Knizia ma na swoim koncie ponad 800 tytułów, wśród nich produkcje niepozorne, idealne na spotkania towarzyskie, jak i złożone, wymagające skupienia. Najnowsza, przeznaczona dla dwóch osób „Marabunta”, łatwa nie jest. To jedna z tych produkcji, w których szczęście nie ma większego znaczenia, liczy się zastosowana strategia i umiejętność przechytrzenia przeciwnika.
Gra zaskakuje oryginalną mechaniką. Rzuca się w niej kośćmi, pisze ścieralnym mazakiem po planszy, wreszcie w ramach swojego ruchu oddaje przeciwnikowi ważną decyzję. W efekcie do odniesienia zwycięstwa przydaje się znajomość psychologii – chodzi o to, by podpuścić rywala. Przekonać go do zrobienia tego, czego się od niego oczekuje.
Czytaj więcej
Nestor włoskiego kina, 70-letni Nanni Moretti, kieruje kamerę na siebie samego. Tym razem po to, by spytać, po co właściwie kręci te wszystkie filmy?
Uczestnicy zabawy wcielają się w dowódców dwóch armii mrówek, które rywalizują o przedstawione na planszy terytorium podzielone na sześć sektorów. W swojej rundzie gracz rzuca sześcioma kostkami i dobiera jeden kafelek. Następnie dzieli wszystkie te elementy na dwie grupy i pozwala swojemu przeciwnikowi wybrać, a następnie wykorzystać jedną z nich. Następnie sam wykorzystuje grupę drugą.
Zarówno kafelki, jak i kostki pozwalają zajmować obszary na planszy, zapełniać liście punktacji i gromadzić specjalne skrzynki. Zasad jest sporo i początkowo wydają się skomplikowane; niełatwo jest je wyjaśnić. Na szczęście po kilku partiach, kiedy człowiek zaczyna swobodnie się w nich poruszać, „Marabunta” okazuje się bardzo ciekawą pozycją. Złożoną i wymagającą. Dokładnie taką, jakiej można się spodziewać po jednym z najbardziej doświadczonych projektantów.