Chyba jednak warto było go słuchać. Tak jak to zrobił Benedykt XVI. 24 września 2005 roku, zaledwie kilka miesięcy po objęciu steru łodzi Piotrowej, zaprosił go do siedziby papieskiej w Castel Gandolfo i rozmawiali cztery godziny. I nie mówiono wtedy ani o nieomylności papieskiej, ani o celibacie, ani o święceniach kobiet, ani o środkach antykoncepcyjnych. O rehabilitacji teologa Hansa Künga też nie. Dwaj dawni koledzy z Tybingi (Badenia-Wirtembergia w południowo-zachodnich Niemczech), po której ponoć jeden poruszał się alfa romeą, a przyszły papież rowerem, długo rozmawiali o stosunku nauk przyrodniczych do wiary chrześcijańskiej oraz o tym, czy istnieje światowy etos (Weltethos) i czy jego odkrywanie nie przypomina jakiegoś oświeceniowego konstruowania religii naturalnej na miarę ludzkiego rozumu.
Ja również nie potrafię myśleć w tych dniach o Hansie Küngu inaczej niż o myślicielu – księdzu, filozofie i teologu – dzięki któremu sporo się dowiedziałem i zrozumiałem. Przyznaję, nie trawiłem Rahnera (1904–1984), niemieckiego teologa, którego myśl znacząco wpłynęła na II sobór watykański. Z trudem chwytałem von Balthasara (szwajcarskiego jezuitę, który z kolei nie został nawet zaproszony do udziału w obradach II soboru watykańskiego; żył w latach 1905–1988) i Metza (1928–2019), ucznia Rahnera. W ten sposób z niemieckojęzycznych teologów katolickich pozostawali mi tylko ci dwaj, każdy na swój sposób – Joseph Ratzinger i Hans Küng. Spoglądam na półki z książkami, które kupowałem i czytałem, zanim w Polsce zaczęły się ukazywać dobre opracowania z zakresu teologii religii: „Das Judentum" („Judaizm"), „Islam. Passato, presente e futuro" („Islam. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość"), „Das Christentum. Wesen und Geschichte" („Chrześcijaństwo. Istota i dzieje") i największe, najbardziej pomocne – „Existiert Gott?" („Czy Bóg istnieje?"), „Credo: Das apostolische Glaubensbekenntnis, Zeitgenossen erklärt" („Credo: apostolskie wyznanie wiary objaśnione ludziom współczesnym").
Chrześcijanin wobec reinkarnacji
Pod koniec życia wyznał: „Mimo całej wiedzy, jaką zdobyłem o Buddzie, o proroku Mahomecie, o Konfucjuszu, o wielkich religiach, to Jezus z Nazaretu pozostał dla mnie drogą, prawdą i życiem". Jasno i precyzyjnie uprawiał apologię chrześcijaństwa, porównując je z judaizmem, islamem i buddyzmem. I robił to z fenomenalnym znawstwem, a jednocześnie z porywającą prostotą, która wynikała z tego, że pragnął przesłaniu Ewangelii dawać miejsce w życiu ludzi wierzących, a może jeszcze bardziej tych poszukujących, wątpiących lub błąkających się po drogach i bezdrożach innych religii.
To było ważne nie tylko w Niemczech, Szwajcarii czy Francji, ale także w Polsce. Pewnie wielu już nie pamięta nawet, jak w latach „końcowego Jaruzelskiego" próbowano w PRL-owskiej propagandzie podważać wiarę w Boga, odwołując się do pseudonaukowego religioznawstwa. Jak wiele zamętu robiła reinkarnacja. Jak modny stawał się – krzewiony w niektórych naszych teatrach czy nawet prowincjonalnych domach kultury – buddyzm, a na ulicach – hinduistyczny ruch Hare Kriszna. To właśnie w tej atmosferze przydawało się odwołanie do prac Künga.
Nie zapomnę, jakie wrażenie robiło na słuchaczach jego zestawienie Jezusa i Buddy. Dla buddystów – pisał – Budda jest istotą ludzką, która innym dała przykład kontroli nad sobą i osiągnęła stopień oświecenia poprzez osobisty wysiłek, dla chrześcijan Chrystus jest Synem Bożym, Zbawicielem ludzkości, a taka Osoba nie ma żadnego odpowiednika w buddyzmie; Budda ucieka od świata na skutek frustracji – Chrystus idzie ku światu; Budda potrzebuje porzucenia błędnej drogi, oświecenia, a tymczasem w życiu Chrystusa nie ma aktu nawrócenia i oświecenia; Budda milczy o Bogu, nie ma nic wspólnego z Bogiem – Chrystus wprawdzie nie nazywa siebie Bogiem, ale symbolicznie wskazuje na swoją Boskość; istotą nauki Buddy jest mechanistycznie rozumiana Dharma, Chrystus naucza o miłosierdziu Ojca, który domaga się wiary, zmiany myślenia i zdania się na Jego miłość; Budda prowadzi kilkadziesiąt lat spokojnego życia, zatopiony w dostępnej już tutaj nirwanie, doznając wsparcia ze strony panujących, Chrystus przeżywa krótki okres publicznego życia, wchodząc w konflikt z establishmentem polityczno-religijnym, który w końcu zaprowadzi go na krzyż; buddyjska droga zbawienia, to droga wyzbycia się żądz, pragnień – chrześcijanin ma otworzyć się na dar zbawienia poprzez pełnienie woli Bożej, czynną miłość wobec bliźnich; Budda umiera wskutek zatrucia, w otoczeniu uczniów – Chrystus ponosi dramatyczną śmierć krzyżową w opuszczeniu; Buddę po śmierci miało spotkać wejście do parinirwany (najwyższy stan oświecenia) – Chrystus zmartwychwstał i zasiada po prawicy Ojca.