Tyle Szewach Weiss, notabene człowiek, który najwcześniej ze wszystkich rozsyła życzenia bożonarodzeniowe. Moja osoba książek nie pisze, ale czyta ich, co przyznaję ze wstydem, haniebnie mało. I tak mnie się porobiło, że im mniej czytam, tym bardziej chciałbym o książkach rozmawiać. Może to wyrzuty sumienia, może szczątki ciekawości świata, dość powiedzieć, że wypytuję znajomych, co czytają i czy wracają do swych ulubionych lektur.
Znam co najmniej kilka osób, które niczym Lech Kaczyński co roku sięgają po „Czarodziejską górę". Cóż takiego ma w sobie ta opowieść o Hansie Castorpie eksplorującym niezwykły świat, nie wiem, bo do tego grona nie należę. Co więcej, nie potrafię sobie wyobrazić, bym miał co roku czytać tę samą książkę, a taki Ryszard Legutko, jedyny Polak, którego książkę widziałem na lotniskach w Kuala Lumpur i Singapurze, kilkadziesiąt razy przeczytał Trylogię, a kilkanaście „Lalkę". Ba, on w ramach powrotu do młodości zafundował sobie ponowną lekturę Żukrowskiego, Putramenta i Dobrowolskiego, co jest doświadczeniem, z którym zmierzyć się dopiero musi europejska psychiatria. No, ale Legutko to intelektualista, mogło mu się tak porobić z nadmiaru bodźców.
Cóż jednak mam myśleć o pewnym Przemku, o którym była dziewczyna mawiała – nie bez pewnych podstaw, dodajmy – iż jest głupi jak kostka mydła?
I tenże Przemek potrafi z pamięci recytować całe fragmenty „Mistrza i Małgorzaty", książki niegłupiej przecież. Dzieło Bułhakowa istotnie wywarło spore wrażenie na pokoleniu dzisiejszych 70-latków, którzy zaczytywali się w jego pierwszych polskich wydaniach, jednak to nie ten przypadek, Przemek jest od nich znacznie młodszy. Cóż, kolejna tajemnica.
Czytaj więcej
Sierpień był tego roku gorący, nadzwyczaj gorący, ponoć od 1939 roku nie notowano takich temperatur, ale kto by to sprawdzał, zwłaszcza że tyle się działo. Granica z Białorusią – a formalnie ze ZBiR-em, bo tak się teraz sojusz rosyjsko-białoruski oficjalnie nazywał – płonęła tak, że z rozrzewnieniem wspominano niedawny rok 2021.