Tylko my dwoje” zaczyna się jak romans. Blanche poznaje mężczyznę swoich marzeń. Para pobiera się, rodzą się dwie córeczki. Ale Gregoire zostaje przeniesiony przez swoją firmę do innego miasta. Dla Blanche to cios, bo blisko związana jest ze swoją rodziną – matką i siostrą bliźniaczką. Po przeprowadzce pojawia się pierwszy zgrzyt w związku: okazuje się, że Gregoire o zmianę miejsca pracy prosił. W małżeństwie zaczyna się dziać coraz gorzej. Mężczyzna niechętnie zgadza się na pracę żony w szkole, inwigiluje ją, zamęcza telefonami, separuje od otoczenia. Jest zazdrosny o wszystko i wszystkich, chce ją odciąć od świata, niszczy psychicznie. Wreszcie staje się agresywny. Już nie tylko się awanturuje. Bije.

Czytaj więcej

Jerzy Kapuściński: Słabo wspieramy młodych artystów

Valérie Donzelli zrobiła film o przemocy domowej. Ciekawy także dlatego, że nie sportretowała rodziny z marginesu, gdzie cuchnący wódką facet bije przestraszoną żonę. Akcja „Tylko my dwoje” toczy się wśród typowych przedstawicieli klasy średniej. Tylko siostra bliźniaczka zrozumie, co dzieje się z Blanche. Interesującą kreację tworzy tu Virginie Efira grająca dwie siostry.

Scenariusz „Tylko my dwoje” oparty na książce Érica Reinhardta Donzelli napisała z Audrey Diwan, która kilka lat temu została nagrodzona weneckim Złotym Lwem za film o aborcji „Happening”. Francuskie reżyserki – Donzelli, Diwan, ale też niedawne zdobywczynie canneńskich Złotych Palm Justine Triet („Anatomia upadku”) i Julia Ducournau („Titane”) czy Coralie Fargeat nagrodzona w tym roku w Cannes za „The Substitute” – to nowe pokolenie kobiet, które nadają dziś ton francuskiemu kinu.