Kazus Szmydta. Wypadek przy pracy sądownictwa administracyjnego czy pytanie o jego sens?

Polska mogłaby być lepszym krajem. Może to się stać tylko wtedy, gdy całe NSA zrozumie że ma być, idąc za słowami Profesor Ewy Łętowskiej, tarczą dla obywatela przed mieczem władzy. A sprawa Szmydta to czarna kartka dla tego sądu.

Publikacja: 18.05.2024 11:03

Sędzia Tomasz Szmydt podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka

Sędzia Tomasz Szmydt podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka

Foto: PAP/Rafał Guz

Ostatnio ukazują się informacje — by nie rzec „enuncjacje” — z WSA w Warszawie oraz NSA, że Pan Szmydt nie był taki groźny i że ta jego obecność w sądzie administracyjnym w ogóle jest wyolbrzymiana, bo za dużo nie zaszkodził. Podczas gdy w bazie orzeczeń jest 4765 wyroków w których brał udział jako sędzia w WSA, zaś 38 wyroków wydał w NSA będąc sprawozdawcą.

Jakby tego było mało, czytamy:

W czwartek 8 maja br. prezes NSA przyjął oświadczenie sędziego WSA w Warszawie Tomasz Szmydta o zrzeczeniu się ze skutkiem natychmiastowym urzędu. Przyjęcie oświadczenia zostało zaopiniowane pozytywnie przez Kolegium NSA.

Prawo.pl, 09.05.2024

Ciekawe. Cała procedura usunięcia sędziego trwała w NSA kilka godzin — a może minut? — a obywatele na rozprawę czekają ponad 3 lata, a potem na uzasadnienie wyroku kilka miesięcy. A nawet na tym nie koniec, bowiem słyszymy od Sędziego Marciniaka, że:

„(...) wcześniej pojawiały się informacje, że Szmydt złoży oświadczenie o zrzeczeniu się z urzędu za pośrednictwem ambasady białoruskiej w Polsce, czy też złoży w ambasadzie Polski na Białorusi. Przeczytał i opublikował (zrzeczenie — przyp. aut.), więc dla nas jest to jednoznaczne stanowisko. Przyjmujemy to oświadczenie i w ten sposób przestaje on być sędzią”.

Przecież to jest zamiatanie problemu pod dywan, udawanie, że nic się nie stało, że Szmydta nigdy w tym sądzie nie było.

Czytaj więcej

Tomasz Szmydt nie jest już sędzią administracyjnym. Jest decyzja NSA

Sprawa Szmydta. Cztery powody zamiatania problemu pod dywan

Po pierwsze — czyli gdyby sam Szmydt nie złożył rezygnacji, to my byśmy palcem nie kiwnęli. Takie „stanowisko” woła o pomstę do nieba, a przynajmniej do Temidy. Bo i po co, bo i dlaczego tym palcem kiwać?

Po drugie, niezbicie z tego wynika, że jeden z twórców zorganizowanego hejtu wobec sędziów, zaufany autora „deformy” wymiaru sprawiedliwości Ziobry, Dyrektor Wydziału Prawnego Neo-KRS, zdrajca Ojczyzny — „to u nas norma”, jak mawiano w jednej z polskich komedii.

Po trzecie, samo podejście do wagi orzeczeń sądowych w postaci ich oceny ilościowej jest kuriozalne. Niestety, o zgrozo, jest charakterystyczne dla tego sądownictwa, które w podnoszonych od lat przez Fundację Praw Podatnika (FPP) sprawach podatkowych, czyli mających być wyjątkowo klarownymi, potrafi całe lata trwać w orzeczeniach w tych samych sprawach, by następnie je samemu zmieniać. Nie chodzi o naturalne w sądownictwie zjawisko jakim jest ewolucja orzecznictwa. Podatki zgodnie z Konstytucją (art. 217) mają być jednoznaczne, czyli obiektywne – albo od danego zdarzenia jest podatek albo go nie ma. Nie ma miejsca na przyzwolenie na utrzymywanie jakiejkolwiek rozbieżności orzecznictwa.

Po czwarte: Szmydt był sędzią WSA od 2012, był delegowany do NSA od grudnia 2018 do maja 2019 o czym jakoś się specjalnie nie wspomina.

Dlaczego dopiero jego ucieczka spowodowała właściwą reakcję NSA, gdyż na pewno za takową nie można uznać czasowego jego zawieszenia, gdyż 19 kwietnia 2024 jako przewodniczący składu sędziowskiego orzekał w II Wydziale Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, czyli Wydziale zajmującym się policją, wojskiem, służbami tajnymi i sprawami dotyczącymi dostępu do tajemnic państwowych (sic!).

Czy to wszystko może być przypadkiem? Po stokroć nie! Same wybory życiowe Szmydta, oczywiście ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i koniecznych wniosków z tego wynikających wyraźnie przesłaniają uczestnikom debaty publicznej fundamentalne dla całego bytu państwa pytanie o rolę, cele funkcje sądownictwa administracyjnego.

Kazus Szmydta a cel istnienia sądownictwa administracyjnego

Sądownictwo administracyjne, obok sądownictwa konstytucyjnego i prawno-człowieczego, stanowi istotę współczesnych zachodnich systemów prawnych. Oznacza ono zamianę statusu prawnego każdego człowieka z poddanego nieskrępowanej woli państwa w obywatela. Sąd administracyjny ma stać na straży praw obywatelskich wobec państwa. Sąd administracyjny ma kontrolować administrację z punktu widzenia każdego obywatela.

Sądownictwo administracyjne uzyskało swoisty komplement od władz PRL, które niestety wyjątkowo trafnie doceniły jego znaczenie i je zlikwidowały. 

Zostało ono reaktywowane w pamiętnym roku 1980. Jednak kazus Szmydta dobitnie wykazuje, że... się „nie przyjęło”.

Czytaj więcej

Co ze sprawami, w których sędzią był Tomasz Szmydt

Jeśli psuje się państwo w samym sądzie administracyjnym, rujnuje się państwo w sensie podwalin prawnych współczesnej demokracji. Jeden z twórców naszej konstytucji, Profesor Piotr Winczorek jakże często podkreślał, iż rządów prawa nie można rozpatrywać tylko w kontekście formalnym, tylko na poziomie sprawdzenia, czy w danym kraju istnieją określone przepisy, ale trzeba rozpatrywać na poziomie faktów — czy faktycznie w danym kraju obowiązują rządy prawa.

Sąd ten zgodnie z Konstytucją ma kontrolować administrację, dla dobra państwa czyli obywateli. W rzeczywistości chroni państwo przed obywatelami domagającymi się przestrzegania ich praw. Słabo uświadomionym przez autora krzykiem rozpaczy nad tym jak źle działa ten sąd było wprowadzenie w 2015, z inicjatywy Prezydenta Komorowskiego, do ordynacji podatkowej zasady rozstrzygania wątpliwości co do treści przepisów na korzyść obywatela.

Warto przypomnieć, że negatywna była opinia NSA o wprowadzeniu zasady in dubio pro tributario, bo stanowiła ona zbędne powtórzenie tego co wprost wynika z Konstytucji. Tego, że w orzecznictwie sąd nie stosuje tej konstytucyjnej zasady nie zauważono. Ponadto argumentowali to tym, że sąd zawsze potrafi zinterpretować każdy przepis. Tego, że te wątpliwości co do treści przepisu dotyczą adresata przepisu, czyli obywatela a nie sędziów, też nie zauważyli. Była to czerwona kartka dla tego sądu, której on nie przyjął, bo grał dalej tak samo jak przedtem. Sprawa Szmydta to czarna kartka dla tego sądu. Czy jej też nie uzna?

Jak Szmydt mógł trafić do sądownictwa administracyjnego?

Powstaje niebagatelne pytanie, dlaczego Szmydt znalazł swoją życiową przystań właśnie w sądownictwie administracyjnym. Otóż dlatego, że sami sędziowie z tego pionu dobitnie w jego sprawie wykazali jak nie szanują samych siebie, jak nie szanują tej instytucji. Z przerażeniem stwierdzić należy, iż tym samym potwierdzili niezwykle ważny element życia publicznego ostatnich lat, przegapiony przez media.

Otóż NSA i jego Prezes to były jedyne konstytucyjnie niezwykle ważne instytucje prawa, która nie zostały zaatakowane przez PiS i samych Kaczyńskiego i Ziobrę. Drugi historycznie w Polsce komplement dla sądownictwa administracyjnego, tym razem z sardonicznym uśmiechem. Nawet ta grupa ludzi uznała, że nie warto tego sądownictwa ruszać właśnie ze względu na jego wykoślawione usytuowanie w polskim prawie.

