Inny Hans Küng

Po atakach ks. Hansa Künga na św. Jana Pawła II i papieża Benedykta odechciewało się już go słuchać. A jednak długo towarzyszył nam swoim myśleniem nad wiarą, swoimi książkami, niesprawiedliwą krytyką i poglądami „pachnącymi herezją". Dziś nie sposób wyobrazić sobie, że odszedł i nie skrytykuje więcej z odległej Tybingi nikogo i niczego, dając nam do myślenia.

Publikacja: 16.04.2021 10:00

Inny Hans Küng

Foto: ullstein bild/Getty Images/Klaus Mehner

Chyba jednak warto było go słuchać. Tak jak to zrobił Benedykt XVI. 24 września 2005 roku, zaledwie kilka miesięcy po objęciu steru łodzi Piotrowej, zaprosił go do siedziby papieskiej w Castel Gandolfo i rozmawiali cztery godziny. I nie mówiono wtedy ani o nieomylności papieskiej, ani o celibacie, ani o święceniach kobiet, ani o środkach antykoncepcyjnych. O rehabilitacji teologa Hansa Künga też nie. Dwaj dawni koledzy z Tybingi (Badenia-Wirtembergia w południowo-zachodnich Niemczech), po której ponoć jeden poruszał się alfa romeą, a przyszły papież rowerem, długo rozmawiali o stosunku nauk przyrodniczych do wiary chrześcijańskiej oraz o tym, czy istnieje światowy etos (Weltethos) i czy jego odkrywanie nie przypomina jakiegoś oświeceniowego konstruowania religii naturalnej na miarę ludzkiego rozumu.

Ja również nie potrafię myśleć w tych dniach o Hansie Küngu inaczej niż o myślicielu – księdzu, filozofie i teologu – dzięki któremu sporo się dowiedziałem i zrozumiałem. Przyznaję, nie trawiłem Rahnera (1904–1984), niemieckiego teologa, którego myśl znacząco wpłynęła na II sobór watykański. Z trudem chwytałem von Balthasara (szwajcarskiego jezuitę, który z kolei nie został nawet zaproszony do udziału w obradach II soboru watykańskiego; żył w latach 1905–1988) i Metza (1928–2019), ucznia Rahnera. W ten sposób z niemieckojęzycznych teologów katolickich pozostawali mi tylko ci dwaj, każdy na swój sposób – Joseph Ratzinger i Hans Küng. Spoglądam na półki z książkami, które kupowałem i czytałem, zanim w Polsce zaczęły się ukazywać dobre opracowania z zakresu teologii religii: „Das Judentum" („Judaizm"), „Islam. Passato, presente e futuro" („Islam. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość"), „Das Christentum. Wesen und Geschichte" („Chrześcijaństwo. Istota i dzieje") i największe, najbardziej pomocne – „Existiert Gott?" („Czy Bóg istnieje?"), „Credo: Das apostolische Glaubensbekenntnis, Zeitgenossen erklärt" („Credo: apostolskie wyznanie wiary objaśnione ludziom współczesnym").

Chrześcijanin wobec reinkarnacji

Pod koniec życia wyznał: „Mimo całej wiedzy, jaką zdobyłem o Buddzie, o proroku Mahomecie, o Konfucjuszu, o wielkich religiach, to Jezus z Nazaretu pozostał dla mnie drogą, prawdą i życiem". Jasno i precyzyjnie uprawiał apologię chrześcijaństwa, porównując je z judaizmem, islamem i buddyzmem. I robił to z fenomenalnym znawstwem, a jednocześnie z porywającą prostotą, która wynikała z tego, że pragnął przesłaniu Ewangelii dawać miejsce w życiu ludzi wierzących, a może jeszcze bardziej tych poszukujących, wątpiących lub błąkających się po drogach i bezdrożach innych religii.

To było ważne nie tylko w Niemczech, Szwajcarii czy Francji, ale także w Polsce. Pewnie wielu już nie pamięta nawet, jak w latach „końcowego Jaruzelskiego" próbowano w PRL-owskiej propagandzie podważać wiarę w Boga, odwołując się do pseudonaukowego religioznawstwa. Jak wiele zamętu robiła reinkarnacja. Jak modny stawał się – krzewiony w niektórych naszych teatrach czy nawet prowincjonalnych domach kultury – buddyzm, a na ulicach – hinduistyczny ruch Hare Kriszna. To właśnie w tej atmosferze przydawało się odwołanie do prac Künga.

Nie zapomnę, jakie wrażenie robiło na słuchaczach jego zestawienie Jezusa i Buddy. Dla buddystów – pisał – Budda jest istotą ludzką, która innym dała przykład kontroli nad sobą i osiągnęła stopień oświecenia poprzez osobisty wysiłek, dla chrześcijan Chrystus jest Synem Bożym, Zbawicielem ludzkości, a taka Osoba nie ma żadnego odpowiednika w buddyzmie; Budda ucieka od świata na skutek frustracji – Chrystus idzie ku światu; Budda potrzebuje porzucenia błędnej drogi, oświecenia, a tymczasem w życiu Chrystusa nie ma aktu nawrócenia i oświecenia; Budda milczy o Bogu, nie ma nic wspólnego z Bogiem – Chrystus wprawdzie nie nazywa siebie Bogiem, ale symbolicznie wskazuje na swoją Boskość; istotą nauki Buddy jest mechanistycznie rozumiana Dharma, Chrystus naucza o miłosierdziu Ojca, który domaga się wiary, zmiany myślenia i zdania się na Jego miłość; Budda prowadzi kilkadziesiąt lat spokojnego życia, zatopiony w dostępnej już tutaj nirwanie, doznając wsparcia ze strony panujących, Chrystus przeżywa krótki okres publicznego życia, wchodząc w konflikt z establishmentem polityczno-religijnym, który w końcu zaprowadzi go na krzyż; buddyjska droga zbawienia, to droga wyzbycia się żądz, pragnień – chrześcijanin ma otworzyć się na dar zbawienia poprzez pełnienie woli Bożej, czynną miłość wobec bliźnich; Budda umiera wskutek zatrucia, w otoczeniu uczniów – Chrystus ponosi dramatyczną śmierć krzyżową w opuszczeniu; Buddę po śmierci miało spotkać wejście do parinirwany (najwyższy stan oświecenia) – Chrystus zmartwychwstał i zasiada po prawicy Ojca.

Nie zostawiał też „suchej nitki" na wierze w reinkarnację. Co może dać mi wiedza, że kiedyś żyłem, skoro to życie całkiem zapomniałem? – pytał w swoim wykładzie „Credo". Czy wymaganie zadośćuczynienia w innym życiu nie odbiera temu życiu – teraz, tutaj – powagi, która polega na jedyności i niepowtarzalności („nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy", chciałoby się powtórzyć za Szymborską)? Czy do porządku tego świata nie należy przebaczenie, miłosierdzie, ale wszystkim kieruje tylko zimne prawo karmana (kosmiczne zasada przyczyn i skutków)? Czy nie istnieją takie naruszenia tego porządku, których nie można odpłacić, lecz przyjąć wybaczenie? I kończył: jeśli istnieje jakaś prawda w nauce o reinkarnacji, to tylko taka, że koniec końców prawdziwym życiem jest życie wieczne.

Bóg skrojony na miarę przyjemności

Jednocześnie nie radzę wszystkim „rodzimym zwolennikom programu oświeceniowego" – jak gorzko o nich wyraził się św. Jan Paweł II – powoływać się na ks. Hansa Künga. Wbrew pozorom był on bowiem ostrym przeciwnikiem tego programu. Oświecenie – twierdził – wiążąc wielkie nadzieje z rozwojem nauk matematyczno-przyrodniczych, zastąpiło „starą" wiarę w Boga wiarą w postęp. Stało się tak – pisał w „Istocie chrześcijaństwa" – mimo że „nie jakiś zsekularyzowany badacz przyrody, lecz katolicki kanonik w królewsko-polskich Prusach, który sięgając do idei Arystarcha z Samos, na gruncie własnych obserwacji, obliczeń i refleksji geometryczno-kinetycznych przedstawił nowy, prawdziwie rewolucyjny obraz świata: Mikołaj Kopernik (1473–1543)".

Nowość oświeceniowego „planu politycznego" – twierdził dalej – dobrze oddaje porównanie dwóch budowli królewskich. Pierwsza to Escorial, zespół pałacowy, wzniesiony w drugiej połowie XVI wieku w górzystym pejzażu Kastylii (30 km na północny zachód od Madrytu) przez hiszpańskiego króla Filipa II. Zespół ten stanowił zarazem rezydencję królewską, siedzibę władz, miejsce modlitwy, rodzaj klasztoru i centrum naukowe. W środku tej imponującej budowli znalazł się kościół. Druga budowla to wzniesiony niespełna wiek później przez Ludwika XIV (na tron wstąpił w 1661 r.) pałac wersalski, przy którego budowie pracowało około 30 tys. robotników. W centrum znalazł się teraz gabinet królewski (Chambre du roi), kościół zaś umieszczono w skrzydle bocznym. Wszystko zostało otoczone sztucznie urządzonym ogrodem. „Pałac, jakby miejsce kultu monarchii absolutnej i jej paraliturgii" – kończy Küng.

