Tropem Francji. Co może zachęcić Polaków do szczepień?

Wizja dostępu do restauracji tylko dla zaszczepionych zmobilizowała do szczepień wielu Francuzów. Co musiałoby się wydarzyć nad Wisłą, by zachęcić do tego miliony Polaków?

Publikacja: 08.10.2021 16:00

Stoliki we francuskiej kawiarni

Stoliki we francuskiej kawiarni

Foto: Getty Images

W orędziu poprzedzającym obchody święta narodowego 14 lipca prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że wprowadzi ograniczenia pandemiczne, które będą dotyczyć tylko osób niezaszczepionych przeciw koronawirusowi. Efekt tego postanowienia jest taki, że właściciele tamtejszych kawiarni i restauracji sprawdzają dzisiaj przy drzwiach wejściowych, czy ich klienci mają zaświadczenie o szczepieniu. Tuż po ogłoszeniu tej informacji w środku wakacji w ciągu jednej nocy kilkaset tysięcy Francuzów zarejestrowało się w systemie szczepień, by wkrótce po tym przyjąć odpowiedni preparat. Publicyści i lekarze komentowali, że wizja utraty możliwości zjedzenia croissanta w ulubionej kawiarni ostatecznie przekonała do szczepień wielu spośród tych, którzy w tej sprawie mieli wątpliwości albo wręcz konsekwentnie odmawiali zastrzyku. Do początku lipca pierwszą dawkę preparatu przyjęła tylko nieco ponad połowa Francuzów. Pod koniec sierpnia było to już prawie trzy czwarte tamtejszej populacji.

Czytaj więcej

Koronawirus. Francja: 1,8 mln osób nie popracuje bez "paszportu covidowego"

Dlaczego Francuzi masowo ruszyli do punktów szczepień? Perspektywa braku wstępu do ulubionej kafejki na poranną kawę albo kolację z przyjaciółmi prawdopodobnie była jednym z wielu powodów. Po trwającej ponad półtora roku pandemii wiemy, jak smakuje i z czym wiąże się utrudniony dostęp nie tylko do restauracji, lecz także do klubów fitness, hoteli czy kin. Wiemy też, które ograniczenia są dla nas bardziej, a które mniej dotkliwe. Również w Polsce wraz z rosnącym trendem liczby zakażeń Covid-19 wraca dyskusja na temat obostrzeń. Z jednej strony resort zdrowia zapowiada możliwe lokalne ograniczenia w wybranych powiatach, gdzie sytuacja epidemiczna będzie najtrudniejsza. Z drugiej, niezależnie od planów rządu, pojawiają się oddolne inicjatywy przedsiębiorców.

Rogalik nasz powszedni

Pierwsi restauratorzy w Warszawie we wrześniu zapowiedzieli, że jesienią z ich lokali korzystać będą mogły tylko osoby w pełni zaszczepione. Na razie to pojedyncze przypadki, które – niezależnie od intencji dotyczących zdrowia – dają też efekt marketingowy. Gdy w drugiej połowie września na Zjeździe Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych pytałem o możliwość powtórzenia francuskiego scenariusza w Polsce, w odpowiedzi usłyszałem, że jest to mało prawdopodobne. Jeden z ekspertów rządowej Rady Medycznej prof. Robert Flisiak przekonywał, że w naszym kraju takie restrykcje mogłyby być mniej skuteczne, ponieważ dla Polaków wychodzenie do restauracji nie jest częstym nawykiem, a co za tym idzie – brak wizyt w takich lokalach nie byłby problemem. Przez to – jak przekonywał – taka decyzja mogłaby tylko ich rozdrażnić, nie przyniosłaby oczekiwanego skutku.

Zdaniem wielu lekarzy w naszym kraju inne są przyzwyczajenia i kultura. Oczywistą barierą są finanse. We Francji czy Włoszech – zaznaczał prof. Flisiak – lokale gastronomiczne są przygotowane do przyjmowania wszystkich okolicznych mieszkańców i zapewniania im codziennie kolacji, lampki wina czy croissanta. Dlatego sprawdzanie w takich miejscach certyfikatów covidowych było bodźcem zachęcającym do szczepień mocniej niż w u nas. Z kolei prof. Andrzej Horban dodawał, że osoby regularnie korzystające z restauracji zazwyczaj są już w grupie zaszczepionych.

