„Przez ścianę”: Znali się nie z widzenia

Ta para poznała się w 1948 r. Stukali do siebie w ścianę aresztu na Rakowieckiej Morse’em. Czy można się przez tak wątły kontakt zakochać? Odpowiedzi na to pytanie udziela wyjątkowy spektakl w reżyserii Leszka Zdunia.

Publikacja: 28.06.2024 17:00

„Przez ścianę”: Znali się nie z widzenia

Foto: mat.pras.

Na spektakl „Przez ścianę”, wystawiany w budynku dawnego aresztu na Rakowieckiej (dziś Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL), szedłem z wątpliwością. Co nowego można jeszcze powiedzieć o martyrologii czasu stalinizmu? Teatr to tylko słowa, ale czy nie doznamy wrażenia epatowania koszmarem?

Tylko że… Posadzono nas w więziennym korytarzu. Kraty były nad nami, na wyższym piętrze, i także przed nami. Trzeba było wytrzymać ponad godzinę na twardych stołkach bez oparć. Może na takie doświadczenia wciąż jesteśmy skazani? W czasach, kiedy historia w okrutnych formach znowu puka do naszych drzwi.

Patrzymy na dwie cele zbudowane na końcu korytarza przez znakomitą scenografkę Aleksandrę Redę. Opowieść snuje dwójka aktorów: Ksawery Szlenkier i Magdalena Krylik. Czasem dialogują cytując słowami swoje komunikaty wystukiwane Morse'em, czasem mówią językiem listów lub wspomnień. Ich pełne męki wstępne monologi są konieczne, musimy się dowiedzieć, kim są. A są dawnymi żołnierzami podziemia, ale też zwykłymi ludźmi, którzy chcieli po wojnie spokojnie żyć, bali się przesłuchań, których obserwujemy w stanie ich największej bezbronności, co budzi zawstydzenie. To część prawdy o tamtych czasach. Tyle że wkrótce wychodzimy poza polityczną historię.

Wiedziałem, że PPS-owiec Antoni Pajdak, jeden z 16 przywódców Polski podziemnej wywiezionych do Moskwy, miał córkę Wiesię. I wiedziałem, że Jerzy Śmiechowski, w czasie wojny żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, pomógł w ucieczce za granicę PSL-owcowi Stefanowi Korbońskiemu. Ale dzieje znajomości, potem związku Wiesi i Jurka jakoś przeoczyłem.

Czytaj więcej

Koalicja sparaliżowanych

Tymczasem w roku 2018 wyszła nawet książka o tej niezwykłej parze: „Krótka historia o długiej miłości” Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Oboładze. Tu autorem scenariusza i reżyserem jest Leszek Zduń, aktor Teatru Klasyki Polskiej. Producentem – Fundacja ArtBene aktora Jacka Pluty. Na sam pomysł wpadła aktorka Magdalena Krylik. Zduń posłużył się materiałami zgromadzonymi przez syna tamtych ludzi.

Ta para poznała się w 1948 r. Stukali do siebie w ścianę aresztu na Rakowieckiej Morse’em. Czy można się przez tak wątły, choćby wielomiesięczny, kontakt zakochać? Tak się stało. Raz ona wychodziła z więzienia, raz on, po tym gdy wyrok śmierci zmieniono mu na cztery lata. Więź przetrwała. W 1953 r. wzięli ślub w więzieniu w Grudziądzu, gdzie ona odsiadywała wyrok po powtórnym aresztowaniu. Oboje znali w tym momencie swoje twarze tylko ze zdjęć.

To opowieść o sile ludzkich więzów, o tym że mogą przetrwać podczas największej opresji. Stają się częścią walki o zachowanie godności, a razem są czymś więcej. Są tajemnicą porozumienia dusz, gdy nie ma bliskości ciał. To także kawałek portretu pokolenia. Dzielą ich nie tylko różnice ideowe: ona socjalistka, on narodowiec, ale i społeczne. To ona jest lepiej wykształcona. Ona ofiaruje jemu opowieść o Tristanie i Izoldzie. Czy coś podobnego byłoby możliwe dzisiaj?

Są też dygresje dotyczące realiów epoki (upiorna opowieść Wiesi o zadenuncjowaniu jej koleżanki w następstwie prowokacji), ba, zdarzają się nieliczne momenty humorystyczne. Chybotliwość nastroju świetnie punktuje muzyka Rafała Odrobiny. Miałem wrażenie, że słów jest w tym spójnym, precyzyjnym widowisku akurat tyle, ile potrzeba. Reszta zawiera się w mowie ciała, czasem w milczeniu dwójki aktorów.

Magdalenie Krylik, aktorce muzycznej, zdarza się nawet śpiewać. Oboje z Ksawerym Szlenkierem są starsi niż ich dwudziestoparoletni bohaterowie. Ale ludzie młodzi byli wtedy dojrzalsi. Oboje nawiązują niezwykłą więź nie tylko między sobą, ale i z widzami. Najpierw poprzez swą poprzetrącaną kruchość, ale potem przez odradzanie się, dźwiganie, wstawanie. Za ich pośrednictwem dotykamy istoty człowieczeństwa.

Czy ostatecznie ich bohaterowie przetrwali, aby „żyć długo i szczęśliwie”? Sami się państwo przekonajcie.

Na spektakl „Przez ścianę”, wystawiany w budynku dawnego aresztu na Rakowieckiej (dziś Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL), szedłem z wątpliwością. Co nowego można jeszcze powiedzieć o martyrologii czasu stalinizmu? Teatr to tylko słowa, ale czy nie doznamy wrażenia epatowania koszmarem?

Tylko że… Posadzono nas w więziennym korytarzu. Kraty były nad nami, na wyższym piętrze, i także przed nami. Trzeba było wytrzymać ponad godzinę na twardych stołkach bez oparć. Może na takie doświadczenia wciąż jesteśmy skazani? W czasach, kiedy historia w okrutnych formach znowu puka do naszych drzwi.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku