Czarodziejska góra” to w największym skrócie historia zmagań o duszę i umysł młodego studenta, Hansa Castorpa, który trafiając do sanatorium, znajduje się pomiędzy siłami reprezentującymi materializm i mistycyzm, intelektualizm i głębokie żądze nieświadomości, oraz życie i śmierć. „Ciało, miłość, śmierć, ta trójka to Jedno” – pisał Mann w swej najsłynniejszej powieści i dodawał: „Bo ciało to choroba i rozkosz, i to ono tworzy śmierć. Tak, miłość i śmierć, obie są cielesne, to jest ich groza i ich wielka magia”.
Jedno sanatorium jest na wojnie w Ukrainie, drugie w czasie pandemii Covid-19
Dotychczasowi reżyserzy przenoszący „Czarodziejską górę” na deski sceniczne przypominają mi bardzo McMurphy’ego z „Lotu nad kukułczym gniazdem”, który decydując się na czyn niemożliwy i ponosząc porażkę, pocieszał się słowami: „Ale próbowałem, przynajmniej próbowałem”.
W przypadku tej powieści próby bywały naprawdę ambitne: choćby polska prapremiera Andrzeja Dziuka w Zakopanem rozpisana na dwa wieczory, jak dwa tomy dzieła idealnie oddawała nastrój ośrodka zamkniętego i pewnego wyobcowania. Widzowie czuli się niemal uczestnikami zapasów z życiem, oswajania ze śmiercią. Ale też obserwatorami pełnej erotycznego szaleństwa walki o duszę głównego bohatera. Barbara Sas w Teatrze Słowackiego w Krakowie o wielu scenach myślała jak człowiek filmu, miała też za sobą wybitną inscenizację „Idioty” Fiodora Dostojewskiego. Udało się jej więc zatrzeć granicę między teraźniejszością, przeszłością i przyszłością, światem realnym i fantasmagorycznym. W operowej realizacji Andrzej Chyra z kompozytorem Pawłem Mykietynem zespolili świat słowa, obrazu i dźwięku w opowieść o dojrzewaniu do śmierci. Wersja Wojciecha Malajkata skupiała się przede wszystkim na anegdocie i jako hołd złożony Jerzemu Grzegorzewskiemu miała zerwać z kabaretowym profilem Teatru Syrena.
Czytaj więcej
W naszych zbiorach obok najstarszych zabytków języka polskiego mamy rękopisy Agnieszki Osieckiej, Jacka Kaczmarskiego czy zapis kołysanki Krzysztofa Komedy – mówi Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej, i zapowiada, co będzie można oglądać w zamkniętym dotąd Pałacu Rzeczypospolitej.
Realizatorzy dwóch najnowszych inscenizacji granych obecnie w Warszawie i Gdyni postanowili przenieść swą opowieść w teraźniejszość. Jacek Bala w gdyńskim Teatrze Miejskim mocno zaznaczył temat wojny z Ukrainą, a z kolei Michał Borczuch w TR Warszawa (na zdjęciu) odniósł się do czasów pandemii.