Nicholas D. Kristof, Sheryl Wudunn. Przebudzenie z amerykańskiego snu

Podwojenie środków na programy mieszkaniowe dla ludzi ubogich w znacznej mierze rozwiązałoby problem bezdomności, a ich łączny koszt i tak byłby niższy niż dopłaty dla zamożniejszych właścicieli domów.

Publikacja: 10.06.2022 17:00

Nicholas D. Kristof, Sheryl Wudunn. Przebudzenie z amerykańskiego snu

Foto: Ollyy/Shutterstock

Nawet przyjmując ostrożną kalkulację, w każdej chwili mamy w Stanach Zjednoczonych ponad pół miliona bezdomnych, w tym prawie dwieście tysięcy osób mieszkających na ulicy zamiast w schroniskach. Liczba osób bezdomnych w naszym kraju wzrosła w ciągu ostatnich czterdziestu lat, mimo że Stany Zjednoczone bardzo się wzbogaciły. Spowodował to splot różnych czynników. Po II wojnie światowej wprowadzenie kontroli czynszów i przepisów określających zasady użytkowania gruntów zahamowało budowę mieszkań w przystępnej cenie.

Potem prezydent John F. Kennedy miał wizję przeniesienia osób chorych psychicznie i niepełnosprawnych ze specjalistycznych instytucji do ośrodków znajdujących się bliżej rodziny. Stworzono jednak za mało takich placówek i bezbronni ludzie kończyli na ulicy. Gdy w latach osiemdziesiątych zaczęła dominować filozofia osobistej odpowiedzialności, prezydent Reagan obciął o połowę federalne środki na mieszkalnictwo. Dopłaty do mieszkań nigdy nie wróciły do dawnego poziomu. Później wielka recesja w latach 2008–2009 sprawiła, że miliony właścicieli domów straciły pracę, a następnie, nie będąc w stanie spłacać rat kredytów hipotecznych, także domy.

– Tanie mieszkalnictwo przechodzi kryzys, który właśnie osiągnął historyczne wyżyny – powiedziała nam Diane Yentel, prezes National Low Income Housing Coalition. – Obecnie brakuje nam ponad siedmiu milionów domów w przystępnej cenie dla ludzi osiągających najniższe dochody.

Czytaj więcej

Mrugam, by sprawić ulgę

Outsiderzy szybkiego wzrostu

Badania wskazują, że gdy rodziny mają przyzwoity dach nad głową, dzieci lepiej radzą sobie w szkole i prawdopodobnie dzięki temu zarabiają więcej jako dorośli ludzie, a nawet dłużej żyją. Jeśli zaś dzieci są bezdomne, ich stan zdrowia jest gorszy i wiedzie im się słabiej – a to kosztuje. Jedna z analiz pokazała, że w 2016 roku bezdomność pociągnęła za sobą dodatkowe koszty w wysokości ośmiu miliardów dolarów związane ze zdrowiem i kształceniem dzieci oraz z psychiczną i fizyczną kondycją matek.

– Tak czy inaczej, płacimy za to jako społeczeństwo – oświadczyła Yentel. – Tych kosztów dałoby się uniknąć, gdyby pieniądze, które przeznaczamy na ich pokrycie, przeznaczyć na budowę tanich mieszkań. Wszystkim nam wyszłoby to na dobre.

Bezdomność obniża dobrostan całej społeczności. Ponadto może wpłynąć na zdrowie publiczne, tak jak podczas epidemii duru plamistego, odmiany tyfusu. Choroba ta, od dawna kojarzona z ubóstwem, szerzy się na południu Stanów Zjednoczonych z powodu bezdomności.

