Poeta i jego tłumacz: Wierni swojej misji

Z prawdziwą radością i wzruszeniem przeczytałem tom przekładów Pana pt. »Lekcja ciszy«. Osobiście jestem Panu zobowiązany za znakomite tłumaczenia moich wierszy. Mówię to z pełnym przekonaniem, bowiem doświadczyłem męki tłumacza poezji a i sam bywałem (zwykle bardzo niefortunnie) tłumaczony” – tak w pierwszym liście (z 20 października 1959 r.) do Karla Dedeciusa pisał Zbigniew Herbert. Był to początek wieloletniej korespondencji i współpracy jednego z największych polskich poetów z jednym z najwybitniejszych tłumaczy polskiej poezji i prozy na język niemiecki.

Publikacja: 30.12.2022 17:00

Poeta i jego tłumacz: Wierni swojej misji

Foto: materiały prasowe

Ponad 350 listów poety i jego tłumacza zamieszczają i omawiają w książce „Zbigniew Herbert. Karl Dedecius. Listy 1959–1974” Wojciech Kudyba i Przemysław Chojnowski, którą przygotowuje Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

„Nic nie zapowiadało ich wieloletniej przyjaźni – piszą autorzy we wstępie do wyboru korespondencji. – Młody pisarz nie zabiegał o względy tłumacza. Przeciwnie – to translator wypytywał (m.in. Czesława Miłosza) o to, który z polskich poetów wart jest przekładu. Kończyła się szósta dekada XX wieku. Agent ubezpieczeniowy Karl Dedecius wracał do domu, gdzie wieczorami oddawał się skrytej pasji tłumaczenia wierszy. Nie mógł wówczas wiedzieć zbyt wiele o autorze »Struny światła«, a i trzydziestoparoletni wówczas Zbigniew Herbert nie domyślał się, kim wkrótce stanie się dla niego niemiecki tłumacz. Obaj znajdowali się u początków swych dróg, obaj z wolna dojrzewali do ról, jakie mieli odegrać w kulturze”.

Z prezentowanej w książce korespondencji wyłania się „pasjonujący dialog obu respondentów o współczesnej literaturze i – szerzej – o współczesnym świecie literackim. Dialog, w którym przeglądają się zarówno sylwetki twórcze Dedeciusa i Herberta, jak i ówczesne uwarunkowania rynkowe, kulturowe, a nawet polityczne. Swej pracy translatorskiej i popularyzatorskiej Dedecius nadawał przecież sens dużo szerszy niż tylko opanowanie pewnego sektora czytelniczego rynku. Wpisywał ją w imponujący swym rozmachem projekt społeczno-polityczny. Trudno wręcz wyliczyć wszystkie zasługi tłumacza dla idei pojednania między narodami polskim i niemieckim po doświadczeniach drugiej wojny światowej”.

Czytaj więcej

„Porwanie Europy”: Odwrócić się od świata

Większość listów pochodzi z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. „Dla polskiego czytelnika ujmujący jest fakt, że niemal wszystkie pisane są w języku polskim, co nie jest regułą w korespondencji innych translatorów z Herbertem. Obaj respondenci stopniowo wypracowują zresztą dla potrzeb swej listownej rozmowy specjalny idiom konwersacyjny, pełen osobliwego wdzięku i językowego humoru – stosują zabawne rusycyzmy, zręcznie grają idiomatyką polską i łacińskimi sentencjami, obaj starannie wybierają też kartki pocztowe, a poeta okrasza niektóre listy rysunkami. Wszystko to mogłoby sugerować, że w ich listach dominuje prywatność, a oni sami prezentują się – sobie nawzajem i nam – poza wyznaczonymi im rolami społecznymi. Tak jednak nie jest. Choć nie brak w ich listach spraw drobnych, dotyczących życia rodzinnego, uciążliwości powszednich obowiązków, stanu zdrowia itp., to jednak na pierwszy plan zawsze wysuwają się zagadnienia bezpośrednio związane z twórczością i życiem literackim”.

Listy są też wspaniałym świadectwem przyjaźni. „Obserwujemy – piszą Wojciech Kudyba i Przemysław Chojnowski – nie tylko jej rozwój, ale także proces jej pogłębiania się – zawsze bolesny, zmuszający do radykalnej szczerości i do poszukiwania ogólnoludzkich imponderabiliów. Oczywiście, obaj respondenci są więcej niż powściągliwi w eksponowaniu meandrów prywatnego życia. Rzadko opuszczają narzuconą sobie rolę literata. Tym bardziej jednak ich skąpe zwierzenia są przejmującym świadectwem niezależności i uporu. Przez wszystkie listy biegnie nić szczególnej determinacji – ludzkiej wierności misji, wystawianej na rozmaite próby. I Dedecius, i Herbert pokonują je z wielką dzielnością i siłą charakteru, która musi budzić szacunek”.

Materiał przygotowany na zlecenie UKSW w Warszawie

Ponad 350 listów poety i jego tłumacza zamieszczają i omawiają w książce „Zbigniew Herbert. Karl Dedecius. Listy 1959–1974” Wojciech Kudyba i Przemysław Chojnowski, którą przygotowuje Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

„Nic nie zapowiadało ich wieloletniej przyjaźni – piszą autorzy we wstępie do wyboru korespondencji. – Młody pisarz nie zabiegał o względy tłumacza. Przeciwnie – to translator wypytywał (m.in. Czesława Miłosza) o to, który z polskich poetów wart jest przekładu. Kończyła się szósta dekada XX wieku. Agent ubezpieczeniowy Karl Dedecius wracał do domu, gdzie wieczorami oddawał się skrytej pasji tłumaczenia wierszy. Nie mógł wówczas wiedzieć zbyt wiele o autorze »Struny światła«, a i trzydziestoparoletni wówczas Zbigniew Herbert nie domyślał się, kim wkrótce stanie się dla niego niemiecki tłumacz. Obaj znajdowali się u początków swych dróg, obaj z wolna dojrzewali do ról, jakie mieli odegrać w kulturze”.

Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich