Geniusz Korda, czyli tenis, golf i zwycięstwa

Żadna inna sportowa rodzina nie ma tylu sukcesów co Kordowie. Reprezentują dwie ojczyzny, dwa pokolenia i dwie dyscypliny: tenis oraz golf. Mają jedną pasję – wygrywanie.

Publikacja: 29.04.2022 17:00

Geniusz Korda, czyli tenis, golf i zwycięstwa

Foto: PGA TOUR/Getty Images, Ben Jared

Jest ich piątka – ojciec Petr, matka Regina, najstarsza córka Jessica Regina, nieco młodsza Nelly Ann (na zdjęciu z ojcem podczas turnieju w Orlando na Florydzie w 2021 r.) i najmłodszy Sebastian Petr. Rodzice to tenisiści, obie córki – wybitne golfistki. Syn wrócił do korzeni i wybrał odbijanie piłek przez siatkę. Mieszkają na stałe na Florydzie. Założyciele rodu wygrywali mecze dla Czechosłowacji i Czech, a teraz wszyscy są pełnoprawnymi obywatelami Stanów Zjednoczonych.

Osiągnięć rodzinnych w sporcie widziano wiele. Kordów wyróżnia, że są obecni w popularnych globalnie dyscyplinach, a każde z piątki osiągnęło szczyt lub zbliżyło się do wielkości w swej profesji. Zrobili z wyczynowego sportu udany biznes rodzinny (młodzież wciąż robi) z głową i planowo – niespecjalnie przejmując się opiniami, że może się nie udać.

Pełna sukcesów opowieść wciąż się pisze. Bilans wiosną 2022 roku jest taki, że w rodzinnym skarbcu są dwa tytuły wielkoszlemowe w dorosłym tenisie (singlowy i deblowy), trzy w juniorskim, 11 wygranych turniejów singlowych ATP Tour (i 10 deblowych), drugie miejsce ojca w rankingu światowym, uczestnictwo mamy w igrzyskach olimpijskich w Seulu, do tego – dzięki kobiecemu golfowi – złoty medal igrzysk w Tokio, jedno zwycięstwo w Wielkim Szlemie, 16 zwycięstw w turniejach zawodowych (13 w najważniejszej i najlepiej płatnej kobiecej lidze świata – LPGA Tour), pierwsze miejsce przez 29 tygodni w rankingu światowym pań. Dałoby się dołożyć wiele więcej przewag z golfa amatorskiego i dodać sporo milionów dolarów w premiach oraz kontraktach reklamowych.

Czytaj więcej

Petrodolary schowane w dołkach

Kordowie wzięli się przede wszystkim z pomysłu ojca, który po karierze tenisowej, udanej, lecz z kilku przyczyn bolesnej, miał ideę, by dzieciom udało się osiągnąć więcej. Menedżer Patricio Apey, który kiedyś zarządzał karierą Petra Kordy, teraz kieruje również sportowym życiem jego córek i syna, jako jeden z pierwszych wiedział, że Petr od dawna układał cichy plan wprowadzenia całej trójki na sportowe szczyty. – Zawsze będę powtarzać, że Petr jest w połowie geniuszem, a w połowie szaleńcem, i trudno te połówki odróżnić – powiedział kiedyś. Porównania do Richarda Williamsa, który przed laty dość nieskromnie, ale trafnie przewidział wielkie tenisowe sukcesy swych dziewczynek Venus i Sereny, są uzasadnione, chociaż Petr Korda ma znacznie więcej doświadczenia od ojca sióstr Williams w kwestiach merytorycznych, znał trudy oraz ograniczenia rozwoju sportowego młodych ludzi i potrafił znacznie lepiej zaplanować kariery swej trójki.

Plakat z autografem Lendla

To, że takie planowanie wcale nie jest proste, zauważył wielki poprzednik Kordy, Ivan Lendl, który po wspaniałej karierze tenisowej pokochał golf (a może golf pokochał jego) i z zapałem próbował budować coś w rodzaju własnej późnej kariery w nowym sporcie. Nie dał rady, chociaż po kilku latach intensywnych treningów grał niemal na poziomie zawodowym, próbował kilka razy zakwalifikować się do US Open, wystąpił w kilku turniejach cyklu europejskiego oraz imprezach dla seniorów i odniósł nawet kilka skromnych sukcesów, ale w rywalizacji celebrytów.

Niespełniony golfowo Lendl przekazał miłość do wybijania piłek trzem z pięciu córek – Marice, Isabelle i Danieli, które były w gronie najlepszych amerykańskich juniorek, potem startowały w rozgrywkach uniwersyteckich (dwie na Florydzie, trzecia w Alabamie) i musiały, po przenosinach do Bradenton (IMG Academy ma tam także prężny oddział golfowy) przejść twardą ojcowską szkołę poświęcenia nowej dyscyplinie. Dziś z trójki córek Ivana Lendla tylko Daniela pozostaje przy golfie. Pracuje w U.S. Golf Association w dziale reguł.

Petr Korda i Regina Rajchrtova urodzili się w tym samym, trudnym nie tylko dla czeskiej historii roku 1968. On prażanin, ona z ładnego miasteczka Havlíčkuv Brod na pograniczu Bohemii i Moraw, jak mawiano: z zielonego serca Czech. Połączył ich tenis, który w dawnej Czechosłowacji dla wielu wydawał się nie tylko znakomitym sportem, prawie tak interesującym jak hokej i piłka nożna, ale także furtką do lepszego zachodniego świata. Czeski pragmatyzm, połączony z długą, pełną sukcesów tradycją gry, sporą liczbą niezaoranych przez komunizm kortów i klubów oraz znaczną liczbą dobrych trenerów, mimo ogólnej mizerii realnego socjalizmu dał szansę obojgu, choć pani Regina tak udanej kariery, jak mąż, na kortach nie miała.

Była tenisistką bardzo solidną, zagrała w barwach Czechosłowacji podczas igrzysk w Seulu (w turnieju singlowym przegrała 5:7, 5:7 pierwszy mecz z reprezentującą ZSRR Gruzinką Leilą Meskhi), także kilka razy reprezentowała kraj w Pucharze Federacji. Może miała trochę pecha, że w jej pokoleniu czeskimi liderkami były Jana Novotna i Helena Sukova, które prześcignąć było trudno, nie tylko innym Czeszkom.

Wiosną 1991 roku pani Regina była przez chwilę nr. 26 w rankingu WTA. Wygrała dwa małe turnieje ITF w singlu i trzy w deblu (dwa z Novotną). W głównym cyklu rozgrywek profesjonalnych wielkich sukcesów nie odnosiła, ale dwa razy wystąpiła w 1/8 finału US Open. Karierę skończyła w 1993 roku, gdy zaszła w ciążę i urodziła pierwszą córkę Jessicę.

Z Petrem, który 12 lat spędził w ATP Tour, było tak, że tenis go cieszył, ale też mocno bolał. Jedyny tytuł wielkoszlemowy Kordy seniora nadszedł w chwili, gdy czeski tenisista miał za sobą zdecydowaną większość interesującej, ale wyboistej kariery. Podczas Australian Open 1998 zakończył ostatnią, pełną emocji podróż od zapomnienia – na najwyższy tenisowy szczyt. Sześć lat po pierwszym wielkoszlemowym finale przegranym z Jimem Courierem w Paryżu. Był wtedy w Melbourne mężczyzną po trzydziestce, już kilka lat wcześniej myślał o przejściu na emeryturę z powodu nieustannego bólu steranego ciała. Jednak przyszedł dzień finału z Marcelo Riosem, dzień zaskakująco łatwego zwycięstwa 6:2, 6:2, 6:2 i dzień świętowania danego raz w życiu.

Jedyny tytuł wielkoszlemowy Kordy seniora nadszedł w chwili, gdy czeski tenisista miał za sobą zdecydowaną większość interesującej, ale wyboistej kariery

Można gdybać, co by się stało, gdyby w tamtym turnieju szybko nie odpadali teoretycznie mocniejsi kandydaci do gry w finale: Pete Sampras, Andre Agassi, Pat Rafter lub Michael Chang, ale niczego to nie zmienia: wtedy Petr był najlepszy. Skakał z radości jak nastolatek (miał opanowany charakterystyczny wyskok z kopniakiem w powietrzu, dziś dzieci czasem go naśladują), fikał koziołki, klękał w dziękczynnej modlitwie, wspinał się na trybunę, by wyściskać żonę i małą córkę.

Czesi wówczas trochę już zapominali o australijskich sukcesach Lendla (wygrał Australian Open w 1989 i 1990 roku), ale Petr nie zapomniał – w domu wciąż trzymał plakat z autografem sławnego rodaka. Rok wcześniej Korda przegrał z Riosem w Melbourne w pierwszej rundzie, dwa lata wcześniej też przegrał na starcie australijskiego Wielkiego Szlema. Dlatego mówił potem publiczności, że czekał tak wyjątkowo długo, że w ten sukces już raczej nie wierzył, choć wciąż o nim marzył, przechodząc od nadziei do rozpaczy i z powrotem po kolejnych operacjach, rehabilitacjach i treningach.