I to właśnie w tym klimacie polityczno-kulturowym – podkreśla szwajcarski teolog – Hugo Grocjusz (1583–1645) stworzył słynną zasadę „etsi Deus non daretur", oznaczającą tyle: stwórzmy taki ład, porządek moralno-społeczny, etyczno-polityczny, który obowiązywałby „nawet wtedy, gdyby Bóg nie istniał". Oświeceniowy człowiek, choćby żył w XXI wieku, nie musi i nie chce już odwoływać się do Boga – objawiciela i gwaranta porządku moralnego; porządek ten chce stworzyć sam i sam go sankcjonować.

Z kolei Jan Jakub Rousseau (1712–1778) będzie głosił, że prawdziwa religijność to umiłowanie piękna i dobra, co oznacza, że Boga należy czcić wewnętrznie, w sercu, a nie w ramach kultu zewnętrznego. W ten sposób – przypomni Hans Küng – religia zredukowana zostanie do wewnętrznych przeżyć jednostki, spełnienia jej pragnienia sensu, moralności i potrzeb estetycznych. Innymi słowy staje się „prywatną sprawą obywatela".

Później pomysłów na nią, najlepiej na jakąś religię „naturalną", skrojoną na miarę ludzkiego rozumu i naszych przyjemności, będzie pojawiać się bez liku. Reagując na to, ks. Küng pytał: Czy autentyczna religia może być wyłącznie sprawą prywatną? Czy może nie wzywać do konsekwencji w urzeczywistnianiu swych przekonań, do działania na fundamencie wiary na rzecz poszanowania dobra wspólnego, sprawiedliwości i solidarności?

Czy religia pozostająca na służbie mgliście rozumianej moralności jest jeszcze religią? Czy nie jest zaprzeczeniem istoty religii jej konstruowanie, w miejsce przyjęcia jako daru, Objawienia? Czy religię można kształtować bez pojęcia Objawienia, grzechu i zbawienia?

Teolog kontra mistrzowie podejrzenia

Ks. Józef Tischner w „Myśleniu w żywiole piękna" z goryczą zauważa, że Marks, Nietzsche i Freud, nazywani „mistrzami podejrzenia", postawili sobie za zadanie zdemaskowanie wielkiego oszustwa naszej cywilizacji, ugruntowanej na prawdzie, dobru, pięknu, wywodzonych z metafizycznej refleksji nad istnieniem, człowiekiem i rozumnością. Ostatecznie wszystkim trzem chodziło o to, aby człowiek przyjął, że jest złożony z pożądań i nie posiada życia duchowego: „że „powstał z ziemi i wróci do ziemi"; jest „istotą sterryzowaną (od łac. terra – ziemia)".

Hans Küng, chociaż krytykował polską teologię (niestety, właściwie jej nie znając), podzieliłby zapewne tę opinię, gdyż m.in. w książce „Existiert Gott?" znakomicie pokazał, w których punktach myśl „mistrzów podejrzenia": Marksa, Nietzschego i Freuda, jest destrukcyjna dla cywilizacji euroatlantyckiej, a gdzie chrześcijaństwo w spotkaniu czy zderzeniu z nią winno dokonać katharsis, oczyszczenia.

O Marksie autor napisał bez wahania: „urodzony jako Żyd, wychowany jako chrześcijanin, ukształtowany jako ateista", takie były fazy jego rozwoju. W istocie więc Marks, który tyle pisał o alienacji, wyobcowaniu proletariatu, sam w życiu osobistym był człowiekiem głęboko wyalienowanym, a jego ateizm to hipoteza, niedowiedziony postulat, dogmatyczne roszczenie. Co zaproponował, odrzucając wiarę religijną? Wiarę w bezklasowe społeczeństwo, w którym zlikwidowane zostanie wszelkie wyobcowanie i umożliwi się każdemu prawdziwy rozwój. Poświęcone tej kwestii stronice „Ideologii niemieckiej", jednego z głównych dzieł filozofa, śmieszą utopijnością – nierealistyczny rewolucjonista zwycięża w Marksie chłodnego analityka rzeczywistości.

Długo również Hans Küng pokazuje, jak to urodzony na protestanckiej plebanii Fryderyk Nietzsche stawał się gwałtownym i zarazem tragicznym wrogiem chrześcijańskiego rytuału oraz moralności resentymentu i przemocy słabych. Nie miał racji – twierdzi autor „Existiert Gott?" – bo jeśli nie pusta tradycja, rytuał, to pozostaje jeszcze żywa duchowość; jeśli nie moralizatorstwo, to moralność Kazania na Górze; jeśli nie przemoc, to autentyczne miłosierdzie. Nietzsche przewidywał nihilizm, stał się jego prorokiem i rzecznikiem, ale był też świadom, z jakim dramatem wiąże się porzucenie Boskiego sensu świata. Dlatego – podkreśla ks. Küng – żaden „chrześcijanin z metryki" i żaden „tramwajowy ateista" nie powinien czuć się ani wygodnie, ani bezpiecznie „w jego towarzystwie".

Dla jednych wzór, dla drugich heretyk

W poruszający sposób autor opisuje drogę do ateizmu Sigismunda Freuda (dopiero po maturze – zaznacza – zmienił imię na Sigmund – Zygmunt). Wspomina, jak ojciec Freuda, ortodoksyjny Żyd, na 35. urodziny ofiarował synowi Biblię, w której zawarł dedykację: „Mój Kochany Synu, w siódmym roku Twego życia Duch Najwyższego spoczął na Tobie i zaczął Cię pouczać. Duch Najwyższego mówi do Ciebie i rzecze: Czytaj w mojej Księdze; jeśli będziesz to czynił, otworzą się przed tobą źródła wiedzy i rozumienia. Jest to Księga nad księgami; jest to studnia, którą wykopali mędrcy, i z której prawodawcy czerpią wodę ich mądrości. – Z tej księgi wydobyłeś pierwsze spojrzenie na obraz Najwyższego. Dobrowolnie wsłuchałeś się w Jego naukę i uczyniłeś co najlepsze, aby pozwolić się unieść na skrzydłach Jego Ducha. Dzisiaj, w dniu twoich 35. urodzin, wydobywam na nowo tę księgę na świat i przesyłam Ci jako dowód miłości Twojego starego ojca". Stało się inaczej – Freud uwierzył i wiarą tą zaraził kilka pokoleń swoich wyznawców, że u podstaw religii stoi pragnienie pocieszenia, życzenie, projekcja, poczucie zależności. Dlaczego jednak tak dyskwalifikować rolę życzenia, pragnienia albo trwogi w życiu człowieka? – pyta w swej książce Hans Küng. A może wskazują one na ostateczne źródło życia i ostrzegają przed niebezpieczeństwem jego utraty? Czy można wykluczyć, że kierują ku realnemu celowi – ku Bogu?

Nigdy jeszcze w ostatnich latach w głównym dzienniku pierwszego programu niemieckiej telewizji ARD nie poświęcono żadnemu teologowi tyle miejsca co Hansowi Küngowi w dniu jego śmierci 6 kwietnia 2021 r. Mówiono o nim, oczywiście, chwaląc bezkompromisowość, odwagę w przeciwstawianiu się „Watykanowi"; doceniano nowoczesność, otwartość na „etos świata". A znów druga strona chętnie będzie widzieć w szwajcarskim księdzu heretyka, wroga Kościoła. Warto dostrzec innego Hansa Künga. 

Ks. Henryk Seweryniak – prof. dr hab., wykłada na UKSW, konsultor Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, autor m.in. książki „Prorok i błazen. Szkice z teologii narracji" (Poznań 2005) oraz „Kultura, media, teologia" (Płock 2013)

Chyba jednak warto było go słuchać. Tak jak to zrobił Benedykt XVI. 24 września 2005 roku, zaledwie kilka miesięcy po objęciu steru łodzi Piotrowej, zaprosił go do siedziby papieskiej w Castel Gandolfo i rozmawiali cztery godziny. I nie mówiono wtedy ani o nieomylności papieskiej, ani o celibacie, ani o święceniach kobiet, ani o środkach antykoncepcyjnych. O rehabilitacji teologa Hansa Künga też nie. Dwaj dawni koledzy z Tybingi (Badenia-Wirtembergia w południowo-zachodnich Niemczech), po której ponoć jeden poruszał się alfa romeą, a przyszły papież rowerem, długo rozmawiali o stosunku nauk przyrodniczych do wiary chrześcijańskiej oraz o tym, czy istnieje światowy etos (Weltethos) i czy jego odkrywanie nie przypomina jakiegoś oświeceniowego konstruowania religii naturalnej na miarę ludzkiego rozumu.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich