Małgorzata Sułek i Michał Bardel muszą liczyć na to, że w światku winiarskim obowiązują inne reguły, skoro poważyli się na napisanie książki wyrokującej o tym, co jest w świecie wina naj. Inaczej ci pokrzywdzeni niechybnie obcięliby im łapy i języki, ale do rzeczy. Nie wszystko da się jednoznacznie ustalić, co też autorzy wiedzą, puszczając do nas w swych felietonikach oko. A przecież czasem trafia się na gości pozbawionych dystansu do siebie. W czasie ostatnich wakacji byłem w armeńskiej jaskini – zdecydowanie najstarszej winnicy świata. Inną najstarszą odkopano przed laty w Iranie, choć kto wie, może ajatollahowie kazali ją znowu zakopać. Zresztą nie ma to znaczenia, bo bracia Gruzini i tak są pewni, iż najstarsze winnice są u nich i mają 8 tys. lat. Co ciekawe, kiedy zacząłem jeździć do Gruzji, miały, wedle przewodników, 6 tys. lat. Ech, jak ten czas leci.
Czytaj więcej
No dobrze, ale co to właściwie jest ten furmint, o którym tak często pan pisze? Krótko? To najlepsza w naszej części Europy biała odmiana winogron. A nieznana, bo węgierska. O ile bowiem chardonnay czy rieslinga uprawiają na całym świecie, o tyle furmint nie wyszedł poza Węgry, no Austro-Węgry. Najlepsze furminty powstają na północnych Węgrzech, na zboczach Somlo na północ od Balatonu, w Egerze (mało, ale za to wyśmienite), i przede wszystkim w Tokaju.
À propos czasu, to ten, jak mówią, sprzyja winom. Choć nie zawsze, bo z książki dowiemy się, iż najstarsze wino świata z muzeum w niemieckiej Spirze to obrzydliwa, starożytna galareta. Najstarsze nadające się do picia – dość nieostra kategoria, ale to przecież nie encyklopedia – też zresztą jest niemieckie (Rüdesheimer Apostelwein 1727). Ech i pomyśleć, że do 1939 roku można sobie było u Fukiera kupić tokaje z początków XVII wieku, no, ale potem trafiły w ręce, a jakże, niemieckie. Aha, te najstarsze winnice, to już wiecie gdzie są, prawda? Właśnie tam.
Nie zawsze, bo z książki dowiemy się, iż najstarsze wino świata z muzeum w niemieckiej Spirze to obrzydliwa, starożytna galareta. Najstarsze nadające się do picia – dość nieostra kategoria, ale to przecież nie encyklopedia – też zresztą jest niemieckie (Rüdesheimer Apostelwein 1727). Ech i pomyśleć, że do 1939 roku można sobie było u Fukiera kupić tokaje z początków XVII wieku, no, ale potem trafiły w ręce, a jakże, niemieckie.
Często jestem pytany, jaką książkę o winie przeczytać na początek i zawsze miałem problem z odpowiedzią. Bo szacowne encyklopedie przynoszą wiedzę, ale nie dają radości. Skoro tak, to „Winne osobliwości" są jak wino, bo to radości kwintesencja! Pysznych anegdot i strawnie podanych informacji tu mnóstwo, więc tego się nie czyta, to się pochłania. Nie wierzę we wszystko, co w niej napisane, ale chętnie odłożę tę książczynę, by do tych felietonów wracać. A gęba śmieje mnie się na samą o tym myśl.