Szwecja: nowa ustawa rozszerzy prawa osób nagłaśniających nadużycia w miejscach pracy

Bić na alarm będą mogły osoby szukające pracy, praktykanci i akcjonariusze.

Aktualizacja: 25.05.2021 14:13 Publikacja: 25.05.2021 00:01

Od 2010 roku Szwecja przyjęła pół miliona azylantów

Od 2010 roku Szwecja przyjęła pół miliona azylantów

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Haszczyński

W krótce zostanie przedstawiony projekt ustawy, który rozszerzy prawa osób nagłaśniających nadużycia w miejscach pracy. Obecna ustawa chroni bowiem tylko sygnalistów, którzy donoszą o „poważnych" nieprawidłowościach w przedsiębiorstwach. Według projektu wystarczy jednak, że ujawnienie nadużyć będzie służyć interesowi publicznemu, nieprawidłowości zatem nie muszą należeć do kategorii „poważnych". Zasada jest taka, że przy dostrzeżeniu anomalii najpierw powinno się bić na alarm wewnętrznymi kanałami i gdy nic się nie zmieni, ubiegać się o interwencję władz, a ostatecznie mediów.

Nowa ustawa będzie dotyczyła sektora prywatnego i publicznego. Przepisy o prawach sygnalistów będą obejmowały nie tylko pracowników firm, ale także osoby szukające pracy, praktykantów, przedsiębiorców, wolontariuszy, i akcjonariuszy. W projekcie postuluje się także, by przedsiębiorstwa, które zatrudniają co najmniej 50 osób, ustanowiły wewnętrzne procedury raportowania nieprawidłowości.

Czytaj też:

Anna Nowacka-Isaksson: szwedzki rynek pracy - ustawa przeciwko eksploatacji człowieka na rynku pracy

– Nie trzeba będzie się bać wypowiedzenia, lub wykluczenia, gdy się zasygnalizuje nadużycia w firmie – mówiła minister rynku pracy Eva Nordmark. – Nie będziemy mieli milczących miejsc pracy, w których problemy zamiata się pod dywan – komentowała.

Jak ochrona sygnalisty funkcjonuje obecnie, niech zaświadczy poniższy przypadek.

Zatrudniona jako medyczna sekretarz Ingrid L., w memie na Facebooku skierowanym do grupy zarządu związku zawodowego Vision skrytykowała kierownictwo przychodni zdrowia w Skelleftea, w której pracowała. Wyznała w nim, że jej szefowie uważają, że podczas pandemii koronawirusa można przychodzić do pracy z katarem, kaszlem i gorączką. Jakiś internauta wysłał mem do kierownictwa regionu, a ten z kolei do przychodni zdrowia. W odpowiedzi Ingrid zaatakowano w pracy za nielojalność. Szefowa nazwała ją sardonicznie „panienką sygnalistką" i stwierdziła, że Ingrid nie informowała o faktach, tylko dopuściła się zniesławienia. Po rozmowie atmosfera w pracy stała się bardzo nieprzyjemna, i Ingrid miała poczucie zagrożenia. Próbowała też wcześniej parę razy podejmować dyskusję w roli przedstawicielki BHP z bezpośrednim szefem, ale się dowiedziała, że gdyby wszyscy siedzieli chorzy w domu, to trzeba by zamknąć przychodnię. Podważono także jej funkcję rzeczniczki załogi, gdy domagała się odpowiedniego biurka dla swojego kolegi z pracy. W końcu w kwietniu ubiegłego roku Ingrid opublikowała list do redakcji lokalnej gazety, w którym odradziła wizyty w przychodni , w której pracuje. „Rób wszystko, co w twojej mocy, by unikać przychodzenia tu do lekarza. Dlaczego? Personel pracuje tu, choć ma objawy przeziębienia. Agencja ds. Zdrowia Publicznego radzi, by zostać w domu w razie symptomów, ale tutaj się tego nie przestrzega" – relacjonowała.

Po tej publikacji Ingrid przeniesiono w natychmiastowym trybie do pracy w innej przychodni w regionie Västerbotten. Wówczas zwróciła się do związku zawodowego, który wystąpił o odszkodowanie dla niej za represje, na które ją narażono jako osobę zatrudnioną i z racji funkcji męża zaufania w Vision(Vision to związek zawodowy pracowników gmin, regionów, kościoła, i spółek pełniących usługi w ramach ubezpieczeń społecznych). Represje stanowią łamanie ustawy o wolności druku – uznał związek. Stwierdził też, że przeniesienie pracownika jest sprzeczne z postanowieniami prawa do współdecydowania i umowami zbiorowymi. Natomiast udzielenie reprymendy Ingrid to łamanie lokalnej umowy o współdziałaniu pracowników i uwłaczające potraktowanie Ocenił również, że naruszono jej prawa jako przedstawicielki BHP. Teraz okazuje się, że Ingrid L. nie stoczyła batalii na próżno. Wróciła do pracy na swoje stanowisko do swojej przychodni i otrzymała odszkodowanie w wysokości ponad 26 tys. zł. Region odpowiedzialny za opiekę zdrowia zamieścił też w swoim programie edukacyjnym informację o wolności słowa.

Szwedka wystąpiła też w telewizyjnym programie publicystycznym, w którym udostępniła nagrania z rozmów z kierownictwem przychodni. Działanie szefów zgłosiła na policję i sprawę skierowano do kanclerza sprawiedliwości.

Jej działanie, alarmowanie przed groźbą zakażenia się koronawirusem było oczywiste, bo przedsięwzięte w obronie interesu publicznego. W kraju mówi się jednak o zjawisku kultury ciszy wobec sygnalistów.

Autorka to dziennikarka, wieloletnia korespondentka „Rzeczpospolitej" w Szwecji

W krótce zostanie przedstawiony projekt ustawy, który rozszerzy prawa osób nagłaśniających nadużycia w miejscach pracy. Obecna ustawa chroni bowiem tylko sygnalistów, którzy donoszą o „poważnych" nieprawidłowościach w przedsiębiorstwach. Według projektu wystarczy jednak, że ujawnienie nadużyć będzie służyć interesowi publicznemu, nieprawidłowości zatem nie muszą należeć do kategorii „poważnych". Zasada jest taka, że przy dostrzeżeniu anomalii najpierw powinno się bić na alarm wewnętrznymi kanałami i gdy nic się nie zmieni, ubiegać się o interwencję władz, a ostatecznie mediów.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?