Od kilku dni nie przestaję się wpatrywać w złotą waginę. Patrzę na nią z różnych ujęć, z profilu i en face i cholera jasna, nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy twórczyni (będą feminatywy, a jakże) „Wilgotnej Pani” tak po prostu wyszło, czy też był to świadomy zamysł. Czy to cierpliwe i nieubłagane miazmaty polskiego katolicyzmu tak zatruły jej wyobraźnię, czy może chciała ona właśnie nakłuć, podrażnić wrażliwość katoli. To drugie chyba jednak odpada. Raz, że to już karta tak zgrana, że nawet Dawidowi Podsiadle jakoś nie poszła, a dwa – byłby to jednak niebezpieczny synkretyzm. Zbyt religijnie sieriozna była cała impreza, z kolorowym orszakiem, bębnami, muzyką i oczywiście Wilgotną Panią unoszoną nad głowami (skromnego) tłumu wielkomiejskich bachantek.
Czytaj więcej
Jeśli jest coś, co definiuje moją tożsamość jako członka Kościoła, to przede wszystkim fakt, że jestem grzesznikiem. To jedno śmiertelne schorzenie mnie tu przygnało.
To wszystko musi być jednak serio. Tak przecież twierdzi nowa dyrektorka Teatru Dramatycznego, w którym panuje kult Wilgotnej Pani, Monika Strzępka. To samo utrzymuje artystka – waginistka (ona tak o sobie sama) Iwona Demko, która to cudo stworzyła. Jeśli tak, to dlaczego monstrualna wulwa (Viva la vulva! – miały krzyczeć wyznawczynie Wilgoci) nie przestaje przypominać Najświętszej Panienki? Niepokalanej, troskliwie rozkładającej dłonie, z których płyną zdroje łask; czule pochylającej głowę nad Jej dziećmi?
Z góry zastrzegam, że w żaden sposób mnie to nie oburza. Przepełnia mnie rozczulenie, nic ponadto. Nad panią Demko, zaprawioną w bojach o nową wrażliwość, obrazoburczą z zasady i krytyczną artystką, która – jak sama przyznaje – chciała uczynić złotą waginę „śliczną”. „Stąd cekiny, koraliki, miękkie materiały, błyskotki. Przenoszą nas w krainę radości, słodkości, przyjemności”. Mamy tu z jednej strony solidną dawkę religijnej bigoterii, tyle razy obśmiane błyszczące suknie i coraz bardziej imponujące ramy dla wizerunków Matki Boskiej, ale też uchowany w głębi dziewczęcego serduszka mimo tylu lat spędzonych na ASP pierwotny zmysł estetyczny każdej kobiety. Gdy chodzę na zakupy z moją czteroletnią córką, też za każdym słyszę to samo dictum: „kup mi coś ślicznego – błyszczącego i koniecznie z cekinami!”.