Spontaniczny aktorski bojkot oficjalnych mediów rozpoczęty 18 grudnia 1981 r., już w kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego, był dla władz niemałym problemem. Od początku starano się więc złamać opór środowisk teatralnych i filmowych. Służyły temu m.in. spotkania z ich przedstawicielami, podczas których strona rządowa zazwyczaj w ultymatywnej formie przedstawiała swoje postulaty.
Przerwanie bojkotu negocjowano m.in. w październiku 1982 r. podczas rozmów w Urzędzie Rady Ministrów z grupą kilkunastu aktorów, reżyserów i dyrektorów teatrów. Ówczesny wicepremier Mieczysław Franciszek Rakowski tak zrelacjonował w swoim dzienniku to spotkanie: „Nie odmówiłem sobie lekkiej drwiny z tych aktorów, którzy teraz mówią, że nie chcą służyć propagandzie, ponieważ jest kłamliwa, stronnicza itp., a w latach siedemdziesiątych, gdy miała więcej zamkniętych obszarów, jakoś im nie przeszkadzała. Nie przeszkadzało im też korzystanie ze specjalnych przywilejów. Jak by to nie brzmiało paradoksalnie, dziś także zarówno do ministra kultury, jak i do mnie zwracają się aktorzy z różnego rodzaju sprawami, których załatwienie wymaga, delikatnie mówiąc, naruszenia bądź obejścia istniejącego prawa".
Spotkanie pogłębiło istniejący w środowisku artystycznym spór co do dalszego sposobu postępowania wobec władz. Tym bardziej że kilka dni później Rakowski wydał prezydentom miast i wojewodom zarządzenie, które miało doprowadzić do rejestrowania spektakli w teatrach, tak by można je było pokazywać w reżimowej telewizji. Ten krok przyczynił się do przerwania bojkotu, choć władze musiały na to poczekać jeszcze prawie rok, do września 1983 r.
Dyrektor na komendzie
To wszystko nie oznaczało jednak końca występów na niezależnych scenach teatralnych, co aktorzy masowo czynili od początku stanu wojennego. Zniknąwszy z ekranów telewizorów lub programów radiowych, chcieli swoim autorytetem i popularnością wspomagać podziemie. Dlatego na teren kościołów oraz do prywatnych domów przenoszono sztuki o wydźwięku patriotycznym i religijnym, w tym klasykę polskiego dramatu lub spektakle, które wprost odnosiły się do sytuacji w kraju. Ich ogromna popularność – grali w nich znakomici aktorzy, a w organizację przedstawień angażowali się hierarchowie Kościoła – uaktywniła oczywiście Służbę Bezpieczeństwa. Esbeckie zainteresowanie niezależną sceną teatralną nie słabło przez niemal całą dekadę lat 80.
SB i współpracujące z nią władze administracyjne pilnie kontrolowały przedstawienia teatru domowego, czasem je przerywając. Żadna jednak z akcji SB nie miała tak spektakularnego przebiegu oraz zakończenia jak wydarzenia, które rozegrały się 20 listopada 1984 r. we Wrocławiu.