David Beckham zapłacił wysoką cenę za dojście na szczyt

Serial o Davidzie Beckhamie nie jest broszurą o gwiazdorze futbolu, tylko opowieścią o człowieku z krwi i kości, który – choć doszedł na szczyt – zapłacił za to wysoką cenę, bo zawsze wzbudzał skrajne emocje: od miłości do nienawiści.

Publikacja: 20.10.2023 17:00

David Beckham zapłacił wysoką cenę za dojście na szczyt

Foto: CHANDAN KHANNA/AFP

Dokumenty sportowe bywają ciężkostrawną potrawą. Serialu o Beckhamie na szczęście to nie dotyczy, choć mogłoby się wydawać, że napisano i powiedziano o nim wszystko. Laureaci Oscarów, reżyser Fisher Stevens i producent John Battsek, udowadniają jednak, że to nieprawda. Zaproszeni z kamerami do domu Beckhamów zyskali dostęp do niepublikowanych wcześniej prywatnych materiałów i okazji nie zmarnowali.

Zaglądamy więc z nimi do ogrodu, gdzie mały David kopał piłkę z ojcem, do szatni i korytarzy Manchesteru United, gabinetu, gdzie sir Alex Ferguson podśpiewuje za biurkiem, na weselne przyjęcie, a nawet na salę porodową, w której Victoria czeka na narodziny ich pierwszego syna.

Czteroodcinkowy dokument ogląda się z przyjemnością, nawet jeśli biografię Anglika znamy niemal na pamięć. A jeszcze lepiej, gdy jest wręcz przeciwnie – jakimś cudem wcześniej w ogóle o nim się nie słyszało, choć to trudne, czego dowód dostajemy w serialu. Dziennikarze „The Sun” rozjechali się przecież pewnego razu po świecie w poszukiwaniu osoby, która nie wie, kim jest Beckham, i znaleźli jedną: był nią pasterz z jakiejś odległej republiki.

Niektórzy o Beckhamie usłyszeli po raz pierwszy w 1996 roku, kiedy w meczu Premier League z Wimbledonem strzelił gola z połowy boiska (angielskie gazety pisały wówczas o bramce stulecia), inni zaś gdy dwa lata później podczas mundialu we Francji dał się sprowokować Diego Simeone, kopnął go i dostał czerwoną kartkę. Choć są pewnie i tacy, którzy zwrócili na niego uwagę dopiero, kiedy dołączył do galaktycznego Realu Madryt.

Ojciec Beckhama wspomnianej bramki z połowy boiska nie widział („zasłaniał mi jakiś facet”), ale nie ma wątpliwości, że był to przełom. – Wiedziałem, że życie syna się zmieni – opowiada Ted, który zawsze miał obsesję na punkcie Manchesteru. Na drugie imię dał synowi Robert – po Bobbym Charltonie. Co święta prezentował mu strój i marzył, by kiedyś zagrał dla United.

Wierzył, że tak się stanie, więc pilnował, by David nie zaniedbywał treningów. – Za każde trafienie w poprzeczkę dawałem mu 50 pensów. Wydałem fortunę – przyznaje. Nauczycielem był surowym, ale cel osiągnął. Pamięta, jak zadzwonił do nich Alex Ferguson, który później wyrwanego z rodzinnego domu chłopca otoczył niemal ojcowską opieką. – Pomyślałem, że to żart. Nie mogłem zasnąć – wspomina Ted. – Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Wzorem do naśladowania – mówi David.

Czytaj więcej

Neapol czekał na to 33 lata

Mięso i musztarda

Niezwykłe są archiwalne zdjęcia i nagrania dorastającego Beckhama, ale w serialu jest przede wszystkim naturalność, szczerość oraz poczucie humoru bohatera. Obserwujemy go w codziennych sytuacjach: jako kochającego męża i ojca, perfekcyjnego pana domu. – Czy ktoś tu w ogóle gotuje? Czemu jest tak czysto? – pyta autor materiału, kiedy David parzy kawę. – Bo sprzątałem. Żona tego nie docenia. Gdy wszyscy leżą w łóżku, ja robię porządki. Nie znoszę widzieć rano kubków, talerzy i misek – podkreśla Beckham. Poprawia krzesła przy stole, a jego zamiłowanie do porządku widać w garderobie. Wszystko poukładane. Marynarki, koszule, swetry, oddzielna szafa z garniturami. – Układam kolorystycznie i pod kątem, żeby widzieć, co jest pod spodem – tłumaczy.

David oprowadza nas po swojej wiejskiej posiadłości, w której ma nawet nieduże boisko. – Marzyło mi się miejsce, gdzie moglibyśmy uciec. Gdy tu przyjeżdżam, przebieram się w wiejskie ubrania, biorę kij, spaceruję i piję kawę. Mam ładny widok, patrzę na nagą Victorię w oknie – uśmiecha się z wdziękiem nastolatka. – To silna kobieta, ale potrafi być upierdliwa – żartuje innym razem. Kiedy Victoria zaczyna snuć opowieść, że przypadli sobie do gustu, bo oboje mają robotnicze pochodzenie, David wtrąca się i prosi: „Bądź szczera, mów prawdę, jakim samochodem tata woził cię do szkoły?”. – Miał rolls-royce’a – odpowiada Victoria. – Dziękuję – mówi Beckham i zamyka za sobą drzwi.

Szacunku do pracy nauczył się właśnie od rodziców. Ojciec był inżynierem, mama – fryzjerką. David pomagał jej, robił klientkom herbatę i tosty, przynosił ciasta. Nie ukrywa, że nie był wzorowym uczniem. Nie miał wielu przyjaciół. Całe jego życie kręciło się wokół piłki. Na boisku zmieniał się w wojownika i lidera. – Wszyscy powtarzali, że miał dar. Był niczym artysta przy płótnie – wspomina Éric Cantona. – Nigdy nie widzieliśmy, by ktoś tak kopał piłkę. Nikt mu nie dorównywał – dodaje Rio Ferdinand. – Przy nim byłem przystawką. Nie mięsem, ale musztardą na boku – żartuje Gary Neville.

Nie chciał być tylko piłkarzem. To mu nie wystarczało. Zaczął więc spieniężać sukces, reklamował produkty, stał się marką. Podpisał kontrakt z Adidasem na 50 tys. funtów i przepuścił wszystko na BMW M3. – Dostawał wypłatę w piątki, a już w sobotę ją wydawał – wspomina Phil Neville. – Kupił elegancki długopis. Kto do ch… kupuje drogi długopis – dziwi się Roy Keane.

Recepcjonistka Manchesteru United tylko się uśmiecha na pytanie, co fanki przysyłały Beckhamowi. Choć dziś sprawia wrażenie człowieka twardo stąpającego po ziemi, imponowało mu, że jest rozpoznawany na ulicy, a jego plakaty wiszą w pokojach nastolatków. – Czy cieszyła mnie sława? Oczywiście. Szedłem ulicą i widziałem oniemiałego dzieciaka. To miłe uczucie – przyznaje. Niezadowolony był tylko Ferguson, któremu coraz trudniej było nad nim zapanować. – Chciał, żebym dawał z siebie wszystko na boisku i poślubił miejscową dziewczynę – zaznacza Beckham. Jego plan wyglądał zupełnie inaczej. Wolał dziewczynę z telewizji. – Leciał teledysk Spice Girls. Powiedziałem do Gary’ego (Neville’a – red.): „Ona będzie moją żoną”. Śmialiśmy się, ale powtórzyłem, że ją poślubię: „Tą w czarnej sukience” – wspomina Beckham. Victoria Adams, czyli wokalistka bijącego w latach 90. rekordy popularności girls bandu, nigdy piłki nie lubiła, ale David wpadł jej w oko. Podobno urzekł ją tym, że jest rodzinny. – Uwielbiałem być w jej świecie. Był ekscytujący – przekonuje Beckham. Potrafił pojechać do Londynu, by spędzić z ukochaną chociaż siedem minut. Podobno w szkole byli samotnikami, a wiele lat później goniono za nimi z aparatami po ulicach.

Dwa naboje

Sir Alex Ferguson nigdy za nią nie przepadał. Twierdził, że ma na Beckhama zły wpływ oraz szkodzi jego karierze. Gdy wybrali się w podróż poślubną do Francji, już piątego dnia zadzwonił i kazał Davidowi wracać do klubu. Zapytany kiedyś, kogo by wybrał, gdyby mógł wejść z pistoletem załadowanym jednym nabojem do pokoju, w którym siedzą jego największy rywal na trenerskiej ławce Arsène Wenger i pani Beckham, odpowiedział: – A nie mógłbym mieć dwóch?

Jest w filmie scena, podczas której młoda Victoria mówi, że to ona w związku nosi spodnie. Rzeczywiście, zawsze miała dużo do powiedzenia, oskarżano ją nawet, że kieruje karierą małżonka. W trudnych chwilach, gdy inni się odwracali albo się na nich zawodził, była jego największym wsparciem. Tak jak po mundialu we Francji (1998), gdy wylała się na niego fala hejtu. To bodaj najmocniejszy punkt opowieści. Czerwoną kartkę, jaką w meczu 1/8 finału z Argentyną dostał Beckham, pamiętają wszyscy. To, co wydarzyło się później i jak odcisnęło się w jego psychice, wie tylko sam piłkarz.

Twórcy serialu rekonstruują wydarzenia. Selekcjoner Glenn Hoddle, którego Beckham uwielbiał od dzieciństwa, zrzucił na niego przed kamerami winę za porażkę, a prasa pisała, że jest głupcem i nieudacznikiem. Przed londyńskim pubem jeden z kibiców powiesił jego kukłę. Wszędzie, gdzie wyszedł, spotykał się z nienawistnym spojrzeniami, na ulicy wytykany był palcami, wyzywany i popychany. Z lubianego przez wszystkich chłopaka stał się wrogiem publicznym. Oglądamy więc, jak przemyka przez lotnisko przy akompaniamencie gwizdów. Słyszymy, że grożą mu śmiercią, dostaje naboje w kopertach. – Nie jadłem, nie spałem, byłem w rozsypce – opowiada. – Miał depresję kliniczną, wciąż mam ochotę zamordować tych ludzi – dodaje Victoria.

Trudno ją winić, ale fakt, że przed tak ważnym meczem oznajmiła mu, że jest w ciąży, z pewnością nie wpłynął dobrze na koncentrację Beckhama. Simeone to rozkojarzenie wykorzystał. – Czy zasłużył na czerwoną kartkę? Oczywiście, że nie. Ledwo mnie dotknął. Widać było, że udaję. Upadłem, jakby mnie mocno uderzył – mówi z rozbrajającą szczerością Argentyńczyk. – Popełniłem błąd. On zmienił moje życie. Mam 47 lat, a wciąż się tym zamęczam. Szkoda, że nie istnieje tabletka wymazująca pewne wspomnienia – nie ukrywa Beckham.

Poleciał do Nowego Jorku, gdzie koncertowały Spice Girls. Myślał, że po kilku dniach wszyscy o czerwonej kartce zapomną i będzie mógł wrócić do domu. To, co zobaczył, przerosło jego wyobrażenie. – Usłyszałem walenie do drzwi. Zobaczyłem 30 fotoreporterów. Okazało się, że w pobliżu stoi samochód, z którego podsłuchują rozmowy telefoniczne – wspomina jego ojciec. David na wszystkich stadionach musiał znosić buczenie i gwizdy, a kiedy źle zagrał piłkę lub został sfaulowany, wiwatom nie było końca.

Czytaj więcej

Silvio, sprzedawca marzeń

Festiwal nienawiści trwał przez kilka miesięcy. Punktem zwrotnym było ćwierćfinałowe spotkanie Ligi Mistrzów, w którym Manchester podejmował Inter Mediolan. W pewnym momencie kibice zaczęli skandować imię Beckhama. Poczuł, że są jak rodzina i nie dadzą mu zginąć. To był rodzaj oczyszczenia. Przed meczem uścisnął dłoń Simeone, po końcowym gwizdku wymienili się nawet koszulkami. – Rzuciłeś w to zdjęcie lotkami? – pyta autor serialu. – Nie. Oprawiłem je – odpowiada David. Po tamtym wieczorze się odblokował, po kilku miesiącach strzeleckiej posuchy trafił wreszcie do bramki, a United sięgnęli po potrójną koronę.

Kultowy już finał tamtego sezonu Ligi Mistrzów na Camp Nou każdy kibic zna pewnie na pamięć, ale te obrazki zawsze ogląda się z wypiekami na twarzy. Szczególnie gdy towarzyszą mu wspomnienia bohaterów tego widowiska. – Wiedziałem, że David nie dopuści do przegranej. To było jego osobiste zobowiązanie – mówi Ferguson. – Dostał po głowie, ale się wygrzebał i dojrzał. Podczas tego meczu został liderem. Pomyślałem: cholera, on mnie inspiruje – dodaje Gary Neville. Aż wreszcie głos dostaje Beckham.

– Czas uciekał, a ja miałem dość. Byłem wyczerpany sezonem. Chciałem osunąć się na ziemię. Powiedziałem sobie jednak: „Zrób to, co robiłeś jako dzieciak”. Gdy tata kazał mi ćwiczyć rzuty rożne, musiałem trafiać dokładnie tam, gdzie chciał. Jeśli mi się nie udało, dostawałem burę. Powtarzał, że takie sytuacje tworzą historię – mówi, a my widzimy nagrania z Camp Nou przebijane filmami z dzieciństwa. Już wtedy Beckham wykonywał rzuty rożne tak samo, jak wiele lat później, gdy budowały jego sławę. Ostatnie minuty meczu z Bayernem przyniosły nieśmiertelność, bo właśnie po zagraniach Davida losy rywalizacji odwrócili Teddy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer.

– Mój syn stał się mężczyzną – podkreśla ojciec. Winy w reprezentacji odkupił także dwa lata później, gdy uderzeniem z rzutu wolnego w doliczonym czasie spotkania z Grecją wprowadził Anglię na mundial w Korei i Japonii. – Chciałem naprawić błąd z 1998 roku i wszystkich uszczęśliwić – wyjaśnia. Uszczęśliwił, prowadząc kolegów do ćwierćfinału, a po drodze wykorzystując rzut karny, po którym Anglicy pokonali Argentyńczyków.

Wyluzuj, i tak strzelimy

George Best powiedział o nim kiedyś: – Nie umie grać lewą nogą ani głową, nie potrafi robić wślizgów i nie strzela wielu goli. Poza tym jest w porządku.

Może i Beckham miał swoje ułomności, ale który chłopak w latach 90. nie próbował się na nim wzorować, nie starał się dośrodkowywać piłki z taką precyzją i tak efektownie wykonywać rzuty wolne? Któż nie chciał mieć takiej fryzury jak on i wozić się sportowymi autami? Beckham został przecież pierwszym piłkarskim celebrytą. Kibice nie potrafili mu wybaczyć romansu z show-biznesem, a Ferguson nie umiał zrozumieć, dlaczego zamiast trenować, traci czas na pokazy mody, wypady z żoną na koncerty oraz przyjęcia. – Patrzyłem, jak z każdym dniem staje się innym człowiekiem – mówił.

Symbolem ich konfliktu był rozcięty łuk brwiowy Beckhama. Po porażce w Pucharze Anglii z Arsenalem w sezonie 2002/2003 Ferguson obwinił swojego gwiazdora. Beckham wdał się w dyskusję, wściekły trener kopnął w stertę ubrań i butów. Jeden z nich, należący do Solskjaera, trafił w twarz pomocnika. Nie doszło do konfrontacji, ale kilka miesięcy później Beckham mieszkał już w Hiszpanii. Mimo że bywało między nimi różnie, piłkarz zaznacza, że kochał Fergusona. Nie chciał wyjeżdżać z Manchesteru, to był jego dom. United zamierzali go sprzedać do Barcelony. Zgodził się odejść, ale na własnych warunkach: sam wybrał nowego pracodawcę i postawił na galaktyczny Real. Na przeprowadzkę do Madrytu namawiał go sam Zinédine Zidane, a prezes Florentino Pérez powtarzał, że jest stworzony, by grać dla Królewskich. Do stolicy Hiszpanii przybył niczym prezydent Stanów Zjednoczonych, limuzyną, konwojowany przez policję. Zaproszenia na powitalną konferencję chcieli dostać wszyscy: politycy, sędziowie, biznesmeni. Koniecznie z żonami.

– Pamiętam, że na pierwszy trening przyjechałem przed wszystkimi. Siedziałem w szatni, czekałem i się pociłem. Wszedł Figo, uścisnął mi dłoń. Potem Roberto Carlos zrobił to samo, następnie Ronaldo. Nigdy tak się nie denerwowałem – relacjonuje Beckham, dla którego wszystko w Hiszpanii było nowe. Nie tylko kraj, język, kultura czy obyczaje. Inna była także pozycja na boisku i presja – jeszcze większa. Nigdy nie grał w zespole, gdzie byłoby tyle gwiazd, nigdy nie spotkał się też z takim podejściem, jak w Realu. – Kiedy rywale zdobywali bramkę, Ronaldo uśmiechał się i żartował. Pytałem: „O co chodzi?”. Odpowiadał: „Wyluzuj, i tak strzelimy” – wspomina Beckham.

Najważniejszy w Manchesterze był sir Alex, w Madrycie ruch na trenerskiej ławce trwał zaś nieustanny. Choć media na Wyspach są wścibskie, te w Hiszpanii także nie odstępowały go na krok. Telewizje transmitowały nawet, jak odwozi dzieci do szkoły, a plotki o romansie wystawiły jego związek na poważną próbę. Przetrwali z Victorią, bo – jak podkreśla Beckham – są wojownikami.

Czytaj więcej

FC Barcelona. Tu wszyscy są dziećmi Cruyffa

Z wizytą u Obamy

Trudno oprzeć się wrażeniu, że z czasem był coraz bardziej traktowany niczym gwiazda rocka, a nie zawodowy piłkarz. Gdy przeprowadził się do Los Angeles, drogę rodziny Beckhamów z lotniska do domu nagrywano ze śmigłowca. Impreza powitalna przypominała rozdanie Oscarów. Tom Cruise odtworzył scenę tańca z filmu „Ryzykowny interes”, a Stevie Wonder odśpiewał mu sto lat. Od nadmiaru wrażeń mogło zakręcić się w głowie. Tylko na boisku nic się nie zgadzało. Beckham nie spodziewał się tak niskiego poziomu i tego, że będzie musiał grać z amatorami, w dodatku na boisku od futbolu amerykańskiego. – Niektórzy byli czyścicielami basenów albo ogrodnikami – opowiada.

Czuł jednak, że ma misję do wypełnienia, a mistrzostwo z Galaxy uważa za jedną z najbardziej satysfakcjonujących chwil w karierze. Trudno się nie uśmiechnąć, oglądając jego wizytę z drużyną w Białym Domu. – Mamy tu wschodzącą gwiazdę: niejakiego Beckhama. Dałem mu do wiwatu. Powiedziałem, że koledzy mogliby być jego dziećmi. Starzejemy się, Davidzie, choć ty trzymasz się lepiej – żartował prezydent Barack Obama.

Trudno się nie wzruszyć, gdy Beckham opowiada o pożegnaniu z futbolem. Odsuwał je w czasie, jak tylko mógł, dlatego wrócił do Europy i przyjął jeszcze propozycję Paris Saint-Germain. – Kiedy po raz ostatni zszedłem z boiska, popłynąłem. Mimo bólu, że nigdy więcej nie zagram, wiedziałem, że postąpiłem słusznie – przekonuje. Już następnego dnia po ogłoszeniu emerytury poleciał do Miami, by budować od podstaw klub Major League Soccer. Beckham pokazuje w telefonie nagranie od Leo Messiego, który życzy mu powodzenia i mówi, żeby dzwonił, gdy będzie potrzebował pomocy. Tak zrobił. Razem z nim oglądamy prezentację Argentyńczyka, a później jego bramkę z rzutu wolnego. Beckham nie kryje wzruszenia. – Myślę, że nikt nie kochał piłki tak jak ja. Wiem, że to nieprawda, ale tak uważam – wyznaje. A serial jego miłość oddaje.

Dokumenty sportowe bywają ciężkostrawną potrawą. Serialu o Beckhamie na szczęście to nie dotyczy, choć mogłoby się wydawać, że napisano i powiedziano o nim wszystko. Laureaci Oscarów, reżyser Fisher Stevens i producent John Battsek, udowadniają jednak, że to nieprawda. Zaproszeni z kamerami do domu Beckhamów zyskali dostęp do niepublikowanych wcześniej prywatnych materiałów i okazji nie zmarnowali.

Zaglądamy więc z nimi do ogrodu, gdzie mały David kopał piłkę z ojcem, do szatni i korytarzy Manchesteru United, gabinetu, gdzie sir Alex Ferguson podśpiewuje za biurkiem, na weselne przyjęcie, a nawet na salę porodową, w której Victoria czeka na narodziny ich pierwszego syna.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich