Cóż, babcia Aniela, prababcia właściwie, pamiętała jeszcze carat, miała nieco inne obyczaje. I tu oczywiście mógłbym popłynąć oczywistym nurtem, by dostrzec, jak nam język schamiał. Pierwszy opisał to mój ulubiony bohater literacki, Gurewicz, który w „Nocy Walpurgii" klarował tak Nathalie: „Dawniej, kiedy w czasie rozmowy zapadała nagle cisza, rosyjski chłop mówił: »Cichy anioł przeleciał«. A teraz w identycznej sytuacji: »Coś zdechło w lesie, pewnie milicjant«. Albo »Miłość na wiek się nie ogląda«. A teraz tylko – »Ch... w metrykę nie zagląda«. Albo jeszcze lepiej. Zamiast: »Nie pluj do studni, będziesz z niej wodę pił«, mamy: »Nie sraj w kompot, kucharz w nim nogi myje«". Klarował dłużej, ale mniejsza z tym, bo ja, państwo wybaczą, nie o języku i nie o chamstwie.
Czytaj więcej
To było tak: dostałem list. Na wsi u babci nie było telefonu, ale był listonosz, przyniósł mnie więc list od mamy z nieoczekiwaną informacją, że rodzice przyjeżdżają w piątek. Lojalnie powtórzyłem to babci. „Jak ty mówisz?! Rodzice?!". „No tak...". „To bardzo nieładnie". „A jak się mówi?" – spytałem nie mniej zdumiony niż państwo teraz. „Mówi się: mamusia i tatuś".
Mnie prababcia Aniela zdumiała tym, że z ważnej wiadomości wyciągnęła tylko pobocznych „rodziców". Wiem, nie ona jedna, ks. Twardowski wspominał lekcję religii z maluchami, na której opowiadano im o prześladowaniach pierwszych chrześcijan i ilustrowano to obrazkami z Koloseum. Jeden z uczniów na widok lwa pożerającego małe dziecko miał się rozpłakać. „Co się stało?". „Bo jemu trafił się najmniejszy kawałek". Wpadlibyście na taką interpretację? A Tomasz Lis by wpadł.
Wybuch wojny na Ukrainie bardzo zaniepokoił i jego, i wiernych czytelników. Poza powodami oczywistymi było też zagrożenie, którego byście państwo nie dostrzegli. Otóż dzięki wojnie PiS może znaleźć swe polityczne złoto, czyli mu wzrośnie! Furda bomby, ale Kaczor! Czy i w tym wypadku palma pierwszeństwa odbiła Lisowi, czy też myśl ową podchwycił, nieważne, dość, że ją rozpropagował. I to się, nie dadzą państwo wiary, przyjęło. Rozgorączkowani opozycyjni dziennikarze już tonem wtajemniczonych podają sobie majowe daty wcześniejszych wyborów. Jakim cudem miałoby do nich dojść, nie mówią, ale też nikt nie pyta, ważne, że PiS-owi rośnie aż strach. Strach też zresztą rośnie.