Dla Polaków wychodzenie do restauracji nie jest częstym nawykiem, a co za tym idzie – brak wizyt w takich lokalach nie byłby problemem

Z takim podejściem nie zgadza się prezes Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych prof. Filip Szymański. – Uważam, że kultura w Polsce się zmienia: coraz więcej osób wychodzi z domu do restauracji, na kawę, na kolację, na pizzę. Moim zdaniem większy i łatwiejszy dostęp do takich miejsc powinny mieć osoby zaszczepione, tak jak dzieje się to na południu Europy. Wszędzie tam, gdzie jest skupisko, gdzie jest ryzyko infekcji, szczególnie przy obecnym stanie wyszczepienia naszej populacji, takie zasady powinny być wprowadzane i respektowane. Działania prewencyjne powinny wyprzedzać potrzebę – przekonuje.

Szczepienia prezentowane są często jako droga do normalności. Dla Francuzów taką normalnością byłoby wyjście do kawiarni, choćby po to, by wypić kawę i zjeść croissanta. W Polsce, jak można podejrzewać, tak rozumiana normalność wygląda nieco inaczej. Czym byłby wobec tego nasz croissant?

Z sushi łatwiej niż z pierogami?

Odsetek mieszkańców zaszczepionych przeciw koronawirusowi stał się tematem międzykrajowych porównań, a często i cichej rywalizacji między państwami, które sprawdzają, jaka taktyka na czas pandemii jest najskuteczniejsza. Słowa prezydenta Francji z lipca pokazują, że szczepienia mogą być traktowane jak sprawa narodowa. „Jesteśmy wielkim narodem, narodem nauki, narodem Oświecenia, narodem Ludwika Pasteura. Nauka daje nam środki do ochrony samych siebie. Musimy ich użyć, ufając w rozum i postęp" – przekonywał. Z drugiej strony decyzja francuskiego prezydenta wywołała falę protestów: od kilkunastu tygodni we Francji organizowane są demonstracje przeciwników konieczności okazywania certyfikatów covidowych. W ostatni weekend września, według agencji AFP, wzięło w nich udział od 60 do 80 tys. osób. Otwiera to dyskusję nie tylko o zdrowiu publicznym, lecz także o tym, jakie są nasze cechy narodowe i do czego jesteśmy najmocniej przywiązani.

Wiele badań prowadzonych w ostatnich latach pokazuje, że Polacy do restauracji na ogół chodzą regularnie, ale niezbyt często. Z raportu „Polska na talerzu" dowiadujemy się, że ponad 90 proc. z nas w ciągu ostatniego półrocza korzystało z lokali gastronomicznych. Co najmniej dwa razy w tygodniu robi tak już jednak tylko co trzeci. W czasie lockdownu Polacy nie przekonali się do zamawiania jedzenia na wynos. Między innymi to sprawiło, że część restauracji nie przetrwała kolejnych fal pandemii. Według raportu Corona Mood firmy GfK, który w marcu publikowała „Rzeczpospolita", przeciętna wartość zamówienia w dostawie to 69 zł, a na jedną osobę przypadało średnio 1,4 takiego zlecenia w ciągu miesiąca. Jak łatwo domyślać się, zamawianie jedzenia na wynos było zdecydowanie popularniejsze w dużych miastach niż w mniejszych miejscowościach – gdzie było to średnio mniej niż jedno zamówienie miesięcznie. Co trzeci Polak nie korzystał z dostarczenia jedzenia na wynos.

