Na stadion Tottenhamu przyszło w minioną sobotę ponad 66 tysięcy ludzi, by oglądać zwycięstwo swojego bohatera. 31-letni Joshua, syn nigeryjskich emigrantów, miał wygrać zdecydowanie i spokojnie czekać na to, co wydarzy się 9 października w Las Vegas w starciu jego rodaka, Tysona Fury'ego, mistrza WBC, z byłym czempionem tej organizacji, Amerykaninem Deontayem Wilderem. Do pojedynku Joshuy z Furym, nazywanego „bitwą o Anglię", miało dojść już w sierpniu w Arabii Saudyjskiej. W grę wchodziły gigantyczne pieniądze, podpisano kontrakt na dwie walki, ale decyzja amerykańskiego sądu nakazująca Fury'emu stoczenie trzeciego pojedynku z Wilderem storpedowała te plany.
Joshua mógł nie ryzykować, nie musiał godzić się na walkę z Usykiem, wystarczyło oddać pas WBO i poczekać na wojnę o miliony. Ale podobnie jak Usyk, Joshua nie unika wyzwań, chyba nie docenił jednak umiejętności Ukraińca.
Usyk pytany teraz o rewanż z Joshuą, odpowiada, że nie widzi przeszkód, żartuje, że może z nim walczyć nawet w Kosmosie, ale na razie chce odpocząć, bo stęsknił się za rodziną. I mówi, że dzień wielkiej wygranej przypomina mu ten sprzed 12 lat, gdy 25 września 2009 roku wziął ślub z Jekatieryną, która była już w ciąży z ich najmłodszym dzieckiem, córką Jelizawetą. Para ma jeszcze dwóch synów, Cyryla i Miszę.
Czytaj więcej
Waga ciężka ma nowego bohatera, 34-letniego Ukraińca Ołeksandra Usyka, który odebrał w Londynie trzy mistrzowskie pasy Anthony'emu Joshui.
Usyk po walce powiedział, że chce jak najszybciej wrócić z mistrzowskimi pasami do domu i po prostu żyć. Zawozić dzieci do szkoły, patrzeć, jak się bawią, brać udział w ich wychowaniu, gdyż bardzo mu tego w ostatnich miesiącach, gdy przygotowywał się do walki z Joshuą, brakowało. Mówił też o żonie, która jest jego największym przyjacielem, i o tym, że myśli już, by zasadzić nowe drzewa obok ich domu pod Kijowem.