi, jakby był jednym z nich. To tytuł teczki. Miesięczne spisy konsumentów i raporty z wykonania rozdziału chleba. W 1942 roku dwieście pięćdziesiąt gramów na osobę dziennie mnożone przez liczbę ludzi. 27 maja jeszcze przydział cukierków, które Zakład Zaopatrywania rozdysponuje między 28 maja a 7 czerwca 1942 roku. Na kupon jedenaście dodatkowych kart dla dzieci serii „DC”. Po sto gramów cukierków netto.

„Cukierki pakowane są w torebki firmowe Zakładu Zaopatrywania. Przy odbiorze cukierków należy przedstawić pismo niniejsze oraz poświadczoną listę konsumentów dzieci. Cukierki wydane zostaną tylko dla tych konsumentów, którzy figurują na poświadczonej liście. […] Zawiadomienie o rozdziale cukierków należy umieścić w widocznym miejscu na szybie wystawowej”.

Czerniaków prowadzi swój statek – choćby na mieliznę, ale przy akompaniamencie orkiestry – i póki żyje, nie da się zatrzymać. Otwiera kurs szkoleniowy dla nauczycieli – będą potrzebni w nowych placówkach dla dzieci ulicy. Oni też potrzebują wsparcia, docenienia. Co z tego, że wciąż na wszystko brakuje pieniędzy, że znów nie będzie przydziału zboża. W siedzibie gminy odbywa się uroczyste otwarcie kursu. Przemawia Czerniaków i znamienici goście – uznani pedagodzy, pani Wolfowa i Michał Brandszteter, były kierownik gimnazjum w Łodzi. Sala jest pełna.

W obecności Niuni zjawia się delegacja służby porządkowej i doręcza 32 900 złotych – wpływy z koncertu na rzecz patronatu nad więźniami. Czerniaków stara się, by część więźniów zwolniono, zwłaszcza dzieci. Czasem jest bezsilny, jak w przypadku niemieckich Romów przymusowo osiedlonych w getcie. Zwrócili się do niego z prośbą: ci urodzeni i mieszkający od setek lat w Hamburgu chcieliby wrócić do Niemiec. Mówią, że są z rodziny tych Weissów. Jeden z nich brał udział w wielkiej wojnie, ma liczne odznaczenia za zasługi w boju. Twierdzą, że ich bliscy krewni służą w armii niemieckiej. Prezes nie wie, co im powiedzieć. Może niepotrzebnie daje im nadzieję, nie mówiąc od razu, że nie ma na to szans?

Atmosfera zaciskającej się pętli

Od połowy czerwca 1942 roku notatki Czerniakowa są dłuższe, naładowane konkretami, liczbami. Na ich tle wybija się jedna, z 6 lipca 1942 roku, gdy zapisuje: „Dziś 29-letnia rocznica mego ślubu”. To coś z innego porządku, jakaś próba zakotwiczenia się w resztkach życia sprzed i spoza rzeczywistości prezesa Judenratu w getcie warszawskim. Pozostałe notatki oddają zapewne stan ducha ich autora – spadają nań sprawy coraz trudniejsze i coraz bardziej oderwane od rzeczywistości, w której jego zasady postępowania miały jakiekolwiek uzasadnienie. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. To już wie. Co przeraża go bardziej, to że wszystko można znormalizować. Wystarczy tak właśnie przesuwać granice, krok za krokiem, centymetr po centymetrze, jedno złamane ludzkie prawo po drugim. Niespiesznie, żeby nie było buntu. Oczywiście będą tacy, którzy i tak się zbuntują, nie mogą znieść najmniejszej niesprawiedliwości i nie pogodzą się z przesuwaniem granic normalności. Będą uważali, że nienormalna rzeczywistość wymaga użycia niestandardowych środków. Że odpowiedzią na przemoc musi być przemoc. Czerniaków nie należy do tego grona, co nie znaczy, że nie wierzy w opór. Jego przyjaciel i współpracownik Leon Tyszka Tenenbaum będzie twierdził, że prezes wierzył i w walkę, i w zwycięstwo, i nawet w zemstę. Nie daje jednak żadnego znaku, żadnego gestu – niczego, co pozwoliłoby tamtym ludziom sądzić, że pójdzie z nimi, za nimi, a już na pewno nie że to on poprowadzi ich na barykady. „O, jakby się chciało złapać pierwszy lepszy lichtarz stojący na biurku albo inny ciężki przedmiot i rozłupać czerep jakiegoś Niemca – mówił do Tyszki. – Ale trzeba zacisnąć zęby i przeczekać, bo na to jest jeszcze za wcześnie”. Wciąż uważał, że bunt mógłby tylko pogorszyć sprawę i pochłonąć wiele dodatkowych niewinnych ofiar.

Atmosfera zaciskającej się pętli panuje nie tylko wewnątrz getta. Wyczuwają ją chyba również polscy chuligani, bo coraz częściej zasadzają się na Chłodnej, w „środku aryjskim”, gdzie przebiega łącząca dwie części getta kładka; dla zabawy wybijają kamieniami szyby w żydowskich oknach, do których stamtąd swobodnie dosięgają. W gorącym lipcu 1942 roku Adam Czerniaków skreśla niemal informacyjnie: „Grupa porządkowa zjawia się na miejscu, jak zwykle. Po uprzątnięciu kamieni ze środka ulicy Chłodnej nie zostanie tamtym wiele amunicji”. Żeby Żydzi w getcie byli bezpieczniejsi (jest w pełni świadomy tej ironii), oprócz sprzątania gruzów będzie zabiegał także o całkowite odcięcie z aryjskiej strony dostępu do miejsc, z których łatwo jest atakować ludzi w środku.

Zagrożenie ze strony polskich wyrostków to niejedyne wzmagające się w ostatnim czasie niebezpieczeństwo. Getto przywykło już do szmalcowników czyhających przy murze po tamtej stronie na szmuglujące dzieciaki. Trudniej przyzwyczaić się do Frankensteina – tak ze względu na jego odrażający wygląd i olbrzymią posturę nazywają jednego z najokrutniejszych niemieckich żandarmów, pilnującego muru i bez żadnego powodu strzelającego do dzieci przemykających się z kawałkiem chleba lub zarobioną kilkugroszówką w kieszeni u jednego z wylotów z getta. Do tego w dzielnicy coraz częściej pojawiają się uzbrojeni niemieccy „cywile” i jakby nigdy nic strzelają do przechodniów. Nie wiadomo, kim są. Interwencje Czerniakowa u władz nic nie dają. Czy wchodzą do getta za odgórnym przyzwoleniem, czy po prostu los mieszkańców tej części miasta tak mało obchodzi okupacyjne władze, że nie widzą powodu do ingerencji? Prezes interweniuje w tej sprawie u Auerswalda, Brandta i Mendego, nic to jednak nie daje. Cywile strzelają do przechodniów w biały dzień, jakby urządzali sobie polowania na ludzi. Prezes notuje: „Od kilku dni strzelają do spacerowiczów po 9 wieczorem. Dziś w dzień to samo”. A kilka dni później: „Wczoraj po obiedzie zastrzelono kilka osób. Sprawcy – jacyś cywile w opaskach, na boso”.

Czytaj więcej

„Flirt z Paralipomeną. Mitologie”: Śledztwa zbójcy Gębona

Na początku lipca 1942 roku wydano nagle zarządzenie zabraniające odpowiadać na przychodzące do Warszawy listy, w których się zapytuje o Żydów. „Zdaje się, że pogłoski o wysiedleniu mają pewną podstawę”.

Gdy Czerniaków zasięga języka po polskiej stronie, nie zostawiają mu nadziei. Twierdzą, że coś jest na rzeczy. Ale co dokładnie? Bo przecież nie całkowita eksterminacja ludzi? Kogo wywiozą, dokąd i po co? Komu pozwolą zostać? Co dzień inne domysły, nowe wersje i kręcenie głowami. „Niemożliwe, nic nie słyszałem”; „Te pogłoski są niepotwierdzone”.

Czerniaków notuje w dzienniku krążący po dzielnicy dowcip: „Optymizm żydowski: dwaj Żydzi stoją pod szubienicą. Jest dobrze, powiada jeden, nie ma dla nas amunicji”.

Fragment książki Patrycji Dołowy „Pęknięte lustro. Próba portretu Adama Czerniakowa”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Filtry

Zza okna z Chłodnej dobiegają dźwięki, aria, śpiew operowy. Vibrato wypełnia ulice, skwery, sączy się na podwórka. To Wagner, prezes rozpoznaje jego arię. Zakazana muzyka – żydowska bezczelność! Adam Czerniaków jest melomanem. Poświęca tej swojej pasji wiele wpisów. Marzy, by stworzyć w getcie operę. Ma nawet pomysł na repertuar: „Żydówka”, „Carmen” lub „Opowieści Hoffmanna”. Musiałby mieścić się w ramach tego, czego wolno słuchać Żydom. Wolno grać kompozytorów żydowskich, na przykład Halévy’ego, Bizeta, Offenbacha, Meyerbeera, Mendelssohna, Mahlera; nie wolno grać nieżydowskich, zwłaszcza niemieckich. A jednak słychać Verdiego, Pucciniego, Moniuszkę, Schumanna, Schuberta. Są i żydowskie pieśni, i ludowa polska piosenka, i Chopin, i oczywiście Beethoven.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich