Na spektakl „Przez ścianę”, wystawiany w budynku dawnego aresztu na Rakowieckiej (dziś Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL), szedłem z wątpliwością. Co nowego można jeszcze powiedzieć o martyrologii czasu stalinizmu? Teatr to tylko słowa, ale czy nie doznamy wrażenia epatowania koszmarem?
Tylko że… Posadzono nas w więziennym korytarzu. Kraty były nad nami, na wyższym piętrze, i także przed nami. Trzeba było wytrzymać ponad godzinę na twardych stołkach bez oparć. Może na takie doświadczenia wciąż jesteśmy skazani? W czasach, kiedy historia w okrutnych formach znowu puka do naszych drzwi.
Patrzymy na dwie cele zbudowane na końcu korytarza przez znakomitą scenografkę Aleksandrę Redę. Opowieść snuje dwójka aktorów: Ksawery Szlenkier i Magdalena Krylik. Czasem dialogują cytując słowami swoje komunikaty wystukiwane Morse'em, czasem mówią językiem listów lub wspomnień. Ich pełne męki wstępne monologi są konieczne, musimy się dowiedzieć, kim są. A są dawnymi żołnierzami podziemia, ale też zwykłymi ludźmi, którzy chcieli po wojnie spokojnie żyć, bali się przesłuchań, których obserwujemy w stanie ich największej bezbronności, co budzi zawstydzenie. To część prawdy o tamtych czasach. Tyle że wkrótce wychodzimy poza polityczną historię.
Wiedziałem, że PPS-owiec Antoni Pajdak, jeden z 16 przywódców Polski podziemnej wywiezionych do Moskwy, miał córkę Wiesię. I wiedziałem, że Jerzy Śmiechowski, w czasie wojny żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, pomógł w ucieczce za granicę PSL-owcowi Stefanowi Korbońskiemu. Ale dzieje znajomości, potem związku Wiesi i Jurka jakoś przeoczyłem.
Czytaj więcej
Dopóki obecny obóz władzy będzie miał choćby minimalną przewagę nad PiS, głosy wzywające koalicjantów do zgody będą słuchane. A co, jeśli sondaże się pogorszą? Przykład tego, czym to się może skończyć, mamy za Odrą.