Pewnie nie tylko wspomniane 90 tysięcy słuchaczy oraz ich rodziny i najbliżsi wciąż nie mogą zrozumieć, co się stało z Programem III Polskiego Radia.
Przypomnijmy: Trójka powstała w PRL, państwie o ograniczonej suwerenności, zależnym od Związku Radzieckiego, jednak pomimo nieprzyjaznych warunków zewnętrznych spotkali się tam ludzie, którzy tworzyli wyjątkowe audycje, także kulturalne, w tym muzyczne. Nie było różowo: działała cenzura (taka struktura, jakiej nie ma podobno w krajach wolnych) skupiająca się na tym, by rządzący wówczas politycy z tak zwanej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotnicznej nie poczuli się zagrożeni w swoich interesach i nie były narażone na szwank sojusze, w tym najważniejszy – z ojczyzną światowego proletariatu, czyli Związkiem Radzieckim.
Kiedy po 1989 r. Polska odzyskała niepodległość, można było pomyśleć, że media będą niezależne, obywatelskie, obiektywne. Niestety, czasy prezydentury Lecha Wałęsy z jego upiornym kwartetem (Wachowski, Cybula, Falandysz, Drzycimski) godnym „Ubu Króla" okazały się dla mediów straszne, jakbyśmy żyli w bananowej republice. Także powracające do władzy ekipy postkomunistów i ludowców pokazały, że politycy nie mają oporów, by majdrować w składach redaktorskich stacji radiowych i telewizji. Również polaryzacja wokół katastrofy smoleńskiej sprawiła, że szefowie Trójki nie mogli się czuć do końca bezpiecznie: nie było tam jak w BBC. Zaczęła się karuzela stanowisk w kierunku zgodnym z tym, jak głosowali Polacy. Można powiedzieć: sami tego chcieliśmy. A jednak to, co stało się ponad rok temu, gdy Kazik Staszewski napisał piosenkę „Twój ból jest lepszy niż mój" – to wciąż historia nie do pojęcia.
Gdy miliony Polaków poddane zostały reżimowi sanitarnemu w związku z pandemią koronawirusa i nie mogły m.in. odwiedzać swoich bliskich na cmentarzach, Jarosław Kaczyński, prezes rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, pojechał na cmentarz do swoich bliskich. Kazik Staszewski, który śpiewał już o wynaturzeniach władzy Lecha Wałęsy, Józefa Oleksego, Leszka Millera i Waldemara Pawlaka, zareagował w swoim stylu i napisał ludową piosenkę, której sens jest taki, że matka, która straciła dziecko, nie może odwiedzić go na cmentarzu, zaś człowiek, który rządzi Polską – może.
Zła wróżba się spełniła
Nie pierwsza to i nie ostatnia podwórkowa ballada o bucie ludzi władzy. Wciąż jednak nie wiadomo, dlaczego władze zachowały się, jakby wciąż trwał PRL. Gdy piosenka Kazika wygrała Listę Przebojów Trójki, pisowski namiestnik w radiu zażądał unieważnienia głosowania i zaczęła się haniebna pacyfikacja. Może dowiemy się kiedyś, czy zążądał tego sam Jarosław Kaczyński, czy też raczej nadmiernie usłużni politycy oddelegowani do pracy na medialnym odcinku uruchomili efekt domina, który zniszczył jedną z najbardziej zasłużonych powojennych instytucji kultury. Tak, bo Trójka ze swoimi audycjami poświęconymi literaturze, z własnym teatrem i koncertami, nie wspominając programów muzycznych, była jedną z najważniejszych instytucji powojennej kultury. Po roku, jaki minął od afery z piosenką Kazika, z całą mocą trzeba podkreślić – była. Bo już nie jest. Na ten przerażający krajobraz po medialnej bitwie składa się nie tylko migracja kilkudziesięciu czołowych dziennikarzy, wśród których są legendy polskiego radia: Piotr Kaczkowski, Wojciech Mann i Marek Niedźwiecki. Śmiercią tragiczną zmarła Lista Przebojów, która wylansowała tysiące polskich piosenek, mających zarówno walor poetycki, jak i stanowiący zapis polskiej historii. Młodzi artyści takiego wsparcia zostali pozbawieni.