Trudna to lektura, szczególnie dla kogoś, kto zmaga się z tematem systemowych zaniedbań w Kościele. Tak, wiem, że te sprawy są nieporównywalne. Z jednej strony mamy zbrodniczy system i „zwyczajnych Niemców", którzy mu ulegali, a z drugiej instytucję, która choć dotknięta jest systemowymi brakami, choć systemowo tolerowała pewne zło, to nie jest ono w nią immanentnie wpisane. Mechanizmy ukrywania, godzenia się, usprawiedliwiania zła są jednak, niestety, bardzo podobne.
Gdy Jaspers opisuje ludzi, którzy nie widzieli zbrodni, bo nie chcieli widzieć, nie widzieli krzywdzonych, bo przed samymi sobą ukrywali to, co widzieli, albo kupieni osobistymi korzyściami nie chcieli dostrzegać, to mnie przed oczyma staje inna historia. Osoba skrzywdzona przez ojca Edwarda Konkola opowiadała mi o tym, jak w jego klasztornym mieszkaniu krzyczała, gdy ją gwałcił. Zakonnicy w sąsiednich celach musieli to słyszeć, bo stukali w ścianę, by uzyskać ciszę. I nic więcej nie robili. Proceder trwał w najlepsze. Pracownicy ośrodków zakładanych przez werbistę widzieli, że co roku przyjeżdżają do nich młode dziewczyny i że zakonnik wymyka się z ich pokojów w nocy, komentowali to między sobą. I co? I nic. Nikt z tym nic nie zrobił.
Czytaj więcej
Metoda prezentowania trudnych informacji przez polski Kościół jest nieodmiennie taka sama. Informuje się o tym, że w jakiejś przestrzeni nie jest źle. I tak właśnie zrobił szef Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK), prezentując dramatyczne dane i przekonując, że są one dowodem na to, iż „mimo pandemii Kościół w Polsce zachowuje ciągłość swoich struktur". To oczywiście jest prawda, ale w przypadku wspólnoty o tak długiej historii i tak mocno zakorzenionych strukturach nie jest to nic zaskakującego. Z badań zaś wynika, i to wydaje się istotniejsze, wiele innych wniosków, które z perspektywy przyszłości Kościoła są o wiele bardziej dramatyczne.
Gdy jedna z osób skrzywdzonych zgłosiła się do metropolity, ten odesłał sprawę do werbistów, oni nawet się z tą osobą skontaktowali, ale potem nad sprawą zaległa cisza. Dopiero gdy kilka osób świeckich zdecydowało się działać, podjęto przewidziane prawem działania. Wtedy już nie można było inaczej.
Jaspers jasno wskazywał, że „każdy z nas ponosi winę, jeśli był bezczynny". I to są słowa, które każdy wierzący, każdy zaangażowany w Kościół musi przemyśleć. Czy nie jestem bezczynny wobec zła, do którego (niekiedy) w mojej instytucji dochodzi? Czy kierując się jej dobrem, troską o dobre imię sprawców, a niekiedy całej instytucji, nie ignoruję sygnałów, które do mnie dochodzą? Czy aby zachować dobre samopoczucie albo dobry nastrój, nie wypycham strasznych rzeczy w podświadomość? Czy potrafię zmierzyć się z dramatem osób skrzywdzonych, z ich krzywdą, czy uznaję, że można go zignorować, jeśli służy to ważnym dla mnie wartościom? To są pytania, które stają przede mną, ale w pewnym sensie stają przed każdym człowiekiem wierzącym.