Z całą pewnością zastąpi mnie znakomicie – tak powiedział Jarosław Kaczyński o Mariuszu Błaszczaku, odchodząc ze stanowiska wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy bezpieczeństwa. Zaraz potem dodał przed kamerami TVP Info: – I sądzę też, chociaż to nie jest jeszcze ten moment, że zastąpi mnie pod każdym względem, także jeśli chodzi o wszystkie funkcje.
Rzecz wywołała natychmiast ożywienie. Posypały się spekulacje. Błaszczak co prawda przez kilka ostatnich lat pojawia się jako żelazny kandydat na premiera – w miejsce Mateusza Morawieckiego. Ale tu mowa była o „wszystkich funkcjach”. Czyżby prezes PiS namaszczał go na swego następcę? Ludzie z otoczenia Kaczyńskiego zaczęli zaprzeczać. I przypominać, że kadencja lidera partii rządzącej potrwa jeszcze trzy lata, więc nie ma w ogóle tematu. Skądinąd sam prezes bardzo szybko udzielił wywiadu „Polsce Times”. Po to żeby osłabić wrażenie wywołane tymi słowami.
Mariusz z „Ucha Prezesa”
Politycy opozycji i komentatorzy uznali to za swoistą zabawę ludźmi. Szef PiS lubi przypominać wszystkim pretendentom do schedy po nim, że nic nie jest przesądzone. Dotyczy to w szczególności Morawieckiego. Po wspólnej wyprawie Kaczyńskiego z premierem do Kijowa w dramatycznym momencie wojny nasiliły się rozważania, że oto następca został wskazany. Teraz prezes je przecina. Umie podsycać wewnętrzne rywalizacje. Dzielić i rządzić. Pewny przyszłości ma być tylko on. Nikt inny.
Mariusz Błaszczak sławny jest z jednego. Ma swój kabaretowy odpowiednik. W „Uchu Prezesa” gapowaty, zawsze posłuszny Mariusz towarzyszył stale Numerowi Pierwszemu granemu przez Roberta Górskiego. Niby wspominało się tam, że jest on ministrem. Ale cały czas siedział z Prezesem w partyjnej centrali, okadzał go, zgadywał jego myśli, dostawał różne misje, które przeprowadzał mniej lub bardziej udolnie. I służył kabaretowemu, bo przecież nie realnemu Kaczyńskiemu do nieustannego przypominania, kto tu jest panem, a kto sługą. Kto jest mądrzejszy, a kto głupszy.
Rzeczywisty Błaszczak naturalnie nie siedział po roku 2015 na Nowogrodzkiej, a w swoim ministerstwie: początkowo Spraw Wewnętrznych, a od stycznia 2018 r. – Obrony Narodowej. Choć zawsze był jednym z tych ministrów, który nie potrzebował pośrednictwa szefa rządu, aby się z liderem na Nowogrodzkiej dyskretnie spotykać. Mikołaj Cieślak grał w „Uchu Prezesa” postać zabawną, ale z biegiem czasu coraz bardziej ciepłą. Prawdziwy Błaszczak kojarzy się z ustawicznym marsem na czole. Z tak wielką sztywnością, że nazywano go „chodzącym garniturem”.