Fenomen niebywałego poparcia, jakim cieszy się prezydent Rosji Władimir Putin, wynika również z tego, że już na początku swego panowania podporządkował on sobie wszystkie najważniejsze rosyjskie media, przede wszystkim telewizję. Jest to tylko jedna ze składowych jego sukcesu. Nikt jednak nie jest w stanie określić, jak ważna, bo tylko przez krótki okres – na samym początku XXI wieku – rządził w kraju, w którym istniał pluralizm mediów. Nikt zatem nie umie przewidzieć, co by się stało, gdyby nagle rosyjscy dziennikarze znów stali się wolnymi ludźmi i jak by to wpłynęło na pozycję i popularność prezydenta.
Kreml jednak od samego początku wolał nie ryzykować i w pierwszych dwóch latach rządów Władimir Putin zajęty był głównie zdobywaniem telewizyjnych bastionów. Wtedy, 17 lat temu, uznano, że to one tworzą pogodę polityczną w kraju: internetowe media były jeszcze w powijakach, mało która stacja radiowa pokrywała swoim zasięgiem cały kraj (nawet tak popularna i niezależna jak Echo Moskwy), a prasa okazała się najłatwiejszą zdobyczą.
Walka o telewizyjny rząd dusz była jednocześnie zajadłą walką z konkurencją polityczną. W chwili, gdy stremowany, lekko jąkający się i używający w publicznych wystąpieniach niezrozumiałego kagebistowskiego slangu Władimir Putin wychynął z politycznego niebytu, rosyjski rynek telewizji i polityki dzieliły między siebie dwa ugrupowania. Mózgiem pierwszego był oligarcha związany z tzw. Familią (rodziną i najbliższymi współpracownikami ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna) Borys Bieriezowski. To oni wprowadzili na polityczną scenę niepozornego byłego oficera KGB.
Nieważne udziały, ważny posłuch
Bieriezowski walczył o zachowanie wpływów swej grupy, a miał do dyspozycji największą rosyjską telewizję ORT (Społeczne Radio i Telewizję), czyli pierwszy kanał radzieckiej jeszcze telewizji: o największym zasięgu, największej liczbie dziennikarzy i największym zapleczu technicznym. Ściśle rzecz biorąc, właśnie „miał do dyspozycji", gdyż był tylko mniejszościowym udziałowcem spółki, w której dominowało państwo. Ale taki był wilczy urok Bieriezowskiego, że w prawie żadnej z podporządkowanych mu firm nie miał większościowego pakietu. Już bowiem na początku swojej kariery wpadł na genialnie prosty pomysł: nieważne, kto jest większościowym udziałowcem firmy, ważne, kogo słuchają jej menedżerowie. A słuchali jego.
Drugim, znacznie bardziej rozproszonym ugrupowaniem władał inny ówczesny oligarcha Władimir Gusinski, właściciel koncernu medialnego Most. Jego perłą w koronie był pierwsza i najlepsza prywatna telewizja w Rosji – NTV, w owym czasie również najpopularniejsza ogólnokrajowa stacja (spośród trzech obejmujących zasięgiem cały kraj).