Odbudowa Skopje i sztuka solidarności

Wystawa w krakowskim Międzynarodowym Centrum Kultury to przypomnienie o kataklizmie, który zniszczył macedońskie Skopje w 1963 roku, a także o lawinie solidarnych gestów ze świata po tragedii. Także ze strony polskich architektów i artystów, którzy zapisali piękne karty w historii odbudowy bałkańskiego miasta.

Publikacja: 09.08.2019 17:00

Główny Urząd Poczty i Telekomunikacji w Skopje, jakby żywcem wyjęty ze świata Tolkiena, owoc pracy a

Główny Urząd Poczty i Telekomunikacji w Skopje, jakby żywcem wyjęty ze świata Tolkiena, owoc pracy architektów odbudowujących zniszczone miasto

Foto: shutterstock

Do tragedii doszło o godz. 5.17 czasu miejscowego 26 lipca 1963 roku. Pierwszy wstrząs trwał 20 sekund, był stosunkowo płytki, zniszczył jednak 80 proc. 300-tysięcznego Skopje. Na miejscu zginęło 1070 osób, 4 tys. odniosły obrażenia, 100 tys. straciło dach nad głową. Jak domki z kart zawaliły się biblioteka, muzeum, poczta, meczet, siedziby dwóch państwowych banków i dwóch hoteli. Pod gruzami jednego z nich, Merkurego, znalazło się 180 gości – niemal wszyscy zginęli.

Zatrzymany zegar

Do historii przeszła akcja ratownicza na dworcu kolejowym, na którym – gdy zatrzęsła się ziemia – przebywało mnóstwo pasażerów czekających na pociąg do Belgradu. Przybyli z Francji ratownicy przekopali się przez ośmiometrową stertę gruzu i po 72 godzinach dotarli do 13 ocalałych. Paradoksalnie, zachował się średniowieczny, osmański Kamienny Most na rzece Wardar w miejscu, gdzie wstrząsy ze względu na muliste dno były szczególnie silne. Pozostał też zegar na budynku dworca, który zatrzymał się w chwili wstrząsu. Od tej pory przypomina o tym, co się stało.

Następnego dnia na miejscu pojawił się marszałek Josip Broz Tito, by zapowiedzieć, że Skopje – pierwsze miasto zniszczone w Europie po II wojnie światowej – mimo żelaznej kurtyny, która podzieliła świat na wrogie obozy, zostanie odbudowane solidarnością wszystkich narodów. Miało to podwójne znaczenie. Z jednej strony, wyraźnie podkreślono, że Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii podtrzymuje – także wobec tego kataklizmu – swoją politykę neutralności.

Z drugiej zaś, uniwersalne przesłanie pozwoliło jugosłowiańskim Macedończykom jakoś odnaleźć się w tragicznej sytuacji. Pamiętać bowiem trzeba, że katastrofa dotknęła regionu o nader skomplikowanej i skonfliktowanej tożsamości. Bo to i greckie tęsknoty, i rzymskie drogi, słowiańska głagolica, Serbowie i Bułgarzy, kilkaset lat panowania tureckiego, Albańczycy, sefardyjscy Żydzi, po których pozostały tylko kamienie.

Łukasz Galusek w katalogu wystawy poświęconej Skopje w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie pisze: „Powojenna Jugosławia stworzyła Macedończykom po raz pierwszy namiastkę własnego państwa. W 1944 roku powstała Socjalistyczna Republika Macedonii ze stolicą w Skopje. Jej mieszkańcy mogli odtąd kultywować swoją macedońskość utożsamioną z kulturą słowiańską i językiem, nareszcie własnym, bo to socjalistyczni lingwiści skodyfikowali macedoński alfabet".

Tito rządzący czymś, co od dawna nazywano kotłem bałkańskim, doskonale wiedział, dlaczego o pomoc trzeba zwrócić się bezpośrednio do Organizacji Narodów Zjednoczonych bez jakichkolwiek pośredników ze Wschodu czy Zachodu. Na pierwszych zdjęciach przedstawiających odgruzowywanie Skopje, które ukazały się w prasie międzynarodowej, widać pracujących wspólnie żołnierzy sowieckich i amerykańskich. A mówimy przecież o okresie zimnej wojny.

Zapomniana solidarność

Rzeczywiście – na wezwanie odpowiadały kolejne państwa, organizacje, wspólnoty, a także pojedyncze osoby. Ponadprzeciętny wkład w odbudowę Skopje wnieśli Polacy – architekci, urbaniści, artyści, a nawet – nie da się ukryć – partyjni aparatczycy, co pozostaje piękną, a zarazem kompletnie zapomnianą historią z czasów Polski Ludowej. Można mieć nadzieję, że wystawa opowiadająca o tym fenomenie, którą przygotowało Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, nie tylko przypomni polską solidarność ze zrujnowanym miastem, ale wpisze ją na stałe w naszą świadomość.

Bo w gruncie rzeczy polskiemu zaangażowaniu w sprawę Skopje trudno się dziwić. Polacy mieli nadal przed oczami ruiny własnej stolicy, którą z trudem przywracali do życia. Po wydarzeniach Października '56 wielu optymistów, w tym także Władysław Gomułka, miało nadzieję, że nad Wisłą może się przyjąć znośniejszy od sowieckiego „wariant jugosłowiański". Jednocześnie w latach 60., gdy widać już było skalę i jakość prac wykonanych w Warszawie, cieszyliśmy się zasłużoną renomą jako specjaliści w odbudowie miast.

Na wystawie prezentowani są kolejni polscy projektanci, którzy pracowali w Skopje. Adolf Ciborowski nadzorował proces odbudowy z ramienia ONZ, Stanisław Jankowski kierował polskim zespołem opracowującym plany odbudowy. „Tygrysami" nazywano trzech architektów: Wacława Kłyszewskiego, Jerzego Mokrzyńskiego i Eugeniusza Wierzbickiego, którzy stworzyli projekt gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej – daru państwa polskiego dla Skopje. Byli różni. Ciborowski piął się po stopniach peerelowskiej kariery, która doprowadziła go do Światowej Rady Pokoju, a po latach do Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego i do Rady Państwa. Jankowski, pseudonim Agaton, to bohater wojenny: kapitan artylerii Wojska Polskiego, cichociemny, oficer wywiadu Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, adiutant osobisty generała Tadeusza Bora-Komorowskiego.

Po upadku powstania znalazł się w oflagu w Langwasser koło Norymbergi. Po zakończeniu wojny udał się do Anglii, gdzie podjął studia urbanistyczne. Określenie warszawskie „Tygrysy" wzięło się od rysunku na drzwiach pracowni i było aluzją do tego, że przed wojną trójka architektów „kosiła" konkurencję w każdym konkursie. Cała trójka brała udział w wojnie obronnej 1939 roku (na Woli i w bitwie pod Kockiem), potem dostali się do oflagu bądź działali w konspiracji.

Znak nowoczesności

Łączyło ich jedno: absolutna miłość do Warszawy. Po wojnie spotkali się w Biurze Odbudowy Stolicy. Tam również rodziły się pierwsze koncepcje planu ogólnego odbudowy Skopje – przy czym przyjęto od początku zupełnie inne niż w Warszawie założenia. O ile w Polsce starano się przywrócić miastu dawny kształt – tam, gdzie było to tylko możliwe – o tyle stolica Macedonii miała stać się znakiem międzynarodowej nowoczesności skierowanym wyraźnie ku przyszłości.

Kiedy przyglądamy się zgromadzonym w krakowskiej galerii MCK makietom, rysunkom, dokumentom, fotografiom, multimediom, trudno oprzeć się lekkiemu uczuciu zazdrości. Oczywiście trudno dobrze wspominać tamte czasy, spętane systemem politycznym i powojenną wyrwą cywilizacyjną, trzeba jednak docenić rozmach, profesjonalizm i szczere zaangażowanie naszych ówczesnych urbanistów. Rzeczowo rozgraniczali funkcje miejskie. Zauważali, że Skopje w przyszłości znacznie się rozrośnie, co trzeba przewidzieć, projektując komunikację czy dzielnice mieszkaniowe. Nie żałowali miejsca na tereny zielone i rekreacyjne, mając na uwadze nie tylko dobre samopoczucie mieszkańców, ale także ich bezpieczeństwo – w razie trzęsienia ziemi niezabudowana przestrzeń zwiększa znacząco szansę przeżycia. Zresztą świadomość tego, że tragedia może się powtórzyć, była bardzo ważnym elementem myślenia projektantów: strefy najbardziej narażone na wstrząsy sejsmiczne miały pozostać wolne od zabudowy, do każdego osiedla miały prowadzić przynajmniej dwie drogi umożliwiające ewakuację, zrezygnowano z sieci tramwajowych, jako że są bardziej od autobusów narażone na zniszczenie.

Kiedy się o tym wszystkim czyta, przed oczami pojawia się obraz zmian urbanistycznych, które dokonały się w Polsce po 1989 roku, gdy deweloperska wolnoamerykanka pozwalała zabudowywać zarówno tereny zalewowe, jak i korytarze wentylujące miasta. O smutnych konsekwencjach nikt nie myślał i nadal nie myśli.

Z planu ogólnego wyłączono ścisłe centrum Skopje, na które rozpisano osobny konkurs. Pierwsze miejsce zajął Japończyk Kenz? Tange, przyszły laureat Nagrody Pritzkera (1987), nazywanej architektonicznym Noblem. 50-latek miał już wtedy na koncie projekt Centrum Pokoju w Hiroszimie i spektakularny plan rozwoju stolicy Japonii, która rozbudowywałaby się na pływających w Zatoce Tokijskiej wyspach.

Dla stolicy Macedonii Japończyk zaproponował osie łączące brzegi Wardaru, czyli starą i nową część miasta, dwie międzynarodowe autostrady i nową linię kolejową. Gdzieś pośrodku przewidział bramę miasta, którą nazwał „transformatorem". Ważnym elementem miały stać się „mury miejskie" – utrzymane w duchu Le Corbusiera jednostki mieszkalne, spięte cylindrycznymi pionami komunikacyjnymi i otaczające centrum półpierścieniem, co rzeczywiście przywoływało na myśl średniowieczne miasto.

Tange żył utopijną nadzieją, że w przestrzeni „wyczyszczonej" kataklizmem, w systemie socjalistycznym, gdzie nie liczą się prawa właścicielskie, uda mu się zrealizować w całości swoją autorską ideę. Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Nie było czasu na cyzelowanie pojedynczych projektów, pieniądze z ONZ były ograniczone, a i sytuacja gospodarcza Jugosławii się pogarszała.

Mimo to modernistyczno-brutalistyczna wizja Kenz? Tange odcisnęła na Skopje swoje wyraźne piętno – w dziełach innych architektów, głównie Jugosłowian. Oto fantastyczny, przypominający jedną z twierdz Tolkienowskiego Śródziemia Główny Urząd Poczty i Telekomunikacji autorstwa Macedończyka Janka Konstantinowa, notabene absolwenta Duńskiej Królewskiej Akademii Sztuki i Architektury w Kopenhadze, współpracownika Alvara Aalto.

Albo kampus Uniwersytetu świętych Cyryla i Metodego zrealizowany według projektu Słoweńca Marka Mušiča. Mimo brutalistycznej formy wydaje się trochę bałkańską wioską, w której pojedyncze elementy współzależą od siebie, ożywają bądź obumierają w zależności od potrzeby i okoliczności. Dodać jeszcze można np. archiwum miejskie Georgiego Konstantinovskiego, siedzibę macedońskiej opery i baletu (pracownia Biro 71) czy Macedoński Bank Narodowy (Radomir Lalovič).

Architektura i tożsamość

Skopje zyskiwało nową, spójną formę, w której mogli odnaleźć się wszyscy jego mieszkańcy, niezależnie od przynależności narodowej, etnicznej czy religijnej. Dzieło odbudowy – w którym uczestniczyli i z którego byli dumni – budowało silne poczucie więzi. Było też ważnym doświadczeniem pokoleniowym. Wydawało się, że na zawsze pozostanie znaczące.

Aż nadeszły lata 90. i Bałkany znowu wrzały, Jugosławia gwałtownie się rozpadała. Macedonia ogłosiła niepodległość w 1991 r., co przebiegło nieporównywalnie spokojniej niż w innych częściach byłej federacji. Niemal natychmiast doszło jednak do konfliktu politycznego z Grekami, którzy nie uznali nazwy nowego państwa i jego flagi nawiązującej do czasów Filipa II i Aleksandra Wielkiego, uważając, że to oni są jedynymi dziedzicami starożytnej tradycji macedońskiej. Niektórzy obawiali się też, że nowe państwo zechce zmiany granic.

Z kolei Macedończycy z byłej Jugosławii podnosili kwestię praw swoich pobratymców zamieszkujących greckie rejony Salonik, Pelli i Floriny. Spór miał konkretny wymiar – Grecja ogłosiła wobec sąsiadów embargo, skutecznie blokowała ich starania o członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Macedończycy w odwecie nie zgodzili się na transfer greckich sił pokojowych do Kosowa. Wreszcie wobec greckich nacisków w 1995 r. nowe państwo zaczęło funkcjonować na arenie międzynarodowej pod dość absurdalną nazwą „Była Jugosłowiańska Republika Macedonii".

Zewnętrzny konflikt komplikował jeszcze – i tak trudny – proces kształtowania się nowej tożsamości Macedończyków. Kosmopolityczna, międzynarodowa architektura stolicy nie była w tym staraniu użyteczna. Wprost przeciwnie. Jak pisze Łukasz Galusek, „zdaniem macedońskich decydentów odbudowane po trzęsieniu ziemi Skopje nie zawierało żadnej narodowej treści, żadnego istotnego ładunku pamięci. Jeśli już wyrażało jakąś pamięć, to jedynie pamięć obcych – komunistów, względnie »niepamięć« abstrakcyjnego, a więc nienależącego do nikogo modernizmu. Tymczasem Macedończycy łaknęli – zdaniem polityków – symboli, treści, figur, narracji".

W roku 2008 uruchomiono rządowy program dla Skopje, który miał dać stolicy architekturę „historyczną w formie i narodową w treści". Miasto zaczęło obrastać dziwacznymi budynkami udającymi architekturę klasycznej Grecji. Na nabrzeżach Wardaru pojawiły się pseudojońskie kolumnady i błyszczące posągi lwów, na centralnym placu stanął gigantyczny pomnik Aleksandra Macedońskiego, ufundowany w dwudziestolecie niepodległości (po protestach Grecji zmieniono jego oficjalną nazwę, dziś funkcjonuje jako Wojownik na Koniu). Modernistyczne budowle, nierzadko znakomite, znikły w zalewie kiczu.

Zresztą może nie chodziło wyłącznie o narrację historyczną. Brutalistyczna architektura jest trudna i wymagająca. Traci na wartości, gdy tylko przestajemy o nią dbać albo gdy degeneruje się jej otoczenie.

Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze: zaprojektowany w 1959 r. przez warszawskie „Tygrysy" dworzec kolejowy w Katowicach – z efektownymi, betonowymi kielichami, które podtrzymywały strop górnej hali – uchodził (i słusznie) za arcydzieło. Niestety, gdy zniszczał i zubożał, a także został obudowany obskurnymi kramami, to przestano dostrzegać jego pierwotną urodę. Garstce zapaleńców nie udało się uratować katowickiego dworca. Rozebrano go, by nie raził kibiców przyjeżdżających do Polski na Euro 2012.

Tymczasem w Skopje coś zaczęło się ostatnio zmieniać. Generacja 20-, 30-latków, urodzonych już po przemianach, zaczęła podchodzić do dziedzictwa odbudowy bez kompleksów. Może w jakimś stopniu zaważył też na tym budzący nadzieję kompromis z Grecją. Od 12 lutego 2019 roku Skopje jest stolicą państwa noszącego nazwę Macedonia Północna.

Sztuka z dedykacją

Wystawa w krakowskim MCK nie dotyczy jednak wyłącznie architektury i urbanistyki. Jej drugą, równoważną część stanowią prace artystów polskich, którzy ofiarowali je skopijskiemu Muzeum Sztuki Nowoczesnej zaprojektowanemu przez Kłyszewskiego, Mokrzyńskiego i Wierzbickiego. W konkursie ogłoszonym przez Stowarzyszenie Architektów Polskich w 1966 r. trójka ta pokonała 86 konkurencyjnych zespołów, w tym samego Oskara Hansena, który zaproponował budynek najbardziej nowatorski i oryginalny, ale zbyt trudny do realizacji – parasolowate platformy obiektu w zależności od potrzeb miały być składane i zanurzane pod ziemią.

Prosta, monolityczna bryła o żelbetowej konstrukcji, wsparta na lekkich, punktowych podporach wznosi się ponad zniwelowany taras. Beton o fakturze szalunku i naturalnym kolorze doskonale harmonizuje z białym, miejscowym marmurem, którym pokryto elewacje. Okazuje się, że budynek, który niczego nie usiłuje wprost naśladować, nabiera rzeczywiście klasycznego charakteru. Usytuowany na wzgórzu nad Wardarem – między starą a nową częścią miasta – kryje nieoczywistą aluzję do Partenonu na Akropolu.

Informacja o polskim darze dla Skopje wzbudziła entuzjazm w środowisku twórców. W ciągu czterech lat (1963–1967) Związek Polskich Artystów Plastyków zebrał ponad 200 prac – nierzadko opatrzonych wzruszającymi dedykacjami. Wśród darczyńców znaleźli się twórcy tej miary co Jan Berdyszak, Tadeusz Brzozowski, Jerzy Krawczyk, Alfred Lenica, Maria Ewa Łunkiewicz-Rogoyska, Jerzy Nowosielski, Teresa Pągowska, Henryk Stażewski, Andrzej Strumiłło czy Rajmund Ziemski. Oczywiście Polacy nie byli jedynymi darczyńcami muzeum. W Skopje znaleźć można dzieła takich klasyków światowej sztuki XX wieku, jak Pablo Picasso, Aleksander Calder, Niki de Saint Phalle, Hans Hartung czy Victor Vasarely. Jeśli idzie o Polaków, na ekspozycji stałej na co dzień pokazywany jest właściwie tylko olej Stażewskiego.

Tym większego znaczenia nabiera prezentacja 70 prac – olejów, grafik, rzeźb, tkanin i medali – w krakowskim MCK. Nie tylko dlatego, że pozostaje niemal zupełnie nieznana, choć i to stanowi nie lada gratkę. Ważne, że jest w pewien sposób kompletna i wiele mówi o – fantastycznej! – kondycji sztuki polskiej w latach 60. ubiegłego wieku. A także o dominujących w niej wtedy prądach: postkoloryzmie, abstrakcji geometrycznej i aluzyjnej, wreszcie, co szczególnie ciekawe, o malarstwie materii, które dziś, niesprawiedliwie, wydaje się nieco zapomniane.

Chodząc po salach galerii, bez trudu rozpoznamy znane nazwiska. Oto, jakże charakterystyczny, drzeworyt Jerzego Panka – równie ekspresyjna co lapidarna „Siuda Baba". „Tożsamość II" Leszka Sobockiego – swoisty „paszport", którego poszczególne elementy stają się znakami represji i zapowiadają buntowniczą, opozycyjną postawę autora. „Miasto w górach" Jerzego Nowosielskiego – to chyba jeden z jego najciekawszych pejzaży: o ekstrawaganckiej, dynamicznej kompozycji, charakterystycznej kolorystyce i wielkim ładunku optymizmu, co miało być może znaczenie w wyborze tego właśnie obrazu na prezent dla miasta odradzającego się po katastrofie. „Asylum" Tadeusza Brzozowskiego – olej, w którym wspomnienie surrealizmu miesza się z abstrakcją niegeometryczną, przypominając jednocześnie o teatralno-kantorowskich zainteresowaniach autora.

Dziewicze tereny

Warto też zaufać intuicji i zatrzymać się przed pracami artystów, którzy nie funkcjonują tak wyraźnie w powszechnym obiegu. Choćby przed barwnymi litografiami Tadeusza Łapińskiego. Ten zmarły w 2016 roku grafik zyskał dużą popularność za granicą, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie zamieszkał pod koniec lat 60. W Polsce bywa czasem pokazywany, np. Muzeum Narodowe w Krakowie poświęciło mu monograficzną wystawę pod koniec 2014 r. Nie jest jednak szerzej znany poza środowiskiem zadeklarowanych wielbicieli. A szkoda. Dwie litografie Łapińskiego prezentowane w MCK pobudzają wyobraźnię aluzyjnością, dowcipnym balansowaniem między figuratywnością a abstrakcją. Budzą też szacunek wyrafinowaną technologią, która pozwoliła uzyskać nasycone, doskonale skomponowane barwy.

Dzieła z kolekcji muzeum w Skopje wiele mogą też powiedzieć o atmosferze epoki, tle społeczno-politycznym, które wpłynęło na jej kształt i wyraz. „Pejzaż z księżycem" Lucjana Mianowskiego wbrew sentymentalnemu tytułowi jest konstrukcją zbudowaną z prostokątów – z jednej strony abstrakcyjną, z drugiej zaś przypominającą precyzyjny projekt gigantycznego osiedla mieszkaniowego. Roman Starak już bez żadnych aluzji zaproponował „Krajobraz przemysłowy". Z kolei jego „Taniec", korowód postaci, monochromatycznych, ale wyjętych jakby z ludowego obrazka na szkle, wydaje się ceramiczną dekoracją nowoczesnego hotelu pośrodku nowoczesnej metropolii.

Podsumowując, polska kolekcja ze Skopje dowodzi, że nasi twórcy, uwolnieni od socrealistycznej doktryny, bez kompleksów włączyli się w światowy dyskurs artystyczny, płynąc w kierunku nowych nurtów. A także świadczy o tym, że – przynajmniej na chwilę – odzyskali wiarę w uzdrawiającą siłę modernizmu. Wreszcie, czymś niezwykle wzruszającym i zobowiązującym jest poziom bezinteresowności ich ówczesnego gestu wobec dotkniętego klęską miasta. Na filmie towarzyszącym wystawie o tamtych wydarzeniach opowiada m.in. Zbigniew Makowski, jeden z klasyków polskiej sztuki współczesnej. Wyczuwa się wyraźnie, że to dla niego nadal ważne, poruszające wydarzenie.

Tak więc wystawa jest w pewnym sensie hołdem dla wszystkich zaangażowanych w sprawę Skopje ludzi. Ale także, co daj Boże, początkiem prac nad tą kolekcją, która nadal pozostaje trochę terenem dziewiczym, wymagającym rozlicznych badań i popularyzacji.

„Skopje. Miasto, architektura i sztuka solidarności", Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie; idea wystawy: Agata Wąsowska-Pawlik i Łukasz Galusek; kuratorki: Agata Wąsowska-Pawlik i Monika Rydiger; aranżacja plastyczna: Rafał Bartkowicz; wystawa jest czynna od 9 lipca do 20 października 2019 r.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Do tragedii doszło o godz. 5.17 czasu miejscowego 26 lipca 1963 roku. Pierwszy wstrząs trwał 20 sekund, był stosunkowo płytki, zniszczył jednak 80 proc. 300-tysięcznego Skopje. Na miejscu zginęło 1070 osób, 4 tys. odniosły obrażenia, 100 tys. straciło dach nad głową. Jak domki z kart zawaliły się biblioteka, muzeum, poczta, meczet, siedziby dwóch państwowych banków i dwóch hoteli. Pod gruzami jednego z nich, Merkurego, znalazło się 180 gości – niemal wszyscy zginęli.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku