Donald Tusk zdaje sobie sprawę, że jego władza wisi na łasce ubogich koalicjantów, a historia pełna jest przykładów, kiedy polityczny plankton decydował o być albo nie być politycznych imperiów. Nie chce tego testować. Dlatego zadeklarował w środę: „Będziemy głosować za depenalizacją aborcji. Będziemy głosować za związkami partnerskimi...”.
Donald Tusk wie, że dla lewicy władza jest kusząca, ale czy za każdą cenę?
Przez ostatnie miesiące Donald Tusk starał się nie odnosić do mniej lub bardziej osobliwych pomysłów lewicy. Udając, że sprawa go nie dotyczy, tak jakby pomysły te padały w jakiejś rzeczywistości równoległej. To budziło frustracje lewicowych polityków, z czasem przekształcającą się w wyrażone publicznie wątpliwości co do dalszego sensu trwania rządowej koalicji. Wątpliwości, które zresztą wcale nie muszą być zawsze pustymi sloganami.
Tusk świetnie zdaje sobie sprawę, że chęć trwania u władzy jest dla koalicjantów kusząca, ale nawet ona ma swoje granice. Dla wielu to jedyny moment w całym politycznym życiu, kiedy zza porządnych biurek w ministerialnych gabinetach i przydymionych szyb niemieckich limuzyn mogą poczuć polityczną moc. Jednak w pewnym momencie koszt takiej egzystencji u władzy jest zbyt duży i może doprowadzić do politycznego bankructwa. Bo wyborcy lewicy powiedzą: „Co z tego, że rządzicie, kiedy nie macie żadnej mocy sprawczej, aby zrealizować choć jeden punkt wyborczych obietnic; jaki jest sens głosowania na was w kolejnych wyborach?”.
Czytaj więcej
"Kończymy dyskusję, czas na decyzje" - oświadczył premier Donald Tusk, pisząc w serwisie X o projektach zmian w prawie dotyczących depenalizacji aborcji i związków partnerskich.