Nie mogę wziąć udziału w dyskusji na temat serialu Netfliksa, jako że jego oglądanie zakończyłem w dziesiątej minucie pierwszego odcinka po serii żenująco niezabawnych żartów. Ale wśród domowników nie byłem wcale rekordzistą, bo propozycja wyłączenia padła jakieś dwie minuty wcześniej. Staram się to odzobaczyć, ale z tego, co pamiętam, sceną, która przelała czarę goryczy, były dzieci taplające się w gnoju. Nie żeby mi jakoś przeszkadzały odchody, osobiście uważam, że śmiać się można ze wszystkiego, ale to, czy coś jest zabawne, zależy od kontekstu kulturowego. No i poczucia humoru. Owszem, można mnie zawsze oskarżyć o jego brak. Nie będę się podpierał tym, że też napisałem serial komediowy i prowadziłem satyryczne programy. Niedowcipnych satyryków i autorów komedii nie brakuje, o czym przekonujemy się w Polsce na każdym kroku. Ale kino Stanisława Barei, Juliusza Machulskiego czy Sylwestra Chęcińskiego wciąż mnie śmieszy. Tak jak skecze Zenona Laskowika, dawnego kabaretu Pod Egidą czy Roberta Górskiego, z którym wspólnie w tym miejscu miałem przyjemność pisywać. Tak że, statystycznie, bawi mnie to, co większość Polaków w moim wieku.
Czytaj więcej
Polacy to urodzeni symetryści. Na pytanie, czy to oznacza, że gustujemy w estetyce idiotów, muszą państwo sobie sami odpowiedzieć.
Nie rozumiem też niezwykłego pobudzenia części mediów, wieszczących przełomowość tego serialu jakoby łamiącego wszelkie tabu i, w związku z tym, dzielącego Polaków. W domyśle na propisowskich ponuraków, których „1670” nie śmieszy, i młodych wykształconych z wielkich ośrodków, których to niepomiernie bawi. Akurat osoby, w towarzystwie których serial oglądałem, do PiS-u żywią autentyczną niechęć, a wyłączać chciały wcześniej ode mnie. O ile wiem, podobnie jak ja nie widzą niczego obrazoburczego w żartach z XVII-wiecznej szlachty. W ogóle trudno wyobrazić sobie, kogo by to dziś mogło oburzać.
Nie rozumiem też niezwykłego pobudzenia części mediów, wieszczących przełomowość tego serialu jakoby łamiącego wszelkie tabu i, w związku z tym, dzielącego Polaków.
Sam pomysł na serial nie jest może zły, ale też nie jest jakoś szczególnie odkrywczy. W gruncie rzeczy jest to rodzaj parodii motywów z sienkiewiczowskiej Trylogii. Ale przecież na scenie teatralnej zrobił to już, bardzo radykalnie, Mikołaj Grabowski w „Opisie obyczajów” wg Kitowicza. I to 35 lat temu. Coś mi się zresztą zdaje, że twórcy „1670” tego spektaklu nie widzieli. Ze stratą dla siebie. Ale nie mam zamiaru nikogo pouczać… Serial ma legion fanów i najlepiej przekonać się samemu, czy jest zabawny, czy nie. Na tym można by zakończyć, gdyby nie pytanie: skąd ten szum wokół jakiejś komedii?