Japońskie niewolnice seksualne domagają się zadośćuczynienia za wyrządzone im krzywdzy w czasie II wojny światowej

20 byłych japońskich niewolnic seksualnych domaga się zadośćuczynienia. Na razie bezskutecznie.

Aktualizacja: 08.06.2021 11:16 Publikacja: 08.06.2021 00:01

Wyzwolone przez amerykańskie wojska koreańskie z przybytku dla japońskich żołnierzy na Okinawie; 30

Wyzwolone przez amerykańskie wojska koreańskie z przybytku dla japońskich żołnierzy na Okinawie; 30 kwietnia 1945 r.

Foto: EAST NEWS

Uhonorowanie przez sąd w Korei Południowej immunitetu jurysdykcyjnego państwa obcego doprowadziło do odrzucenia pozwu złożonego przez grupę 20 byłych japońskich niewolnic seksualnych z okresu II wojny światowej. Czy jednak państwu, które dopuściło się wojennych zbrodni przeciwko ludzkości, nadal ten immunitet przysługuje?

Nie ulega wątpliwości, że Japonia walcząca w największym światowym konflikcie u boku Hitlera i Mussoliniego dopuściła się w tym czasie niezliczonych zbrodni. Podwładni cesarza Hirohito mordowali, rabowali i gwałcili bezbronne rzesze cywilów, a jednym z symboli ich bestialstwa stały się tzw. 'comfort women' (z ang. pocieszycielki), czyli kobiety przetrzymywane w wojskowych domach publicznych i przymuszane tam do nierządu.

Czytaj też:

II wojna światowa: Seksualne służki japońskiego imperium

Wyrazy ubolewania

Najczęściej były to Koreanki, gdyż Japonia okupowała Półwysep Koreański już od 1905 r. Oprócz nich znajdowały się tam często Azjatki innych narodowości oraz Europejki, pochodzące z podbitych posiadłości kolonialnych lub pielęgniarki z personelu medycznego aliantów (m.in. Holenderki i Australijki). Niektóre kobiety zgadzały się świadczyć usługi seksualne w zamian za bezpieczeństwo własne, dzieci lub za jedzenie i inne produkty do przeżycia.

Wraz ze schyłkiem II wojny światowej, gdy klęska państw osi była przesądzona, kobiety zaczęły być mordowane przez japońskich żołnierzy chcących zlikwidować świadków swoich zbrodni lub ginęły wskutek bombardowań sił alianckich. Te, którym udało się przeżyć i powrócić do domów, doświadczały kolejnej traumy. Odrzucane najczęściej przez własne, lokalne społeczności były skazane na życie w hańbie. Nie miały żadnych szans na zamążpójście i założenie rodziny. Wiele z nich zdecydowało się na milczenie z obawy przed społeczną stygmatyzacją, a najmniej odporne psychicznie popełniały samobójstwa.

Dramatyczne losy tych ofiar bardzo długo stanowiły w Japonii temat tabu. Zasłonę milczenia zdjął dopiero w 1993 r. rzecznik rządu Yohei Kono, potwierdzając, że japoński rząd i armia rzeczywiście uczestniczyły w organizacji przymusowych domów publicznych podczas wojny. I chociaż niewątpliwie Kono był niekwestionowanym pionierem w tej materii, to krytycy zarzucili mu, iż skłoniły go do tego dopiero powtarzające się zeznania byłych niewolnic, doniesienia historyków oraz nacisk opinii publicznej. Dwa lata później, w 1995 r., premier Tomiichi Murayama przeprosił ludność Azji za wywołanie wojny i krzywdy wyrządzone okupowanym narodom. Wystąpienie to rozsierdziło japońską prawicę, której przedstawiciele usiłowali zrzucić winę za istnienie wojskowych domów publicznych na pośredników, same pokrzywdzone kobiety lub wręcz twierdzili, że była to działalność wówczas potrzebna i uzasadniona.

Opamiętanie przyszło dopiero w 2009 r., gdy premier Shinzo Abe podtrzymał wyrazy ubolewania wyrażone przez swojego poprzednika w 1995 r. W 2014 r. prawicowy rząd, nieustannie naciskany w tej sprawie przez dyplomatów oraz międzynarodowe instytucje stojące na straży praw człowieka, poszedł na osobliwy kompromis: obiecał, że zbada historię stanowiska rządu w tej sprawie, jednak z góry zapowiedział, że nie wycofa się z niego. Takie oświadczenie, będące publicznym podaniem w wątpliwość zeznań tysięcy skrzywdzonych, wywołało oburzenie, a prezydentka Korei Południowej wyraziła oficjalne potępienie.

Kurs przyjęty przez ich ojczyznę na arenie międzynarodowej w tej sprawie pozwolił żyjącym do dziś koreańskim ofiarom mieć nadzieję, że państwowy wymiar sprawiedliwości będzie po ich stronie. Powódki (20 kobiet) zdecydowały się na sądową walkę, by choć u kresu życia doczekać się sprawiedliwości. Domagały się od japońskiego państwa, w przeliczeniu na złotówki, ok. 500 tys. zł zadośćuczynienia za szkodę niemajątkową. Spotkało je jednak duże rozczarowanie.

Raz nie ma immunitetu, innym razem już jest

Centralny Sąd Rejonowy w Seulu odrzucił powództwo, uzasadniając to instytucją znaną w prawie międzynarodowym jako immunitet jurysdykcyjny państwa. Zasada ta, zgodnie z którą żadne państwo nie może podlegać sądom innego państwa, wywodzi się jeszcze z instytucji prawa rzymskiego (par in parem non habet imperium – równy nie ma władzy nad równym).

Sąd w Seulu dodał, że w 2015 r. powstał specjalny japońsko-koreański fundusz wypłacający zadośćuczynienia ofiarom wojny (przypominający istniejącą w Polsce fundację „Polsko-Niemieckie Pojednanie"). Japońscy darczyńcy przekazali na ten cel ponad 9 mln dolarów. Sędzia zauważył, że kilka kobiet, które pozwały Japonię, skorzystało już z możliwości uzyskania rekompensat ze środków tego funduszu. Niektóre powódki odmówiły jednak przyjęcia pieniędzy z funduszu pochodzących od dobrowolnych darczyńców, domagając się oficjalnych przeprosin i wypłaty rekompensat od Japonii.

Powódki zapowiadają apelację, a ich pełnomocnicy przypominają, że kuriozalnie w styczniu ten sam sąd (tylko w innym składzie) nakazał Japonii wypłacenie zadośćuczynienia dwunastce powodów (byłym niewolnicom lub ich spadkobiercom) w wysokości ok. 350 tys. zł na każdą osobę. Wtedy sędziowie stwierdzili, że immunitet państwa nie przysługuje Japonii dlatego, że jej rząd podczas wojny dopuścił się celowych, systematycznych i szeroko zakrojonych czynów przestępczych przeciwko ludzkości, zmuszając kobiety do przymusowej pracy w domach publicznych.

Tak diametralnie inna narracja tego samego wymiaru sprawiedliwości budzi wątpliwości. Japonia ostro skrytykowała styczniowy wyrok, ale to nie zraziło pełnomocników powodów, którzy już rozpoczęli wyszukiwanie na terenie Korei japońskich aktywów w postaci nieruchomości, kont bankowych, wierzytelności lub udziałów w spółkach, z których można byłoby przeprowadzić egzekucję zasądzonych roszczeń, a sąd w Seulu usiłował wyegzekwować od władz Japonii zwrot kosztów procesowych.

Dlaczego więc za drugim razem koreańscy sędziowie nie stanęli murem za poszkodowanymi rodaczkami, przedkładając nad ich cierpienie suchą literę prawa (którego zasadność nie jest zresztą pozbawiona kontrowersji)? Nie jest to jedyna taka sytuacja. Podobnie postąpił polski SN w postanowieniu IV CSK 465/09, którym odrzucił roszczenie Polaka domagającego się od rządu niemieckiego zadośćuczynienia w wysokości miliona zł. Jako pięcioletni chłopiec powód padł ofiarą niemieckiej pacyfikacji wsi Szczecyn na Lubelszczyźnie. 2 lutego 1944 r. okupanci spalili miejscowość, a ludność wymordowali. Powodowi udało się uciec z płonącego domu, ale doznał rozległych poparzeń. Przez pięć dni ukrywał się ze swoim dziadkiem w dole wykopanym niedaleko domu. Mimo licznych operacji chirurgicznych jego twarz pozostała zniekształcona, a blizny nadal przysparzają mu wiele bólu.

Po tej decyzji SN podniosły się głosy zarzucające, że sprzyja Niemcom kosztem cierpienia Polaka. Przyjęta retoryka chronienia sprawców jest nierzadko podchwytywana przez przedstawicieli organów wymiaru sprawiedliwości na całym świecie. Państwo niemieckie wygrało też sprawę przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości (wyrok z 3 lutego 2012 r.) dotyczącą zadośćuczynienia za zbrodnie wojenne. Sędziowie orzekli, że włoskie sądy niesłusznie ignorowały immunitet państwa w sprawach dotyczących zadośćuczynienia za zbrodnie wojenne na Półwyspie Apenińskim oraz niesłusznie dopuszczały do egzekucji z majątku należącego do RFN. Orzeczenie to wstrzymało napływ powództw włoskich i greckich.

Co zrobi wyższa instancja

Od czasu tego orzeczenia weterani, ofiary wojny bądź ich spadkobiercy i potomkowie (także w Polsce) jedynej szansy na sprawiedliwość wypatrują w pozywaniu o ochronę dóbr osobistych w sprawach dotyczących interpretacji historycznych. Tylko taka forma walki daje szansę powodzenia, np. w 2019 r. syn jednej z kobiet rozstrzelanych w Palmirach wywalczył 100 000 zł zadośćuczynienia od wydawcy jednego z portali internetowych, który fotografią z egzekucji jego matki zilustrował tekst o kolaboracji z Niemcami i wojennej prostytucji (wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie, I ACa 768/18).

Czy jeśli sąd koreański wyższej instancji podtrzyma kontrowersyjny wyrok, a powódki zdecydują się wnieść sprawę do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, mogą liczyć, że zostaną potraktowane lepiej niż europejskie ofiary? Jest to bardzo wątpliwe.

Uhonorowanie przez sąd w Korei Południowej immunitetu jurysdykcyjnego państwa obcego doprowadziło do odrzucenia pozwu złożonego przez grupę 20 byłych japońskich niewolnic seksualnych z okresu II wojny światowej. Czy jednak państwu, które dopuściło się wojennych zbrodni przeciwko ludzkości, nadal ten immunitet przysługuje?

Nie ulega wątpliwości, że Japonia walcząca w największym światowym konflikcie u boku Hitlera i Mussoliniego dopuściła się w tym czasie niezliczonych zbrodni. Podwładni cesarza Hirohito mordowali, rabowali i gwałcili bezbronne rzesze cywilów, a jednym z symboli ich bestialstwa stały się tzw. 'comfort women' (z ang. pocieszycielki), czyli kobiety przetrzymywane w wojskowych domach publicznych i przymuszane tam do nierządu.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?