Według socjologów badających strukturę społeczną, przyglądając się podejściu do wizyt w restauracjach, dowiadujemy się dużo o klasach społecznych. W „Plusie Minusie" Andrzej Zybertowicz opisywał, że charakterystyczną cechą klasy średniej jest zarabianie na życie dzięki pracy umysłu, a nie mięśni (jak klasa niższa) czy „pracy" kapitału (klasa wyższa). Konsekwencją takiego podejścia jest to, że klasa średnia nacisk kładzie na aspiracje i bycie konkurencyjnym wobec innych. Jej reprezentanci, przynajmniej według teorii, potwierdzają swoją wartość przez osiągnięcia, próbowanie nowych rzeczy, a przede wszystkim odrywanie się od tego, co było. Dlatego przedstawiciele tej klasy pewnie łatwiej przyznaliby się do tego, że dotkliwa byłaby dla nich utrata możliwości odwiedzania restauracji z sushi, kuchnią tajską i daniami kojarzonymi z innymi, egzotycznymi krajami. Być może wobec nich obostrzenia wprowadzane na wzór francuskich byłyby skuteczniejsze, bo bliższy i pociągający dla nich jest tamtejszy styl życia.

Etos klasy średniej składa się z własnych zasług, osiągnięć i odkryć, także tych kulinarnych. Z kolei reprezentanci klasy niższej i wyższej – bardziej przywiązani do tego, co odziedziczyli i przejęli po swoich przodkach, niż do tego, co nowego sami poznali i polubili – łatwiej odkryliby się z tym, że wychodzą z domu, by zjeść pierogi, zupę pomidorową albo inne tradycyjne danie w barze mlecznym.

Jak biesiada, to rodzinna

Być może jednak nie to, co jest na talerzu, a to, jaki cel – oczywiście poza tym, by coś zjeść – towarzyszy wyjściu do restauracji, jest tutaj kluczowy. – Z pewnością lubimy biesiadować rodzinnie. Polacy lubią chodzić na pizzę i na pierogi w grupie. Nie mamy przy tym nawyku, by codziennie rano wybierać się na kawę i rogalika – zauważa psycholog Dorota Minta. – Według mnie właśnie biesiady, dla których pretekstem są rocznice ślubu, komunie, nawet urodziny, sprawiają, że wyjścia do restauracji czy sal bankietowych, często w gronie bliskich, są dla nas ważne. Brak tego byłby dotkliwy nie tylko dla mieszkańców dużych ośrodków miejskich. Jest wiele osób, które na co dzień do restauracji nie chodzą, ale nie wyobrażają sobie imprezy rodzinnej, takiej jak pierwsze urodziny dziecka czy rocznica ślubu, spędzonej inaczej niż poza domem – dodaje.

Polacy lubią chodzić na pizzę i na pierogi w grupie. Nie mamy przy tym nawyku, by codziennie rano wybierać się na kawę i rogalika

Potwierdzają to wyniki kolejnych badań dotyczących wartości wyznawanych przez Polaków. Raport CBOS z ubiegłego roku „Wartości w czasach zarazy" pokazuje, że najważniejsze są dla nas zdrowie (47 proc.) i rodzina (39 proc.). Właśnie aktywności rodzinne, w tym wspólne celebrowanie prywatnych uroczystości, świąt, takich jak Boże Narodzenie, lecz także rodzinnych wspomnień, wydają się szczególnie istotne. Ubiegłoroczny listopad pokazał, jak trudnym doświadczeniem dla wielu osób był brak możliwości odwiedzenia cmentarzy. Działo się to na niemal dwa miesiące przed początkiem akcji szczepień. Teraz część lekarzy przewiduje, że cmentarze znów mogą być zamykane, jednak lokalnie, w powiatach czy grupach powiatów, gdzie najmniej osób się zaszczepiło, a oddziały szpitalne są najbardziej obciążone.

Psychologowie przekonują, że ograniczenie dla niezaszczepionych dostępu do miejsc, gdzie czas spędzamy rodzinnie, mogłoby przekonać wiele osób do przyjęcia preparatu. Może tak zadziałałoby udostępnienie – np. na określony czas w ciągu dnia – galerii handlowych, małych sklepów lub stacji benzynowych tylko dla legitymujących się paszportem covidowym? Mogłoby to przypominać godziny dla seniorów w sklepach, których celem było zapewnienie bezpieczeństwa najbardziej narażonym na ciężki przebieg infekcji. Czas kolejnych lockdownów był poważną próbą dla naszego instynktu stadnego. Właśnie utrudniony dostęp do miejsc, gdzie możemy poczuć się elementem większej zbiorowości, znaczącej dla nas i tej, z którą się utożsamiamy, mógłby okazać się szczególnie trudny. – Według mnie dla wielu osób sytuacja, w której nie mogłyby pójść do kina, teatru, restauracji, wejść na imprezę masową, na przykład na mecz, byłaby poważnym motywatorem, by rozważyć zaszczepienie się dla dobra swojego i swojej rodziny – przyznaje „Plusowi Minusowi" epidemiolog, były wiceminister zdrowia prof. Marcin Czech.