Zazwyczaj wydaje nam się, że bezdomni mają problemy psychiczne albo są uzależnieni, i w wielu przypadkach rzeczywiście tak jest. Coraz częściej jednak brak mieszkań w przystępnej cenie wpycha w bezdomność ludzi bez nałogów i mających pracę, w której po prostu zarabiają za mało, by opłacić czynsz. To dlatego stany z największą liczbą bezdomnych nie znajdują się w regionach najbardziej dotkniętych kryzysem, lecz obejmują niekiedy obszary cechujące się szybkim rozwojem gospodarczym. Najwięcej bezdomnych w kraju jest w mieście Waszyngton, następnie na Hawajach, w Nowym Jorku i Kalifornii. Na tych terenach brakuje mieszkalnictwa w przystępnej cenie.

Dwojga ludzi pracujących na pełny etat za federalną płacę minimalną wynoszącą 7,25 dolara za godzinę nie byłoby stać na trzypokojowe mieszkanie w żadnym zakątku Stanów Zjednoczonych, gdyby chcieli przestrzegać sprawdzonej zasady, że nie należy wydawać na mieszkanie więcej niż trzydziestu procent swojego dochodu. Od 1960 roku odsetek wynajmujących, którzy wydają na czynsz więcej, wzrósł ponaddwukrotnie i wynosi czterdzieści dziewięć procent.

– Dotyka to ludzi, których dotąd nie dotykało – powiedział nam Matthew Desmond, profesor socjologii na Uniwersytecie w Princeton.

– Dotyka pielęgniarki i policjantów. Dotyka rodziców ze starszymi dziećmi, które muszą z powrotem zamieszkać w domu rodzinnym, ponieważ rynek mieszkaniowy jest zbyt bezwzględny. W San Jose w Kalifornii co najmniej dwunastu funkcjonariuszy policji mieszka ponoć w kamperach na parkingu niedaleko komendy głównej. Inni poświęcają do czterech godzin dziennie na dojazdy, co jest obciążeniem zarówno dla nich, jak i dla ich rodzin. Myśląc o polityce mieszkaniowej, musimy się skonfrontować z problemem polegającym na tym, że nie wszystkie rodziny próbujące uzyskać pomoc i kwalifikujące się do niej zdołają ją otrzymać, ponieważ takiej pomocy jest po prostu za mało – dodał Desmond. – To poważna decyzja, którą podjęliśmy jako kraj.

Stan, który przygnębia

Uosobieniem kryzysu taniego mieszkalnictwa jest Marquita Abbott, trzydziestoletnia Afroamerykanka mieszkająca w Waszyngtonie razem ze swoim niezwykle bystrym sześcioletnim synem Masonem. Marquita nie ma problemów ze zdrowiem psychicznym ani z uzależnieniem, skończyła szkołę średnią i miała pełnowymiarową pracę – nie uchroniło jej to jednak przed bezdomnością. Będąc samotną matką, pracowała na cały etat w branży hotelarskiej, lecz zarabiała zaledwie dwadzieścia siedem tysięcy dolarów rocznie. Jako że ojciec Masona był nieobecny i nie płacił alimentów, Marquicie z trudem starczało na trzypokojowe mieszkanie na parterze kosztujące osiemset pięćdziesiąt dolarów miesięcznie. Latem 2017 roku po powrocie z pracy zastała w nim pięciocentymetrową warstwę ścieków. Właściciele nie zrobili nic, by rozwiązać problem – zaproponowali jej jedynie droższe mieszkanie, na które nie było jej stać.

Nieczystości zniszczyły wiele rzeczy Marquity, między innymi ubrania, buty, albumy ze zdjęciami oraz zabawki i książeczki Masona, jak również nowiuteńki dywan. W przypływie frustracji Marquita wyrzuciła więcej, niż było trzeba, a zakup nowych ubrań nadszarpnął jej budżet. Razem z synem wprowadziła się na jakiś czas do swojej babci. Gorączkowo starała się odłożyć trochę pieniędzy i szukała lokum. Potem właściciel zalanego mieszkania pozwał Marquitę do sądu za to, że po awarii nie zapłaciła czynszu. Marquita zjawiła się na rozprawie bez adwokata i sędzia nakazał jej dalej płacić czynsz po obniżce do czterystu pięćdziesięciu dolarów miesięcznie, z tym że w lokalu nie dało się mieszkać. Trudno sobie wyobrazić, że podjąłby taką decyzję, gdyby Marquita miała adwokata albo gdyby sprawniej poruszała się w systemie. W końcu udało jej się rozwiązać umowę najmu, lecz była wściekła, że musi płacić czynsz właścicielowi, który dopuścił do zalania mieszkania i zniszczenia jej rzeczy.

Gdy jesienią 2017 roku babcia Marquity się przeprowadziła, ona i jej syn zjawili się przygnębieni w D. C. General, dawnym szpitalu przekształconym w schronisko dla bezdomnych. Było tam czysto i bezpiecznie, mieli do dyspozycji wspólne łazienki. Niedaleko było metro, dzięki czemu Marquita mogła z łatwością odwozić Masona do szkoły. Stare windy psuły się jednak regularnie, a schronisko było owiane złą sławą, odkąd zniknęła z niego ośmioletnia Relisha Rudd, prawdopodobnie zamordowana przez dozorcę, który popełnił samobójstwo, gdy szukała go policja. Tworzyło to złowieszczą atmosferę i Mason bał się korzystać z łazienki.

– Znowu moczy łóżko – wyznała nam zaniepokojona Marquita. – Nie zdarzało mu się to od lat, a teraz robi to trzy albo i cztery razy w tygodniu.

Dodała, że w pierwszej klasie nauczycielka Masona poinformowała ją, że jej syn jest „trochę niegrzeczny”, a w schronisku zaczął gnębić inne dzieci. – Trudno jest tu żyć, naprawdę trudno – powiedziała.

Mason jest uroczym dzieckiem i zapalonym czytelnikiem – w czytaniu wyprzedza rówieśników o dwie klasy. Zdaje sobie sprawę, że bezdomność przygnębia jego mamę.

– Czasami opowiadam jej śmieszne historie – powiedział nam. – Czasami robię coś śmiesznego, żeby ją rozbawić.

Marquita objęła go i przytuliła. Bezdomność ograniczyła jej możliwość pracy. Godzina policyjna w schronisku i konieczność odwożenia Masona metrem do szkoły oddalonej o czterdzieści minut oraz odbierania go stamtąd utrudniały jej znalezienie posady. Straciła pracę w hotelu. Zatrudniła się jednak w niepełnym wymiarze godzin jako konsjerżka w apartamentowcu dla zamożnych mieszkańców Waszyngtonu, gdzie dzięki swojemu urokowi osobistemu i umiejętnościom interpersonalnym stała się cenionym pracownikiem. Sytuacja zakrawała na kpinę: bezdomna kobieta pracowała w eleganckim budynku w rodzaju tych, które sprawiły, że dla wielu osób Waszyngton stał się atrakcyjniejszym miejscem. Jednocześnie właśnie z ich powodu zmniejszyła się tam liczba mieszkań w przystępnej cenie. Miało to także wymiar rasowy: prawie wszyscy właściciele mieszkań byli biali, zaś praktycznie wszyscy mieszkańcy schroniska dla bezdomnych – czarni.

Część lewicy opowiadała się za kontrolą czynszów dla takich ludzi jak Marquita, lecz rozwiązanie to nie sprawdziło się ze względu na prosty rachunek. Kontrola czynszów nie zwiększa podaży, zazwyczaj wręcz ją ogranicza, ponieważ ludzie nie rezygnują z mieszkań w okazyjnych cenach, a deweloperzy niechętnie je budują, jeśli uważają, że ich zyski będą się utrzymywały na niskim poziomie. Ponadto w niektórych miastach właściciele mogą przekształcić czynszówki w lokale niepodlegające regulacjom prawnym. Jednocześnie kontrola czynszów prowadzi zazwyczaj do wzrostu popytu, a zatem więcej osób rywalizuje o mniej mieszkań.

Czytaj więcej

Czarodziejska góra Olgi Tokarczuk

Eksperymenty z bezdomnością

Coraz więcej ekonomistów zgadza się co do tego, że podział na strefy – na przykład rezerwowanie wielu obszarów wyłącznie pod budownictwo jednorodzinne – zmniejsza podaż mieszkań w przystępnej cenie i przez to powoduje wzrost bezdomności. Firmy budowlane często uznają, że bardziej opłacalne jest dostarczanie mieszkań najzamożniejszym, i nie troszczą się o najuboższych. Ekonomiści Edward L. Glaeser i Joseph Gyourko stwierdzili: „Zgromadzone przez nas dowody wskazują, że podział na strefy i inne formy kontroli użytkowania gruntów odgrywają dominującą rolę we wzroście cen mieszkań”. Zgadzali się z tym liberalni ekonomiści z administracji Obamy. W raporcie Białego Domu w 2016 roku oznajmili: „Na obszarach cechujących się wysokimi cenami mieszkań, na przykład w Kalifornii, takie formy kontroli użytkowania gruntów jak podział na strefy przyczyniły się znacząco do niedawnego gwałtownego wzrostu kosztów”. Innym problemem było to, że w przeszłości programy mieszkaniowe prowadziły zwykle do skupienia ludzi ubogich w podupadłych dzielnicach, gdzie często przekazuje się ubóstwo z pokolenia na pokolenie. W tym kontekście część inicjatyw w dziedzinie mieszkalnictwa może utrudniać awans społeczny. Badania pokazały jednak, że zamiast tego można pomagać rodzinom z małymi dziećmi, oferując im vouchery umożliwiające przeniesienie się do lepszych dzielnic i szkół.

W ostatniej dekadzie poszerzyliśmy swoją wiedzę o sposobach rozwiązywania problemów mieszkaniowych. Zmaganie się z nimi wyłącznie na poziomie lokalnym jest ryzykowne, ponieważ dobra jakość usług w danym rejonie przyciąga zazwyczaj ludzi bezdomnych z innych obszarów, w których ich potrzeby są ignorowane. Dlatego skuteczniejsze są strategie o zasięgu ogólnokrajowym i stanowym. Sukcesem w Seattle i innych miastach okazało się między innymi szybkie i niedrogie budowanie osiedli domków o powierzchni od zaledwie dziewięciu do trzydziestu siedmiu metrów kwadratowych. W innych miejscach eksperymentowano z umieszczaniem bezdomnych o bardziej ustabilizowanej sytuacji w domach rodzin oferujących im pomoc.

Niezmiennie najskuteczniejsze okazują się podejścia holistyczne. Program Housing First w Salt Lake City przyjmuje bezdomnych ludzi do schronisk niezależnie od tego, czy są uzależnieni od narkotyków albo alkoholu. Aktualnie uważa się to za najlepszy model, ponieważ osoby mające problemy ze zdrowiem psychicznym i z nałogami stanowią znaczną część populacji bezdomnych. Jim Vargas, który kieruje olbrzymim programem o nazwie Father Joe’s Villages dla bezdomnych w San Diego, mówi, że w niedawnym spisie wewnętrznym około dwudziestu sześciu procent dorosłych mających pod opieką dzieci zgłosiło chorobę psychiczną, czternaście procent nadużywanie alkoholu, a dwadzieścia dwa procent nadużywanie narkotyków. Wymaganie od ludzi, by zerwali z narkotykami albo alkoholem, oznacza zatem, że po prostu zostają oni na ulicy.

Waszyngton prowadzi skuteczny, choć niedofinansowany, program voucherowy, który ostatecznie pomógł Marquicie i Masonowi wyjść z bezdomności. Po roku w schronisku D. C. General Marquita otrzymała voucher mieszkaniowy ułatwiający opłacenie czynszu. Miała dostawać takie vouchery przez rok, by stanąć finansowo na nogi i móc przejąć całość płatności. Szczerze mówiąc, byliśmy do tego sceptycznie nastawieni. Nowe trzypokojowe mieszkanie – Marquita zdecydowanie przy tym obstawała – kosztowało tysiąc trzysta dolarów miesięcznie i trudno było sobie wyobrazić, że po roku będzie ją stać na płacenie takiego czynszu. Na jej korzyść przemawia to, że gdy była bezdomna, poszła na kurs obsługi komputera, a zdobyte na nim umiejętności pomogą jej znaleźć lepiej płatną pracę.

Oznaczyć priorytety

Problemy w mieszkalnictwie uwypuklają potrzebę nauczania podstaw przedsiębiorczości w szkołach średnich. W swojej pracy reporterskiej często spotykaliśmy się z tym, że gdy najemcom odcina się media za niepłacenie czynszu, nie dzieje się to wyłącznie z powodu nagłych wydatków na leczenie albo kryzysu w pracy, lecz często przyczyną jest nieumiejętne gospodarowanie pieniędzmi. Ludzie wprowadzają się do większych mieszkań niż ich stać, a potem coś idzie nie tak. Przy uważniejszej analizie okazuje się, że nauczanie podstaw przedsiębiorczości nie zawsze przynosi efekty, lecz wydaje się, że niekiedy faktycznie poprawia funkcjonowanie młodych ludzi z grupy ryzyka.

Mimo swoich zastrzeżeń co do tego, czy Marquicie uda się utrzymać nowe mieszkanie, gdy skończą się vouchery, uważamy, że pomysł takiego wsparcia samotnych matek jest dobry. Owszem, programy mieszkaniowe potrafią sporo kosztować, lecz społeczeństwo płaci olbrzymią cenę także za bezdomność: są to koszty związane ze zdrowiem, patrolowaniem ulic, zaprzepaszczeniem potencjału dzieci i erozją wspólnotowości. Wszyscy wiedzą, że istnieją rządowe programy mieszkaniowe dla ubogich, na przykład Section 8 (kosztujący trzydzieści miliardów dolarów rocznie), ale nieliczni Amerykanie zdają sobie sprawę, że w ostatnich latach wydaliśmy ponad dwa razy więcej na dofinansowanie domów dla osób, które w większości są zamożne (siedemdziesiąt jeden miliardów dolarów rocznie w postaci odliczenia odsetek od kredytów hipotecznych oraz innych świadczeń). Rząd federalny wpompował ogromne kwoty w parkingi dla domków holenderskich przeznaczonych na wynajem przez osoby o niskich dochodach, lecz ostatecznie na tym programie skorzystali nie najemcy, lecz firmy private equity. Fannie Mae, pożyczkodawca sponsorowany przez rząd, przekazał miliard trzysta milionów dolarów olbrzymiej firmie Stockbridge Capital na zakup istniejących parkingów – a potem, jak donosił „The Washington Post”, Stockbridge podniosło tam czynsze, by uzyskać trzydziestoprocentowy zwrot inwestycji.

Niektórzy szacują, że podwojenie środków na programy mieszkaniowe dla ludzi ubogich – do sześćdziesięciu miliardów rocznie – w znacznej mierze rozwiązałoby problem bezdomności, a ich łączny koszt, jak widać, i tak byłby niższy niż dopłaty dla zamożniejszych właścicieli domów. Pierwszym zadaniem powinno być wyeliminowanie bezdomności dzieci – a to możliwe, jeśli uznamy ten problem za priorytet.

Czytaj więcej

Ciągnie wilka do lasu

Fragment książki Nicholasa D. Kristofa i Sheryl WuDunn „Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu” w przekładzie Anny Gralak, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Nawet przyjmując ostrożną kalkulację, w każdej chwili mamy w Stanach Zjednoczonych ponad pół miliona bezdomnych, w tym prawie dwieście tysięcy osób mieszkających na ulicy zamiast w schroniskach. Liczba osób bezdomnych w naszym kraju wzrosła w ciągu ostatnich czterdziestu lat, mimo że Stany Zjednoczone bardzo się wzbogaciły. Spowodował to splot różnych czynników. Po II wojnie światowej wprowadzenie kontroli czynszów i przepisów określających zasady użytkowania gruntów zahamowało budowę mieszkań w przystępnej cenie.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich