Jeremi Przybora to postać niezwykła – wzór kultury, smaku, taktu, dobrego wychowania. O jego twórczości pisano, że stanowi niespotykany mariaż inteligentnego i nieco absurdalnego humoru z łagodnym liryzmem, pozostając równocześnie oazą wrażliwości, dobrego tonu i nienagannych manier. To właśnie te czynniki sprawiły, że jak stwierdził Wojciech Młynarski: „Twórczość Przybory żyje, nie starzeje się, zachowuje swoją finezję, blask, energię”. Również Wisława Szymborska niezwykle ceniła artystę. Napisała o nim pewnego razu: „Przybora – mistrzowskie połączenie piosenki lirycznej i żartobliwej. Mistrzostwo polega na tym, że nie widać szwów”.
Sam artysta zwykł mawiać, że nie jest ani poetą, ani tekściarzem. Najbardziej identyfikował się z ukutym przez siebie terminem „lirycysta”. Wysoko cenił sobie poczucie humoru, które – jego zdaniem – było „jedyną godną odpowiedzią na pułapkę istnienia, na okrucieństwo losu, na upokorzenia, którymi on Jeremi Przybora człowieka poniża”.
W jednym z artykułów, które ukazały się już po śmierci Jeremiego Przybory, niezwykle trafnie opisał artystę dziennikarz Maciej Gajewski.
„Był dżentelmenem. Takich już dziś nie ma. Elegancki, szarmancki, z fantazją. […] Był wirtuozem słowa. Jego zwroty na stałe weszły do języka niektórych środowisk: „żądz moc móc zmóc”, „bo we mnie jest seks”, […], „rzuć chuć”. Był poetą. Lekko i mądrze pisał o wszystkim […]. Był admiratorem kobiet. W jego tekstach można znaleźć całą ich galerię. Pracował tylko z tymi o nieprzeciętnej osobowości i talencie. […] Był mistrzem. W kabarecie czy piosenkach zapraszał do minionego świata, w którym liczyła się estetyka, inteligencja, poczucie humoru, wykształcenie, a postaci prowadziły ze sobą błyskotliwy dialog…”.
Jeremi zwykł mawiać, że wywodził się z „ziemian wyzutych z ziemi”, a na to, by w jego żyłach płynęła „mieszanka krwi mazowiecko-kresowej”, wpłynęła jedna z polskich specjalności militarno-historycznych, czyli powstania narodowo-wyzwoleńcze. Gdyby nie powstanie styczniowe, jego dziadek nie straciłby Krasnołuki w ziemi witebskiej i po powrocie z zesłania nie zostałby skierowany na teren Kongresówki, a dokładniej do Warszawy. To w tym mieście przyszedł na świat jego ojciec, a potem sam poeta i mistrz kabaretu.