Mimo obostrzeń utrudniających podróże Marin Alsop (na zdjęciu powyżej) dotarła w maju do Katowic, gdzie najpierw poprowadziła kurs dla młodych dyrygentek i dyrygentów, a potem wystąpiła z NOSPR-em na inauguracyjnym wieczorze festiwalu Katowice Kultura Natura. Mimo że koncert był dostępny jedynie online, cieszył się dużym zainteresowaniem. W końcu Alsop to nie tylko najbardziej znana kobieta dyrygentka, ale wręcz człowiek instytucja. W ciągu czterech dekad sama przeszła długą i trudną drogę.
Kiedy pytam ją, czy widzi różnice między kobietami a mężczyznami w dyrygenckim fachu, odpowiada krótko: – Absolutnie nie, to raczej społeczeństwa zachodnie pragną wynajdywać takie odmienności. Kobiety mają te same problemy co młodzi mężczyźni podczas nauki dyrygowania. Oczywiście w przeszłości nie było wielu możliwości pozwalających im zaistnieć w tym zawodzie. Dzisiaj kobiety coraz częściej mówią: teraz jest nasza kolej, i próbują realizować swoje marzenia.
Z pomocą biznesmena
Przygodę z muzyką Marin Alsop rozpoczęła od nauki gry na skrzypcach, ale dyrygowanie zaczęło ją fascynować bardzo wcześnie. – Miałam dziewięć lat, gdy ojciec zabrał mnie na koncert, podczas którego człowiek prowadzący orkiestrę tak zabawnie podskakiwał, bardzo mi się to spodobało – opowiada. Tym człowiekiem był słynny Leonard Bernstein, który kilkanaście lat później dał jej specjalne stypendium, a ona do dziś określa go mianem swojego mentora: – Inspirował nie tylko muzycznie. Z ogromnym zaangażowaniem wspierał rozmaite działania i idee, nie zważając na to, czy są popularne. Był odważny, a dzisiaj myśli się raczej o sobie, nie o tym, co słuszne.
Jako 20-latka chciała zacząć urzeczywistniać swój pomysł na życie, co pod koniec lat 70. ubiegłego wieku nie było łatwe nie tylko w Ameryce. Zamiast więc przebijać się do dużych orkiestr, z przyjacielem założyła zespół grający swinga. Z tej przygody, która trwała kilkanaście lat, pozostała umiejętność łączenia muzyki poważnej z popularną. Jednym z ważniejszych jej projektów, z którym objechała wiele krajów, jest gospelowo-jazzowa wersja „Mesjasza" Haendla, połowę aranżacji napisał swingowy przyjaciel Gary Anderson.
Kolejnym ważnym mężczyzną, którego spotkała, okazał się Tomio Taki. – Powiedziałam mu, że pewnie uważa mnie za szaloną, ale jedyną rzeczą, której naprawdę chcę, jest dyrygentura i muszę stworzyć własną orkiestrę – mówi Marin Alsop. – I pomógł mi ją stworzyć. Jest biznesmenem zajmującym się modą. Nawet niespecjalnie lubi muzykę klasyczną, ale uwierzył we mnie. Prowadziliśmy orkiestrę 20 lat, ale potem w okolicach 2000 roku byłam coraz bardziej zajęta innymi zobowiązaniami, więc postanowiłam zrezygnować, a on stwierdził: „Udało ci się osiągnąć coś ważnego, ale co dalej? Jak moglibyśmy pomóc kolejnym kobietom?". I tak powstał pomysł stowarzyszenia, które wspiera je i zapewnia im pewien rodzaj bezpieczeństwa, gdy chcą realizować się jako dyrygentki. Nie wszystkie mają takie same szanse i nie zależy to od ich talentu.