Przejrzałem swoją bibliotekę, aby sprawdzić, co najczęściej lub niedawno przeczytałem. Okazało się, że jestem typem czytelnika, który wraca do swoich klasyków. Sięgam więc po Harukiego Murakamiego, Stanisława Lema, a także Michaiła Bułhakowa. Zacząłem się przy tym zastanawiać, czy coś ich łączy, czy są w jakiś sposób powiązani. U wszystkich tych trzech autorów świat rzeczywisty przenika się z fantastycznym. Bułhakowa przeczytałem chyba wszystkie dzieła, ale oczywiście jego najpopularniejszym utworem jest „Mistrz i Małgorzata”. Od zawsze ten człowiek mnie fascynował. Szukałem różnych tropów oraz poszlak i oczywiście ta jego najznamienitsza powieść jest dziełem, gdzie to wszystko ma swoją kulminację.
Później pojawił się Lem, czyli oczywiście „Dzienniki gwiazdowe”, a także „Solaris”. Możliwe, że było to spowodowane pewną tęsknotą za fantastyką. Oba te dzieła trudno porównać. Pierwsze z nich jest z pewnością znacznie bardziej humorystyczne, może nawet rozrywkowe, natomiast druga pozycja to dzieło o wiele bardziej poważne. Myślę, że nawet zdecydowanie bardziej filozoficzne, a może nawet metafizyczne.
Czytaj więcej
Wiwisekcja prawdziwej zbrodni, pokazanie ludzkich słabości, charakterów, zaburzeń. Jestem bardzo na tak.
Aktualnie jestem zresztą na etapie odświeżania sobie twórczości Stanisława Lema po blisko 20 latach, kiedy to czytałem go pierwszy raz. Dzisiaj dostrzegam zupełnie inne rzeczy niż wcześniej, m.in. doskonałe poczucie humoru, a także ogromną pracę słowem. Czasem nawet aż się zastanawiam, w jaki sposób są tłumaczone na inne języki te jego subtelne żarty.
Generalnie filmów czy seriali oglądam bardzo mało. Jedyny moment, kiedy coś oglądam, jest wtedy, kiedy jestem chory. Dzięki temu chociaż na chwilę mogę zapomnieć o bólu głowy czy katarze. Z jednej strony nas to wciąga, a z drugiej przez chwilę nie zwracamy uwagi na gorączkę. W ten sposób obejrzałem właśnie „Kod da Vinci”.