Już w sekwencji otwierającej „Pewnej nocy w Miami..." poznajemy kolejnych bohaterów wieczoru. Cooke podczas występu w nowojorskim klubie Copacabana zostaje chłodno przyjęty przez białą publikę, Brown odwiedza przyjaciela rodziny, który chwali jego umiejętności piłkarskie, ale nie wpuszcza za próg domu, bo przecież futbolista jest czarny, a Malcolm X zamierza opuścić zgromadzenie Narodu Islamu po kłótniach z liderami organizacji. Jedynie Cassius Clay jest pełen optymizmu, bo jeszcze nie wie, że indywidualny sukces nie pomoże w uzyskaniu społecznego poparcia dla równouprawnienia czarnych.

Najbardziej interesujące w filmie King jest zderzenie postaw i pytanie, jak należy walczyć o swoje prawa: delikatnie czy gwałtownie, w ukryciu czy otwarcie? Czy muzyka i sport mogą być orężem w walce? Siłą scenariusza jest naświetlenie problemu z  wielu stron (zasłużona nominacja do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany) i wiarygodnie brzmiące dialogi, których aż chce się słuchać. Teatralność filmu nie nuży, bo broni się zespół świetnych aktorów, reagujących na każdy swój wzajemny gest. Od początku ich spotkania wiadomo, że coś wisi w powietrzu.