Robert Mazurek: Lot aktywnego kota

A imię ich legion, bo jest ich wielu, lecz to nie demony, to sól ziemi. Najlepsi z najlepszych, najszlachetniejsi z najszlachetniejszych, prawdziwi rewolucjoniści przekraczający wszelkie wymiary i własnoręcznie załamujący czasoprzestrzeń. Aktywiści.

Publikacja: 08.04.2022 17:00

Robert Mazurek: Lot aktywnego kota

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzinski

Aktywizm jak paraliż jest zawsze postępowy. Był nim już wtedy, gdy młoda poetka opisywała marzenia aktywisty wstępującego do partii: „Należeć do niej/ Z nią działać, z nią marzyć/ Z nią w planach nieulękłych/ Z nią w trosce bezsennej". Jest i dziś, a wsteczni są co najwyżej strażnicy tradycji, ale kudy im do żaru i widowiskowości aktywistów. Tu drobna korekta, bo w latach, w których noblistka dzierżyła sztandar postępu nie było partyjnych aktywistów – partyjny był co najwyżej aktyw. Mógł on przy tym być całkiem nieruchawy, mało aktywny, ale był aktywem.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Wina poziom najwyższy

To się zmieniło, bo partia, każda partia zresztą, zamiast aktywu ma dziś rady nadzorcze, za to aktywiści są bezpartyjni i nader ruchliwi, do tego wręcz sprowadza się istota ich działalności. Pierwowzorem dzisiejszego aktywisty jest bowiem gość zasuwający z miejsca na miejsce z pustą taczką i tłumaczący, że ma taki zapieprz na budowie, iż nie ma czasu taczki załadować. Bo nieważny cel, ważny żar. Cel może się zresztą zmieniać, a jeden aktywista obskoczy przy tym protest ekologiczny, graniczny i aborcyjny. No, może nie tego samego dnia, bo jak się taki dendrofil przykuje do drzewa, to odkuwanie potrafi chwilę potrwać.

Są jednak pewne zasady niezmienne. Aktywista nie tyle nie musi, ile wręcz nie powinien kłopotać się wiedzą. Ta czyniłaby go bowiem ekspertem, a w dodatku od nadmiaru wiedzy wypadają włosy, pogarsza się wzrok i pojawiają się wątpliwości. Te ostatnie są najgorsze, żaden szanujący się aktywista – a szanuje się przecież każdy – ich nie ma. Nie dzieli włosa na czworo, nie przyznaje choćby części racji oponentom, nie zastanawia się nad ich argumentami. Nie zastanawia się choćby dlatego, że ich najzwyczajniej w świecie nie słyszy, kiedy bowiem oponent je przedstawia, aktywista zajęty jest organizowaniem kociej muzyki, która miałaby tamtego zagłuszyć.

Aktywista nie tyle nie musi, ile wręcz nie powinien kłopotać się wiedzą. Ta czyniłaby go bowiem ekspertem, a w dodatku od nadmiaru wiedzy wypadają włosy, pogarsza się wzrok i pojawiają się wątpliwości.

Szczególną gałęzią aktywizmu są ruchy miejskie. Ich, z przeproszeniem dam, członkowie – ruchiści, bo przecież nie ruchacze – poruszają się po mieście rowerem, dopóki nie zostaną wiceburmistrzem dzielnicy, ale tymi wegańskimi bezbożnikami zajmiemy się kiedy indziej. Protoplastami wszelakich aktywistów w linii bocznej byli społecznicy. Linii bocznej, bo społecznik nie musiał być postępowy, a poza tym społecznicy – jak sama nazwa wskazuje – robili wszystko za darmochę, społecznie, mówiło się kiedyś. Aktywizm z kolei sprofesjonalizował się i można być aktywistą zawodowym, kosząc przy tym hektary forsy. Czasem się awansuje, zostając chociażby posłem, nie tracąc przy tym nic z cech aktywisty, że wspomnę o uroczej niewiedzy.

Aktywista zaprzątający głowę rozmyślaniem okazać się może sabotażystą i popaść w groźne zwątpienie. Aktywista wątpiący mógłby zadawać szkodliwe ze swej istoty pytania w rodzaju „Czemuż my właściwie nagłaśniamy organizowane przez Łukaszenkę inscenizacje z jakimiś nieszczęśnikami, zamiast pomagać tym, których ten Łukaszenka wtrąca do więzień albo tym, którzy uciekają przed bombardowaniami przez tegoż Łukaszenkę wspieranymi?" albo „Czy, skoro nazywamy się Grupa Granica, nie powinniśmy sprawdzić w słowniku, co znaczy granica, zanim, kompromitując się, zrobimy awanturę na pół świata?".

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Dbajmy o kompot

W przypadkach skrajnych aktywista wątpiący mógłby podawać w wątpliwość opowieści o kocie, który trzy dni uciekał wraz z afgańską rodziną z Kabulu do Usnarza. Aktywista wątpiący wskazałby, że najkrótsza droga to 5009 kilometrów, co kazałoby kotu – rodziny nie licząc – biec bez ustanku przez trzy doby z prędkością 69,6 km na godzinę, a tego żaden gepard nie wytrzyma. Aktywista wątpiący nie potrafiłby też opowiadać ze łzami w oczach o Ahmedzie, który przez sześć dni bez przerwy płynął rzeką, uciekając przed siepaczami z polskiej Straży Granicznej, bo zacząłby pytać, jak to możliwe, że Ahmed niczego przez ten czas nie jadł, niczego nie pił, a spał po godzinę dziennie. Najparszywszy z aktywistów, obarczony elementarną wiedzą z geografii, zacząłby przy tym zadawać pytania, jakąż to rzeką płynął Ahmed, skoro w promieniu 100 kilometrów nie ma żadnej? Inny zapytałby, gdzie urodzony na pustyni Ahmed nauczył się tak pływać, ale to już nie byłby aktywista, tylko faszystowska świnia.

Aktywizm jak paraliż jest zawsze postępowy. Był nim już wtedy, gdy młoda poetka opisywała marzenia aktywisty wstępującego do partii: „Należeć do niej/ Z nią działać, z nią marzyć/ Z nią w planach nieulękłych/ Z nią w trosce bezsennej". Jest i dziś, a wsteczni są co najwyżej strażnicy tradycji, ale kudy im do żaru i widowiskowości aktywistów. Tu drobna korekta, bo w latach, w których noblistka dzierżyła sztandar postępu nie było partyjnych aktywistów – partyjny był co najwyżej aktyw. Mógł on przy tym być całkiem nieruchawy, mało aktywny, ale był aktywem.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich