Inwestycje Szanghaju w wysokie budowle, gorączkowy pęd Pudongu (dzielnica we wschodniej części miasta – przyp. red.) za wysokością – wszystkie te aspiracje, by zasiedlić niebo, skrywają prawdę mówiącą, że w długiej perspektywie możliwość przetrwania zapewnia to, co pod ziemią. Zanim wjechałem na taras widokowy Shanghai Tower, zjadłem lunch w jasno oświetlonej przestrzeni gastronomicznej u podstawy wieży. W podziemiach większości wysokich budynków w Szanghaju można znaleźć różnych rozmiarów galerie handlowe; podobnie wiele stacji metra ma swoje własne przestrzenie handlowe kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Ta, w której się znalazłem, znajdowała się dwa poziomy pod ziemią, a jeszcze niżej był parking samochodowy.
Szanghaj, zawsze rozkołysany, zawsze zagoniony, prezentuje się światu jako miasto podniebne, gdy jednak stałem na rogu ulicy otoczony zewsząd zabudowaną przestrzenią tam, gdzie J.G. Ballard (brytyjski pisarz, który jako nastolatek był w czasie wojny internowany przez Japończyków w obozie dla cudzoziemców w Szanghaju; doświadczenia te stały się kanwą autobiograficznej powieści „Imperium Słońca" – przyp. red.) mógł sięgnąć wzrokiem przez drut kolczasty i dojrzeć granice miasta, pomyślałem o pieczarach pod największymi budynkami i o niekończących się krętych jak wąż tunelach metra. Duża część życia miasta toczy się poniżej poziomu ulic. To właśnie tutaj, w tej warstwie miejskiej, zachowają się najbardziej wymowne ślady.
Przeciętny drapacz chmur to tysiące ton żelbetu, stali, szkła, plastiku, okablowania z miedzi i kamienia ozdobnego. Shangai Tower waży osiemset pięćdziesiąt tysięcy ton. Jan Zalasiewicz w książce „The Earth After Us" („Ziemia po nas") opisuje szczegółowo trwałość każdego z tych materiałów. Dla wielu sztucznych składników drapacza chmur można znaleźć odpowiedniki w świecie przyrody.
Beton, pisze Zalasiewicz, ma „wbudowaną trwałość geologiczną", ponieważ składa się głównie z trudno ścieralnego kwarcu i praktycznie niezniszczalnych cyrkonów, monacytów i turmalinów – z których nieliczne przetrwały już niejeden cykl górotwórczy. Cegły przypominają bardziej skały metamorficzne, gdyż zostały wzmocnione przez wypalanie; obsydian, naturalne szkło występujące w skałach wulkanicznych, może nam coś powiedzieć o przyszłości szkła w naszych miastach. Inne materiały – stal i plastik – wyraźniej ujawniają stojące za nimi procesy przemysłowe, niemniej w krótkim odcinku czasu geologicznego (miliony, ale już nie dziesiątki milionów lat) będą wyróżniać się jako dowód innych niż naturalne procesów stojących za ich powstaniem. Gdy w końcu ulegną fosylizacji, ich najbardziej wyróżniającym się aspektem będzie niesłychana koncentracja w jednym miejscu.
Czytaj więcej
Zastanawia mnie rzeczywistość upadających państwowości.