Anna Nowacka-Isaksson: szwedzki rynek pracy - ustawa przeciwko eksploatacji człowieka na rynku pracy i realia dwa lata po jej uchwaleniu

Wykorzystywanie siły roboczej eskaluje, a prawo obowiązuje tylko na papierze.

Aktualizacja: 11.05.2021 11:07 Publikacja: 11.05.2021 00:01

Anna Nowacka-Isaksson: szwedzki rynek pracy - ustawa przeciwko eksploatacji człowieka na rynku pracy i realia dwa lata po jej uchwaleniu

Foto: AdobeStock

Ustawa przeciwko eksploatacji człowieka na rynku pracy właściwie nie ma żadnego efektu. Zdaniem ekspertów, dzieje się tak, ponieważ została niejasno sformułowana i policja oraz prokuratura nie jest dostatecznie wyedukowana w sprawie. Przestępstwo wykorzystania na rynku pracy dotyczy najczęściej branży budownictwa, transportu, gastronomii, leśnictwa, przemysłu i warsztatów samochodowych. Pracownicy w tych sektorach mogą otrzymywać wynagrodzenie, którego nie zaakceptowaliby Szwedzi. Gazeta „Hotellrevyn" donosi o handlu zezwoleniami na pracę (stąd zgoda na podłe warunki, by otrzymać etat za wszelką cenę), groźbach, niewolnictwie, drakońskich czynszach mieszkań załatwianych przez firmy, spaniu w garderobie biura lub w garażu szefa.

„Pracodawcy robią, co chcą" – mówi Uddin, który przyjechał do Szwecji klika lat temu i pracował jako kucharz w różnych restauracjach. W jednej otrzymał wypłatę wynoszącą tyle co kieszonkowe. Umowy o pracę, które sygnował, zupełnie się nie zgadzały z rzeczywistością. Osób w podobnej sytuacji jest wiele.

Od kiedy ustawę wprowadzono w 2018 r., policja otrzymała 120 zgłoszeń o wykorzystywaniu na rynku pracy, ale jedynie dwa przypadki doczekały się aktu oskarżenia i tylko w jednym pracodawcę skazano. Od wyroku złożono apelację do najwyższej instancji.

Czytaj też:

Przemoc domowa jak gang - korespondencja ze Szwecji

Chodzi o młodą parę, która przybyła do Szwecji z Bangladeszu. Zaoferowano jej zatrudnienie w knajpie w mieście Norrköping za wynagrodzeniem 100 sek. (41, 77 zł) na godzinę oraz posiłki i lokum. Para pracowała wiele godzin dziennie, łącznie z weekendami, nie otrzymała jednak za to wynagrodzenia. Kiedy się go domagała, pracodawca (także z Bangladeszu) miał jej grozić deportowaniem i bronią lub jej atrapą. W końcu parę wyrzucono. Pracodawca zaprzeczał zarzutom. W sądzie rejonowym usłyszał jednak wyrok ośmiu miesięcy więzienia za wykorzystanie trudnej sytuacji pary oraz nakaz wypłacenia odszkodowania w wysokości ponad 50 tys. zł. Obie strony się od orzeczenia odwołały. Instancja apelacyjna stwiedziła, że „oskarżony podał niewłaściwą informację o wynagrodzeniu, jakie pokrzywdzeni mieli otrzymać za pracę w restauracji". Orzekł jednak, że „pokrzywdzeni nie byli w trudnej sytuacji, otrzymawszy zezwolenie na pobyt i mając pewne ekonomiczne zabezpieczenie, gdy przybyli z Bangladeszu, by studiować w Szwecji". Dlatego podważył decyzję sądu rejonowego. Wynagrodzenie kobiety, zdaniem instancji odwoławczej, wynosiło 23 zł na godzinę po odliczeniu kosztów posiłków i lokum, co wskazywało, że nie pracowała w warunkach nie do przyjęcia. Mężczyznę „zwiedziono do pracy na warunkach nie do zaakceptowania", jednak „wprowadzenie w błąd" nie było na tyle groźne, by stanowiło przestępstwo. Sprawę interpretacji i zastosowania pojęcia eksploatacji człowieka powinien jednak rozstrzygnąć Sąd Najwyższy – brzmiał werdykt.

W drugim przypadku oskarżono trzy osoby za przetrzymywanie kobiety w niemalże niewolniczych warunkach i zmuszanie do pracy bez pensji. Wszyscy zostali uniewinnieni, ponieważ sąd uważał, że nie było dowodu, że pokrzywdzoną eksploatowano w ewidentnie nieakceptowalnych warunkach.

Według kodeksu karnego temu, kto poprzez zmuszanie, zwodzenie lub wykorzystywanie uzależnienia, bezbronności lub trudnej sytuacji eksploatuje osobę w przymusowej pracy w warunkach ewidentnie urągających racjonalnym lub w żebraninie, grozi do czterech lat więzienia. Natomiast za działalność prowadzoną w większym zakresie, przynoszącą znaczny zysk lub oznaczającą szczególnie bezwzględne wykorzystanie, sprawca może zostać skazany na karę od co najmniej dwóch lat więzienia do dziesięciu.

Eksploatacja siły roboczej to problem, który eskaluje, a prawo jest egzekwowane na papierze. Ostatnio Najwyższa Izba Kontroli ostro skrytykowała inicjatywy państwa mające zwalczyć patologie rynku pracy. Na takie dictum federacja związków zawodowych LO zareplikowała, że trzeba zaostrzyć regulacje. Pracodawca musi bowiem wiedzieć, że jeżeli zostanie złapany na gorącym uczynku, to będą sankcje. Problem w tym, że nie jest o to łatwo. By doszło do wyroku skazującego, policja i prokurator musieliby udowodnić, że pracownikowi zarekwirowano paszport przy przekroczeniu granicy, zamknięto go i ograniczono jego wolność poruszania się.

Autorka jetost dziennikarka, wieloletnia korespondentka „Rzeczpospolitej" w Szwecji

Ustawa przeciwko eksploatacji człowieka na rynku pracy właściwie nie ma żadnego efektu. Zdaniem ekspertów, dzieje się tak, ponieważ została niejasno sformułowana i policja oraz prokuratura nie jest dostatecznie wyedukowana w sprawie. Przestępstwo wykorzystania na rynku pracy dotyczy najczęściej branży budownictwa, transportu, gastronomii, leśnictwa, przemysłu i warsztatów samochodowych. Pracownicy w tych sektorach mogą otrzymywać wynagrodzenie, którego nie zaakceptowaliby Szwedzi. Gazeta „Hotellrevyn" donosi o handlu zezwoleniami na pracę (stąd zgoda na podłe warunki, by otrzymać etat za wszelką cenę), groźbach, niewolnictwie, drakońskich czynszach mieszkań załatwianych przez firmy, spaniu w garderobie biura lub w garażu szefa.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?