„Papierosy” Macieja Piotra Prusa: Rewolucja szlugów

Maciej Piotr Prus w oryginalny sposób puszcza z dymem swoją przeszłość. Jego „Papierosy” to bardzo udana powieść.

Publikacja: 19.01.2024 17:00

„Papierosy”, Maciej Piotr Prus, wyd. Wydałem

„Papierosy”, Maciej Piotr Prus, wyd. Wydałem

Foto: Andrzej Pilichowski-Ragno

Znalazł jeden prosty sposób. Zobacz jak!” – głoszą clickbaitowe nagłówki. Tym razem jednak Maciej Piotr Prus faktycznie znalazł rewelacyjny sposób, by opowiedzieć o swoim życiu, nie popadając w banalne gawędziarstwo i wspominki spod znaku „kiedyś to były czasy”. Ten jego prosty sposób to tytułowe papierosy. To one są rekwizytem przechodzącym z narratorem z rozdziału do rozdziału i z epoki do epoki. Przeróżne fajki i szlugi – krajowe, zagraniczne, skręcane własnoręcznie, palone namiętnie i co chwila rzucane – przeprowadzają nas z głębokiej komuny do współczesności. Stanowią przy tym wdzięczną przestrzeń do budowania kolejnych metafor.

Jakie papierosy palono w PRL-u?

Maciej Piotr Prus, rocznik 1958, to dość znana postać, zwłaszcza w Krakowie. Stan wojenny spędził we Francji, gdzie wydawał emigracyjny miesięcznik „Kontakt”. Po 1989 r. etatowy redaktor naczelny, m.in. „Przekroju” i „Playboya”. U schyłku złotego wieku prasy powrócił ze stolicy do Krakowa, gdzie zainwestował w klubokawiarnię Piękny Pies – dla jednych przestrzeń twórczych spotkań, dla drugich spelunę, gdzie można się dobić po całonocnym rajdzie przez miasto. O swojej knajpie napisał nawet wspomnieniową książkę o dość dosłownym tytule „Wyznania właściciela klubu Piękny Pies”. Były też tomiki poetyckie, opowiadania oraz dystopijna powieść „Przyducha” z 2017 r., ambitna, choć niekoniecznie spełniona. W przeciwieństwie do „Papierosów”.

Już sam sposób wydania zwiastuje książkę konceptualną. Mały, kieszonkowy format i tytuł pisany czcionką rodem z PRL-owskich giewontów. Z tyłu fragment powieści wypisany jak ostrzeżenie na papierosach, czarno na białym w ramce. Brakuje tylko banderoli.

Czytaj więcej

Jeszcze „Detektyw”, czy może już kompletnie inny serial? Premiera „Krainy nocy” na HBO

Czyta się to z przyjemnością, mimo że papierosowy kac z przepalenia nieraz doskwiera bohaterowi. Pierwszoosobowa narracja tego tytoniowego bildungsromana aż tętni pomysłami. Często są to wariacje zbudowane wokół autobiograficznej kreacji: „Nie byłoby mnie, gdyby na studenckiej potańcówce ojciec nie zaciągnął się papierosem i nie zdecydował, że podejdzie do mojej matki. Tytoń dał mu siłę, a potem się urodziłem” – pisze Prus w pierwszym akapicie. Imponuje jednak konsekwencja i wyobraźnia, by tworzyć tytoniowe metafory bez końca. O pierwszych dymkach nad rzeką, które skończyły się mdłościami, czytamy: „demon nikotyny już zostawił we mnie swoje nasienie. Przez następne kilkanaście lat będzie leżało, grzało się, mościło; wciąż żywe, jak pluskwy w szparach ścian na krakowskim Kazimierzu. Będzie czekało, aż przyjdzie jego czas”. Albo o emigracji: „Rzucam papierosy i po miesiącu, dwóch do nich wracam. Tak samo jest z Polską – im dłużej nie mam z nią nic wspólnego, im dalej uciekam, tym bardziej wzrasta działanie trucizny. Czas i odległość tylko dodają jej mocy”.

Został tylko poranny kaszel, kołatanie serca i płytki oddech

„Papierosy” nie popełniają błędu, jaki obserwujemy często w koncept-prozie: nie ciągną się zbyt długo. Niebezpiecznie robi się tylko raz, gdy akcja dociera na przełom wieków, papierośna retoryka schodzi na dalszy plan, a na pierwszy wysuwają się mało odkrywcze opisy przemian społecznych. Ale to dopiero pod koniec tej niedługiej powieści, co tylko pokazuje, że każdy koncept kiedyś się musi wyczerpać i bardzo dobrze, że autor ograniczył się do małego formatu, dając tyle frajdy, ile mógł.

Prus niczym antropolog codzienności zarejestrował świat, który przemija, bo z pewnością papieros przestał być naturalnym elementem społecznego pejzażu, jak jeszcze 30 lat temu. Ma poczucie, że epoka palenia dobiegła kresu i na koniec snuje przed nami wizję kompletnego zakazu spożywania tytoniu.

Pozostaje jednak istotne pytanie: czy narrator skutecznie rzucił palenie? Pewnie by chciał, bo porównuje swój nałóg do wygasłego małżeństwa: „trwamy w rytuałach gestów, zachowań i uników. W głowie kiełkuje myśl o rozstaniu, bo przecież nie warto tracić życia, kiedy nie ma już przyjemności, tylko poranny kaszel, kołatanie serca i płytki oddech”. Można tylko życzyć powodzenia. A jak znowu się nie uda, to przynajmniej zostanie dobra książka.

Znalazł jeden prosty sposób. Zobacz jak!” – głoszą clickbaitowe nagłówki. Tym razem jednak Maciej Piotr Prus faktycznie znalazł rewelacyjny sposób, by opowiedzieć o swoim życiu, nie popadając w banalne gawędziarstwo i wspominki spod znaku „kiedyś to były czasy”. Ten jego prosty sposób to tytułowe papierosy. To one są rekwizytem przechodzącym z narratorem z rozdziału do rozdziału i z epoki do epoki. Przeróżne fajki i szlugi – krajowe, zagraniczne, skręcane własnoręcznie, palone namiętnie i co chwila rzucane – przeprowadzają nas z głębokiej komuny do współczesności. Stanowią przy tym wdzięczną przestrzeń do budowania kolejnych metafor.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich