Robert Mazurek: Głupi jak kostka mydła

Patrz – powiedział, wskazując leżący na jego biurku w Hajfie stos książek. – Oni mi to wciąż przysyłają, i tu, i w Polsce myśląc, że ja jeszcze książki czytam. A ja już nie czytam, ja mogę co najwyżej jeszcze jakąś napisać.

Publikacja: 10.12.2021 16:00

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Tyle Szewach Weiss, notabene człowiek, który najwcześniej ze wszystkich rozsyła życzenia bożonarodzeniowe. Moja osoba książek nie pisze, ale czyta ich, co przyznaję ze wstydem, haniebnie mało. I tak mnie się porobiło, że im mniej czytam, tym bardziej chciałbym o książkach rozmawiać. Może to wyrzuty sumienia, może szczątki ciekawości świata, dość powiedzieć, że wypytuję znajomych, co czytają i czy wracają do swych ulubionych lektur.

Znam co najmniej kilka osób, które niczym Lech Kaczyński co roku sięgają po „Czarodziejską górę". Cóż takiego ma w sobie ta opowieść o Hansie Castorpie eksplorującym niezwykły świat, nie wiem, bo do tego grona nie należę. Co więcej, nie potrafię sobie wyobrazić, bym miał co roku czytać tę samą książkę, a taki Ryszard Legutko, jedyny Polak, którego książkę widziałem na lotniskach w Kuala Lumpur i Singapurze, kilkadziesiąt razy przeczytał Trylogię, a kilkanaście „Lalkę". Ba, on w ramach powrotu do młodości zafundował sobie ponowną lekturę Żukrowskiego, Putramenta i Dobrowolskiego, co jest doświadczeniem, z którym zmierzyć się dopiero musi europejska psychiatria. No, ale Legutko to intelektualista, mogło mu się tak porobić z nadmiaru bodźców.

Cóż jednak mam myśleć o pewnym Przemku, o którym była dziewczyna mawiała – nie bez pewnych podstaw, dodajmy – iż jest głupi jak kostka mydła?

I tenże Przemek potrafi z pamięci recytować całe fragmenty „Mistrza i Małgorzaty", książki niegłupiej przecież. Dzieło Bułhakowa istotnie wywarło spore wrażenie na pokoleniu dzisiejszych 70-latków, którzy zaczytywali się w jego pierwszych polskich wydaniach, jednak to nie ten przypadek, Przemek jest od nich znacznie młodszy. Cóż, kolejna tajemnica.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Abdykacja króla Zygmunta

Nie wiem, jak oni, bo odkąd wyrosłem z wieku nastoletniego, w zasadzie przestałem wracać do książek raz przeczytanych. Obiecuję sobie przy tym, że to nie na zawsze, że raz jeszcze sięgnę po „Zbrodnię i karę", by sprawdzić, jak to działa po 20, 30 latach od ostatniej lektury. Częściej jednak chwytam książki przypadkiem, bo podbieram synowi albo nagle napadają na mnie w księgarni. Przeżywam dramatyczne rozczarowania, jak wtedy, gdy sięgnąłem po „Martina Edena", najbardziej grafomańską i pretensjonalną w swym zaangażowaniu z książek świata. Nie tylko mnie to spotyka, skoro półtora roku temu przyznałem na tych łamach, że Leszek Miller wrócił do ulubionej książki dzieciństwa – korsarskiej trylogii o Janie Martenie Janusza Meissnera. – Niech cię ręka boska broni – perorował Miller – by po to znowu sięgać! Tego się po latach nie da czytać, to jest straszne!

Nie wiem, jak oni, bo odkąd wyrosłem z wieku nastoletniego, w zasadzie przestałem wracać do książek raz przeczytanych. Obiecuję sobie przy tym, że to nie na zawsze, że raz jeszcze sięgnę po „Zbrodnię i karę", by sprawdzić, jak to działa po 20, 30 latach od ostatniej lektury. 

Niepomny jego słów chwyciłem za sfatygowany tom. Miller się nie mylił. Jako człowiek odporny całkowicie na science fiction wpadłem 20 lat temu na antropologiczną w swej istocie powieść o teodycei. Brzmi poważnie, lecz „Wróbla" Mary Dorii Russell czyta się wartko, a na przełomie wieków zrobił on na mnie piorunujące wrażenie. Kilka lat temu wróciłem do niego i już nic nie było jak dawniej, cały urok prysł, tajemnica nie była tak tajemnicza, mądrość tak mądra, a fabuła wciągająca. No i nie wiem, czy zdurniałem na starość, czy głupi byłem za młodu? OK, można kompromisowo uznać, że i jedno, i drugie.

W moim przypadku nie ma reguły, starzeją się i lektury poważne, i błahe. Czyż nie lepiej upływ czasu znosi muzyka? W końcu wszystkie te obciachowe kawałki z naszego dzieciństwa mają jakiś urok, bo oddają ducha epoki i przywracają wspomnienia. O, to strasznie słabe jest, ale to był wolny kawałek i na koloniach tańczyłem do niego z Lilą – mają tak panowie, prawda? To znaczy nie wiem, czy akurat z Lilą, ale reszta się zapewne zgadza. Poza tym muzyka, najbardziej nawet żenująca, może trafić na swą chwilę i nie musi to być tylko chwila po spożyciu. I wreszcie są osobniki, które łączą – to nie żart – miłość do wyrafinowanej opery i do Bajmu. Prawda, żono?

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Dopaść świra

Co niniejszym napisawszy, puentuję prośbą do św. Mikołaja, by – jeśli uzna, że zasłużyłem – obdarował mnie książką. Niekoniecznie kucharską.

Tyle Szewach Weiss, notabene człowiek, który najwcześniej ze wszystkich rozsyła życzenia bożonarodzeniowe. Moja osoba książek nie pisze, ale czyta ich, co przyznaję ze wstydem, haniebnie mało. I tak mnie się porobiło, że im mniej czytam, tym bardziej chciałbym o książkach rozmawiać. Może to wyrzuty sumienia, może szczątki ciekawości świata, dość powiedzieć, że wypytuję znajomych, co czytają i czy wracają do swych ulubionych lektur.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich