Na szczęście Tonfa po dwóch latach od premiery swojej EP-ki rzuciła słuchaczom długogrającą płytę „Klątwa", w której demoniczny pierwiastek jest aż nadto słyszalny. Przeszło rok temu zaprezentowali się większej publiczności za sprawą udziału w utworze „Krzew" Włodiego i wspomnianego już 1988, ale nie przełożyło się to na duże zasięgi. Wydaje się, że tak wsobne granie musi pozostać w niszy.

Czytaj więcej

Raperzy i ich obowiązki

Pierwszy album duetu złożonego z Normana i Kierata jest komunikatywny właściwie tylko w dwóch momentach, a dokładniej w skicie „Krasnoludzki styl" i „W.Klatkk_BŁZN". W pierwszym przypadku słyszymy rapowanie nawiązujące stylistycznie do rodzimych lat 90., a bit przynosi skojarzenie z boombapem. Drugi to już uniwersalny kawałek, ze słowami podawanymi w prosty sposób, acz z zakłóceniami w tle. Reszta to fabryczny chaos i niepokojący zgiełk. Industrialne produkcje nieustannie mutują, dźwięki wzajemnie się okładają, głosy zaś wchodzą w nieskładny jazgot albo pełne zrezygnowania i ociężałości przekazują strzępki opowieści z osiedla. Czy są jakieś punkty odniesienia? Najczęściej pada wśród nich Dälek, klasyczna alternatywna grupa z USA. Od siebie dodam, że kończący płytę kawałek „MirrA" najpierw ma w sobie coś z rapu Hewry, kolektywu nawiązującego w twórczości do stanów narkotycznych, a później próbuje bawić się melodią rodem z country. To jednak specyficzny świat. Wejście tylko na własną odpowiedzialność.

„Klątwa LP", Tonfa, dystr. Agora