Długie wybory prezydenckie uaktywniły wyjątkowo mieszkańców nawet najodleglejszych zakątków kraju, wyzwoliły w nich wolę współdecydowania o Rzeczpospolitej. Z drugiej strony wzmocniły urząd prezydenta i samego Andrzeja Dudę, dając mu szansę uporządkowania nieco naszego życia publicznego.
Do rangi symbolu urosła niedoszła debata w Końskich, miasteczku powiatowym w centrum Polski, jednak na uboczu. PiS, który nieraz mówił wcześniej o likwidacji powiatów w ramach zmniejszenia biurokracji i usprawnienia zarządzania, pewnie do tego już nie wróci, gdyż nie ma drugiego tak trwałego elementu sieci osadniczej, może poza parafiami. Powiaty, owszem, można reformować, ale nie likwidować. Zobaczyliśmy właśnie w całej krasie Polskę powiatową. Zresztą Warszawa czy Gdańsk też są powiatami (miejskimi).
Czytaj także:
Tomasz Pietryga: Dlaczego Duda wygrał, a Trzaskowski przegrał
Kampania wyborcza, która jak nigdy zeszła do mniejszych miejscowości, to mocne potwierdzenie, nie przez władzę, nie przez konstytucjonalistów, ale samych obywateli ich praw, w tym prawa do wyboru prezydenta w bezpośrednich wyborach, jeszcze niedawno zagrożonych pomysłami ich przesunięcia. Wzmocnił się też urząd prezydenta i sam Andrzej Duda, dysponujący doświadczeniem pierwszej kadencji i już niespętany obawą o reelekcję.