Ba, należy się poważnie zastanowić, czy owo przegapienie nie wynikało z jednej strony z niezrozumienia a nawet czynnego negowania znaczenia sądów administracyjnych przez samych sędziów ale z drugiej strony przez lekceważenie tego znaczenia przez prawników, polityków i dziennikarzy.

Trudno w to uwierzyć laikowi, ale wielu prawników o tym wie — o tym, o co od lat walczy Fundacja Praw Podatników. NSA z każdej instytucji prawnej mającej chronić praw obywateli potrafi uczynić fikcję prawa. Nawet z instytucji przedawnienia w podatkach, której zasadniczym celem jest zdyscyplinowanie pracy aparatu podatkowego, a jedynie przy okazji jest instytucją mającą chronić obywateli przed prowadzeniem weryfikacji ich rozliczeń w nieskończoność. W efekcie przedawnienia dla obywateli nie ma, a jest za to przyzwolenie na opieszałość fiskusa.

NSA w prostej sprawie tak zwanych ulgowiczów meldunkowych przez 7 lat oddalał skargi nie odnosząc się do stawianych w nich zarzutów. Dopiero po wydaniu ponad 1000 błędnych wyroków zmienił podejście, bo zaczął odnosić się do stawianych zarzutów. W efekcie wytworzył w tej naprawdę prostej sprawie trzy (!) linie/nurty orzecznicze – ty podatniku masz wiedzieć, jaki masz zapłacić podatek, ale my, sędziowie, możemy nie wiedzieć i jeszcze się na to powołać, żeby nie uznać rażącego naruszenia prawa. A ty obywatelu płać nienależny podatek.

Czytaj więcej

NSA: sędzia Tomasz Szmydt ma dyscyplinarkę. Nie pierwszą

Sądy administracyjne kuleją i kuleć będą

Czyli my, sąd administracyjny, cofamy Polskę o sto lat — przestałeś Polko i Polaku być obywatelką i obywatelem, staliście się ponownie poddanymi. NSA potwierdzał i potwierdza nawet — tak, to naprawdę nie do pomyślenia — ściąganie „podatku dochodowego” przy braku dochodu, potwierdzał i w dużej części nadal potwierdza niezasadne wszczynanie postępowania karnoskarbowego tylko w celu omijania przedawnienia.

FPP powtarza od lat, powtórzmy to i tutaj, może w końcu się uda. Gdyby tylko poprawić w Polsce jedną rzecz, właśnie sądownictwo administracyjne w zakresie podatków, to Polska by była od razu zdecydowanie lepszym krajem.

Może to się stać tylko wtedy, gdy całe NSA zrozumie że ma być, idąc za słowami Profesor Ewy Łętowskiej, tarczą dla obywatela przed mieczem władzy. Wtedy, w ten prosty sposób, znajdziemy się w końcu w Wolnej Polsce.

Sumując, trochę prześmiewczo, ale i bardzo poważnie. Kazus Szmydta może prowadzić do rozważenia, czy w Polsce nie doszło do sytuacji, w której termin: „sądownictwo administracyjne” jest traktowane literalnie. Mają to w zwyczaju sędziowie orzekający o stosowaniu prawa podatkowego przez administrację skarbową. Na przykład nie zważają oni na to, że rażące naruszenie prawa nie jest jedynie tożsame z rażącym naruszeniem przepisu prawnego. Dodajmy, że już rzymianie to rozumieli, nie mówiąc o współczesnej nauce o wykładni prawa. Bowiem literalne odczytanie terminu: „sądownictwo administracyjne” prowadzi do wniosku, iż jest to quasi sądownictwo pozostające w ramach władzy wykonawczej, quasi sądownictwo będące zbrojnym ramieniem tejże władzy.

Ostatnio ukazują się informacje — by nie rzec „enuncjacje” — z WSA w Warszawie oraz NSA, że Pan Szmydt nie był taki groźny i że ta jego obecność w sądzie administracyjnym w ogóle jest wyolbrzymiana, bo za dużo nie zaszkodził. Podczas gdy w bazie orzeczeń jest 4765 wyroków w których brał udział jako sędzia w WSA, zaś 38 wyroków wydał w NSA będąc sprawozdawcą.

Jakby tego było mało, czytamy:

Pozostało 96% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?