Grająca szczoteczka

Mówił też o najgorszych 72 godzinach w życiu przed finałem, o ciągłym ściskaniu w żołądku, które doprowadziło go do dygotu, gdy wchodził na kort centralny.

Nie mówił, co dalej, nie wiedział, czy będzie grał za rok, wolał cieszyć się chwilą, dziękować żonie za opiekę oraz ojcu, który włożył mu pierwszą rakietę do ręki. I wspominał, jak dawno temu działacze z czechosłowackiej federacji odmawiali mu wsparcia finansowego na posiłki, jak mimo to wygrywał jako junior wielkoszlemowe turnieje deblowe i szybko dotarł do poziomu zawodowca.

W pierwszej setce rankingu światowego zjawił się jesienią 1987 roku. Wyróżniał się z gromady konkurentów tym, że był dość wysoki (190 cm) i wyjątkowo chudy. Miał też krótko przystrzyżone bardzo jasne włosy, więc nadawano mu przezwiska w rodzaju: „grająca szczoteczka do zębów" albo „mlecz", co później przyjmował tylko z uśmiechem, mówiąc, że piękno w jego rodzinie należy do żony i córek.

Był chudy, ale miał dobrą wytrzymałość, która w tenisie znaczy więcej niż muskuły. Grał bardzo klasycznie, jednorącz, miał świetne wyczucie uderzeń, rakietę trzymał w lewej dłoni, co także przeszkadzało wielu rywalom. Pierwszy turniej ATP wygrał w 1991 roku w New Haven po zwycięstwie nad Goranem Ivaniseviciem.

Wydawało się, że szczyt osiągnął już w 1992 roku, gdy był piąty na świecie po sukcesach w Waszyngtonie, Long Island i Wiedniu, także po finale na kortach Rolanda Garrosa. W 1993 roku wygrał Puchar Wielkiego Szlema (w finale pięć setów z Michaelem Stichem), wtedy najwyżej opłacany turniej na świecie. Jednak dość szybko zaczął przerywać starty, bo wysiłek tenisowy często przerastał fizyczne możliwości szczupłego chłopaka z Pragi. Zwyciężał coraz rzadziej. Bolało go w różnych miejscach, raz przepuklina, innym razem kręgosłup albo zatoki. W 1995 roku poważnie uszkodził mięsień pachwiny. Ból był nie do zniesienia, także psychiczny. Poszedł na operację, by móc normalnie chodzić, ale lekarze spisali się tak dobrze, że ponownie nabrał wiary w sport.

Po pierwszym (i jednocześnie ostatnim) zwycięstwie w Wielkim Szlemie, odniesionym za 35. podejściem, został numerem 2 na świecie. Kilka miesięcy później, w grudniu 1998 roku, przez rubryki sportowych mediów przemknęła informacja Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF) potwierdzająca, że Petr Korda, mistrz Australian Open, miał pozytywny wynik testu dopingowego w Wimbledonie. Mówiło się o tym wcześniej, ale formalnie tenisista o wyniku testu dowiedział się na początku sierpnia 1998 roku, w październiku otrzymał zawiadomienie o naruszeniu przepisów antydopingowych.

Chociaż komitet odwoławczy orzekł, że tenisista jest winny, to – powołując się na „wyjątkowe okoliczności" – zalecił, by kara nałożona na sportowca wysoka nie była.

Pojawili się tacy, którzy grozili bojkotem Australian Open 1999, gdyby wystąpił tam Korda

Uzasadnienie brzmiało: Korda zażył lub otrzymał zakazaną substancję nieświadomie. Kara dla Czecha polegała więc na tym, że stracił 199 punktów rankingowych i 94 529 dolarów za awans do ćwierćfinału Wielkiego Szlema w Londynie. Mógł dalej grać.

Zakazaną substancją był nandrolon, silny steryd anaboliczny zwiększający wydolność organizmu, którego zastosowanie w sporcie zwykle powoduje długi zakaz startów.

Tego, w jaki sposób dostał się do organizmu Petra Kordy, nie wyjaśniono, chociaż wedle doradców tenisisty podjęto w tej sprawie wyczerpujące wysiłki. Mistrz rakiety podał jeszcze publicznie, że cieszy się, iż komisja oczyściła jego nazwisko, że może grać i rywalizować oraz w pełni popiera program antydopingowy w tenisie.

Niecały sportowy świat dał mu wiarę. Ciężar oskarżeń, nawet takich, które podawały w wątpliwość także jego australijski triumf, był niemały. Pojawili się tacy, którzy grozili bojkotem Australian Open 1999, gdyby wystąpił tam Korda. Działacze ITF, mimo protestu tenisisty, ponownie otworzyli sprawę i po długiej procedurze nałożyli roczny zakaz startów na Petra – od września 1999 roku. Odebrali mu wszystkie punkty rankingowe i nagrody pieniężne, od Wimbledonu 1998 licząc. Przewidując taką decyzję, czeski tenisista w lipcu 1999 roku zapowiedział odejście na emeryturę. I odszedł, choć zagrał jeszcze w kilka turniejach ATP Challenge Tour.

Czytaj więcej

Zmiana pokoleniowa w męskim tenisie przyspiesza

W 2015 roku Chilijczyk Marcelo Rios wystąpił do ITF, z poparciem rodzimej federacji, o ponowne rozpatrzenie sprawy dopingu Petra Kordy. Miał wciąż nadzieję, że w końcu będzie mistrzem Wielkiego Szlema. Finał w Melbourne był jedynym, w jakim zagrał. Nikt pismem od Riosa się nie przejął, ciągu dalszego nie było.

Petr Korda zniknął z kortów, ale robił swoje. Wymyślił dzieciom dobrą drogę do sukcesów. W rodzinie sport zawsze był sprawą naturalną, jak oddychanie. Od małego trójka dzieciaków Reginy i Petra wyżywała się w nim do woli. Sebastian grał też w hokeja, Nelly jeździła na łyżwach i uprawiała gimnastykę. Jessica, najstarsza, najwcześniej zajęła się golfem. Gdy dostała się do czeskiej drużyny golfowej juniorek, pięć lat młodsza Nelly (rocznik 1998) też chciała. Tylko Sebastian uznał, że golf jest dla niego za nudny. Miał być hokeistą, ale gdy zobaczył ojca trenującego Radka Stepanka, uznał, że to jest to.

Petr Korda mawiał kiedyś, że golf to sport dla emerytów, więc konsekwentnie zaczął wbijać piłki do dołków, gdy zakończył karierę tenisową. Razem z Jessicą zapisali się do klubu, a gdy najstarsza córka dość szybko zaczęła okazywać talent do golfa, ojciec wsparł ją bez wahania. Oboje trafili na doskonałego amerykańskiego trenera Jonathana Yarwooda, który prowadził wówczas karierę przyszłego mistrza US Open 2005 Michaela Campbella. Była więc okazja, by Kordowie zobaczyli z bliska, jak działa profesjonalny świat golfa. Spodobał się im.

Od 2008 roku rodzina na stałe zamieszkała w USA. Wybrali miejsce popularne – Florydę, Bradenton, miasteczko, w którym prężnie działa IMG Academy, założony w 1978 roku przez Nicka Bollettieriego znany ośrodek treningowy, nie tylko w tenisowy. Tam plan Petra mógł być wdrożony łatwiej.

Już z Jessicą poszło dobrze – znalazła się w juniorskiej reprezentacji USA, dostała szansę gry z profesjonalistkami w US Open, w amatorskich mistrzostwach kraju w 2010 roku była druga. W 2011 roku zdobyła kartę uczestnictwa LPGA Tour. Po roku wygrała pierwszy turniej zawodowy: Women's Australian Open w Melbourne. Ważne sukcesy w Australii to chyba rodzaj rodzinnej tradycji Kordów.

Do dziś wygrała sześć turniejów, ostatni w styczniu 2021 roku. W rankingu światowym jest obecnie 15.

Skacze jak tata

Nelly dołączyła do starszej siostry w LPGA Tour w 2017 roku. Talentu ma jeszcze więcej. Weszła z przytupem w świat wielkiego golfa, występując jako 15-latka w US Open 2013, a trzy lata później grała już zawodowo w niższej lidze – Symetra Tour, by po wygraniu jednego turnieju i dobrych wynikach w innych awansować do ekstraklasy. Po następnym roku zapisano jej pierwsze zwycięstwo w LPGA Tour, a potem kolejne sześć, aż do wygranej w 2021 roku pierwszego turnieju kobiecego Wielkiego Szlema – Women's PGA Championship. Wtedy też, w czerwcu, została numerem 1 światowego golfa. Potem zaś zwyciężyła na igrzyskach.

Sebastiana, rocznik 2000, świat zauważył w 2018 roku, gdy chłopak z Bradenton wygrał juniorski Australian Open

Startowała na polu Kasumigaseki Country Club razem z siostrą, Jessica była 15. Nelly została trzecią mistrzynią w olimpijskiej historii golfa – 121 lat po sukcesie Margaret Ives Abbott (USA) w Paryżu, pięć lat po wygranej Park In-bee (Korea Płd.) w Rio de Janeiro. Utrzymała pozycję liderki 29 tygodni, dziś jest druga, za Koreanką Ko Jin-young.

Sebastiana, rocznik 2000, świat zauważył w 2018 roku, gdy chłopak z Bradenton wygrał juniorski Australian Open, równo 20 lat po seniorskim sukcesie ojca. Petra w Melbourne nie było, ale każdy pamiętał o sztafecie pokoleń. W konkurencyjnym świecie tenisa męskiego Korda junior odnajduje się dobrze. Chociaż nie robi wielkich skoków rankingowych, to każdy rok jest rokiem postępu.

W Roland Garros zagrał w 2020 roku w czwartej rundzie. Przegrał z Nadalem, to dobre usprawiedliwienie. W styczniu kolejnego roku dotarł do pierwszego finału turnieju ATP w Delray Beach, ale tam lepszy był talent z Polski – Hubert Hurkacz. W maju, na kortach ziemnych, wygrał pierwszy turniej cyklu – w Parmie.

Premierowy wimbledoński mecz Sebi zagrał też w 2021 roku. Znów zaliczył cztery rundy, co ojca nie zachwyciło. Syn też specjalnie się nie zdziwił. – Taki już jest: bardzo szczęśliwy z wygranych, ale widzi też błędy, które popełniam podczas meczu, i od razu daje mi o nich znać. To chyba jedna z najlepszych rzeczy w moim tacie: zawsze jest bezpośredni i mówi, jak jest. Nie słodzi rzeczywistości – mówił Korda junior. W końcu zagrał w finale turnieju talentów #NextGen w Mediolanie. Przegrał mecz o tytuł z Carlosem Alcarazem, ale widać było, że przyszłość przed nim.

Czytaj więcej

Barbora Krejčíková. Nowa królowa Paryża

Ojciec dba o jego rozwój, planuje kalendarz startów, poprosił o pomoc trenerską Andre Agassiego. Kibice widzą podobieństwo, które syn podkreśla, skacząc nad kortem po sukcesach jak tata. Różnica na razie jest jednak widoczna, Sebastian jest 37. na świecie, no i gra prawą ręką.

Zarządzanie rodzinnym przedsiębiorstwem sportowym wychodzi Petrowi i Reginie Kordom dobrze. Dzieci nawet trochę się dziwią, jak to możliwe, że rodzice potrafią być w jednym tygodniu w Azji na golfie, w drugim w Europie na tenisie albo z domu na Florydzie sprawnie koordynują starty młodych w różnych strefach czasowych. Pani Regina czasem tylko narzeka, że oglądanie Nelly, Sebiego i Jessiki szarpie jej nerwy znacznie bardziej niż własne mecze. – Nic nie mogę zrobić. Po prostu muszę ich wspierać. W końcu to tylko sport – mówi.

Kilka miesięcy temu, dokładnie 11 grudnia 2021 roku, Jessica wzięła ślub z długoletnim chłopakiem Johnnym DelPrete, byłym golfistą zawodowym, grającym kiedyś w niższych ligach USA, Kanady i Chin, obecnie pośrednikiem w handlu nieruchomościami. Mieszkają w Jupiter na Florydzie, tam gdzie ma posiadłości wiele sław golfa, także Tiger Woods. Wygląda na to, że trzecie pokolenie Kordów będzie wbijać piłki do dołków.

Jest ich piątka – ojciec Petr, matka Regina, najstarsza córka Jessica Regina, nieco młodsza Nelly Ann (na zdjęciu z ojcem podczas turnieju w Orlando na Florydzie w 2021 r.) i najmłodszy Sebastian Petr. Rodzice to tenisiści, obie córki – wybitne golfistki. Syn wrócił do korzeni i wybrał odbijanie piłek przez siatkę. Mieszkają na stałe na Florydzie. Założyciele rodu wygrywali mecze dla Czechosłowacji i Czech, a teraz wszyscy są pełnoprawnymi obywatelami Stanów Zjednoczonych.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich