Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów” – mówi Piotr w pierwszym zdaniu książki. I dodaje: „Odmawiam składania wyjaśnień”. Ale wyjaśnienia mimo wszystko dostaniemy, bo „Chłopiec w ogniu” to przede wszystkim powieść psychologiczna. Dobrze napisana, intrygująca. Gdzie wady? Na pewno jest jedna, otóż lektura pozostawia głęboki niedosyt graniczący z poczuciem rozczarowania i gdy kończymy ostatnią stronę, brzęczy myśl: „To już koniec?!”.
Kim jest Alan Sasinowski? To 40-letni prozaik, krytyk i dziennikarz rodem ze Szczecina. Pozostający dotychczas na literackim uboczu, choć wydał już pięć powieści – „Chłopiec w ogniu” jest jego szóstą i wydał ją w PIW-ie, w nobilitującej serii „Polska proza współczesna”.
Czytaj więcej
Nierówną walkę zdegradowanego policjanta prewencji z ulicami Liverpoolu ogląda się z rosnącą fascynacją.
O tym, jak Piotr – główny bohater powieści – znalazł się przed sądem, dowiadujemy się w kolejnych rozdziałach. Czytamy o jego życiowej historii, dość zwyczajnej, nieobfitującej w fajerwerki. Do czasu aż poznaje Alicję, rasową manipulatorkę z manią kontroli i dominacji, albo wręcz psychopatkę, niegodzącą się z tym, że świat nie zamierza jej być posłuszny.
Poznają się w sylwestrową noc. Zaczyna się niewinnie, „ale gdy Piotr pewnej niedzieli zobaczył, że w jego łazience jest nie tylko szczoteczka do zębów Alicji, ale także bateria jej kosmetyków, jej suszarka do włosów, jej ręczniki, a potem zajrzał do szafy, gdzie odkrył jej ciuchy, w tym sukienkę w kwadraty z sylwestra, wyprowadziło go to z równowagi. Wszystko wskazywało na to, że po dwóch miesiącach znajomości Alicja się do niego wprowadziła, nie informując go o tym”.