Czynniki higieny, poczucie zadowolenia

W hierarchii wartości wyznawanych przez Polaków od lat wysoko znajduje się też praca. Socjologowie, którzy badają podejście do zawodowych obowiązków, korzystają z teorii czynników higieny, którą stworzył Frederick Herzberg. Dotyczą one elementów, które generalnie nie zwiększają naszego zadowolenia z pracy, jednak gdy ich zabraknie, wywołują niezadowolenie. Są to takie kwestie, jak wynagrodzenie czy bezpieczeństwo. Trudno wyobrazić sobie, że radość z pracy będzie większa tylko dlatego, że przedsiębiorstwo stosuje podstawowe zasady BHP, albo dlatego, że pracownik co miesiąc dostaje jakiekolwiek wynagrodzenie.

Polityka szczepionkowa Francji pokazała, że dla mieszkańców tego kraju czynnikiem higieny jest codzienny croissant. Można tu dostrzec pewne podobieństwa z Polską. Mimo że formalnie w naszym kraju nie ma obostrzeń dla niezaszczepionych, część osób przyznaje, że zgłosiły się po preparat głównie po to, by ułatwić sobie codzienne życie i uniknąć ograniczeń. – Osoby, które w ostatnich tygodniach zgłaszają się na szczepienie, tłumaczą często, że musiały to zrobić ze względu na pracę, konieczność podróżowania, często też z powodu presji ze strony bliskich – opowiada Monika Wąsowska-Imielska, właścicielka apteki w centrum Warszawy, w której od wakacji działa punkt szczepień. Podobne obserwacje poczynił prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, czyli nauki o szczepieniach, prof. Ernest Kuchar. – Wiem, że wiele osób do szczepienia skłoniło to, że legitymujący się certyfikatem covidowym nie są poddawani kwarantannie. Dla osób dużo podróżujących za granicę w grę wchodziła kwestia czasu, którego nie muszą zmarnować w domu. I to był bardzo silny argument – dodaje wakcynolog.

– Zaszczepiłam się, bo wyjazdy na duże konferencje, w których trudno brać udział bez szczepienia, to część mojej pracy – przyznaje pani Natalia z Warszawy.

– Przekonało mnie to, że dużo osób zaszczepionych w szkole mojego dziecka to mniejsze ryzyko nauki zdalnej, której po tylu miesiącach pandemii już nie chcemy – argumentuje pani Justyna, mama 14-letniego Gustawa, który też dostał preparat.

Praktykujący niewierzący

Psychologowie i socjologowie pytani o elementy codzienności, bez których Polakom trudno jest wyobrazić sobie normalne życie, wskazują na kościół i uczestnictwo w mszy świętej. Trudno mówić jednak o masowym praktykowaniu wiary religijnej. Dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego pokazują, że liczba uczestników mszy maleje. Z około 33 mln katolików w naszym kraju, w niedzielnych mszach uczestniczy nieco więcej niż co trzeci (36,9 proc.). Niezależnie od tego, jakie będą wyniki najnowszego, pierwszego od początku pandemii liczenia wiernych, które w parafiach odbyło się w ostatnią niedzielę września, można przypuszczać, że dostęp do miejsc kultu religijnego tylko dla osób zaszczepionych wzbudziłby wiele emocji. Wynika to z jednej strony z dużego przywiązania do tradycyjnych form uczestnictwa w nabożeństwach. Część osób nie przekonała się do mszy w formie online, część nie ma technicznych umiejętności lub nie wyobraża sobie, by do kultywowania zwyczajów religijnych używać internetu albo telewizji.

Restrykcyjne limity uczestników nabożeństw były bardzo dotkliwe dla najczęściej chodzących do kościoła. Ponad 80 proc. osób, które praktykują uczestnictwo we mszy świętej, kilka razy w tygodniu odczuwało brak wspólnotowej modlitwy – pokazuje raport CBOS „Wpływ pandemii na religijność Polaków". W transmitowanych w internecie mszach najczęściej udział brały osoby młode, z wyższym wykształceniem, o najwyższych dochodach.

Jest też mniej oczywisty powód – poza przywiązaniem do tradycyjnej formy nabożeństw i potrzebą bezpośredniego kontaktu z innymi uczestnikami wspólnoty – dużego znaczenia osobistych wizyt w kościele. W Polsce popularne jest zjawisko określane jako „praktykujący niewierzący". Chodzi o osoby, które odwiedzają świątynię z przyzwyczajenia, często zmobilizowani przez rodzinę, bez własnego przekonania i silnej wiary. „Osoby te nie próbują podważać autorytetu Kościoła w kwestiach doktrynalnych i deklarują swoją przynależność do Kościoła. Jest to jednak religijność bez wiary, niepogłębiona i na ogół bezrefleksyjna. Sprzyja jej w pewnym stopniu propagowany, wciąż jeszcze w polskim duszpasterstwie, wzór tradycyjnego katolicyzmu opartego na rytuale i obrzędowości oraz praktycznie monopolistyczna pozycja katolicyzmu. Motywacja, nie zawsze świadoma, wiąże się z traktowaniem religii jako danej, zastanej i obowiązującej z racji dziedziczenia społecznego lub polega na konformizmie społecznym" – opisywała badaczka polskiej religijności socjolog Anna Królikowska.

Dla klasy średniej charakterystyczne było nieustanne poszukiwanie nowych bodźców, najlepiej niezwiązanych z rodzinno-lokalnymi tradycjami. Z kolei dla grupy „praktykujących niewierzących" istotne jest poczucie zakorzenienia. Badacze tego zjawiska opisują, że w Polsce takie podejście do religii charakterystyczne jest dla osób starszych, które chcą zachować swoje ukształtowane poczucie tożsamości. Dla nich odejście od rytuału i obranej drogi jest jak poważne wytrącenie z rytmu życia.

Warto robić wszystko, by sytuacja pandemiczna tej jesieni była tak dobra, a dyskusja na temat obostrzeń dla niezaszczepionych mogła mieć tylko formę publicystycznych rozważań o tym, jacy jesteśmy i co jest dla nas ważne, a nie poprzedzać strategiczne decyzje, jak za wszelką cenę chronić się przed niebezpiecznym wirusem. Oby kolejna fala pandemii nie była, ani ogólnopolsko, ani regionalnie, tak wysoka, że nieuniknione stanie się wprowadzanie bardzo poważnych restrykcji.

W orędziu poprzedzającym obchody święta narodowego 14 lipca prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że wprowadzi ograniczenia pandemiczne, które będą dotyczyć tylko osób niezaszczepionych przeciw koronawirusowi. Efekt tego postanowienia jest taki, że właściciele tamtejszych kawiarni i restauracji sprawdzają dzisiaj przy drzwiach wejściowych, czy ich klienci mają zaświadczenie o szczepieniu. Tuż po ogłoszeniu tej informacji w środku wakacji w ciągu jednej nocy kilkaset tysięcy Francuzów zarejestrowało się w systemie szczepień, by wkrótce po tym przyjąć odpowiedni preparat. Publicyści i lekarze komentowali, że wizja utraty możliwości zjedzenia croissanta w ulubionej kawiarni ostatecznie przekonała do szczepień wielu spośród tych, którzy w tej sprawie mieli wątpliwości albo wręcz konsekwentnie odmawiali zastrzyku. Do początku lipca pierwszą dawkę preparatu przyjęła tylko nieco ponad połowa Francuzów. Pod koniec sierpnia było to już prawie trzy czwarte tamtejszej populacji.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi