Nigdy nie pracowałem tak dużo, jak teraz. Nigdy to mnie aż tak nie stresowało. I jeszcze nigdy nie czułem, że to wszystko jest tak bardzo pozbawione sensu – opisuje w rozmowie z „Plusem Minusem” swoje doświadczenia menedżer z Warszawy, który od sześciu miesięcy regularnie konsultuje się z psychiatrą.
Specjaliści potwierdzają, że do ich gabinetów zgłasza się obecnie najwięcej od lat zniechęconych i zmęczonych kierowników działów i zespołów. Lekarze też coraz dokładniej widzą, z czego wynika to zjawisko. I mają coraz więcej sprawdzonych sposobów, by wspierać tę liczną grupę pacjentów.
Za dużo maili, presja na wynik, brak feedbacku. Na to się skarżą sfrustrowani menedżerowie
Sami menedżerowie wskazują, że jedna z przyczyn ich problemów to nadmiar bodźców. – Telefonów i e-maili jest coraz więcej. Rośnie liczba wiadomości, na które trzeba merytorycznie odpowiedzieć. Jeśli się do nich nie odniesiemy, będzie problem. Gdyby to były tylko telefony i poczta elektroniczna, byłoby lekko, ale dochodzą dodatkowe komunikatory, aplikacje, WhatsApp, wewnętrzny intranet, e-grupy przydzielone do konkretnych zadań... Samo kontrolowanie, co tam się dzieje, zajmuje dużo czasu. A przecież trzeba zająć się głównymi zadaniami, z których jesteśmy rozliczani przez naszych szefów – skarży się odpowiedzialny za sprzedaż w centralnej Polsce menedżer z branży farmaceutycznej, któremu podlega zespół liczący dziesięć osób. – Wiem, że pracuję efektywniej i szybciej niż pięć, trzy czy dwa lata temu. Podsuwam pomysły, lepiej niż kiedyś dogaduję się z ludźmi. Czasami sam jestem zaskoczony, że dałem radę, a jednak, doświadczenie, praca i ambicja robią swoje. Tylko że i tak nikt tego nie docenia. Mam wrażenie, że tylko się odwrócę, a ktoś podwyższa po cichu poprzeczkę – dodaje kierownik pracujący w branży marketingowej.
– To na mnie nakładane są odpowiedzialność i presja na wynik – kontynuuje. – Jest oczekiwanie, że ja będę dawał informację zwrotną swoim ludziom, tymczasem sam nie dostaję feedbacku. Chyba że gdzieś komuś powinie się noga, wtedy uwagi czy raczej miażdżąca krytyka przyjdą szybko. Bliscy, rodzice, rodzeństwo nie rozumieją tego, bo są w innych branżach, nigdy tak nie pracowali, a poza psychiatrą albo psychologiem nie mam z kim o tym porozmawiać.
Sfrustrowani menedżerowie faktycznie trafiają do gabinetów specjalistów. – Obserwuję u tych pacjentów uczucie bezradności i niemożności sprostania wymaganiom. To widać zwłaszcza u kierowników regionalnych, czasem też wśród górnego menedżmentu dużych firm – potwierdza psychiatra prof. Sławomir Murawiec. – Te osoby mają poczucie, że nie mogą zrobić tego, czego się od nich oczekuje. Uważają, że zadania, które dostają, na przykład te sprzedażowe, są nierealistyczne. Jeden z moich pacjentów powiedział: „Rynek rośnie o 4 procent, a ode mnie oczekuje się, że zrobię 400 procent”. Góra jest zbyt wysoka, by dostać się na szczyt. Kierownicy zaczynają się miotać, chcą dbać o pracowników i jednocześnie dobrze wykonywać swoją pracę. Tymczasem w takich warunkach to staje się wręcz niemożliwe – opisuje specjalista.