W 2012 roku, kiedy wybuchła w Gdańsku głośna sprawa „sędziego na telefon”, wizerunek wymiaru sprawiedliwości znalazł się w kryzysie. Dziennikarska prowokacja ujawniła, że ówczesny prezes sądu ochoczo reagował na polityczne oczekiwania władzy w sprawie afery Amber Gold. Po tym zdarzeniu jednak bardzo szybko głos zabrał I prezes Sądu Najwyższego, śp. Stanisław Dąbrowski, który wyjaśnił opinii publicznej, czym jest niezawisłość sędziowska – i że tolerancji dla takich postaw, jakie prezentował prezes gdańskiego sądu, być nie może. Była to twarda, bezkompromisowa deklaracja, jakże różniąca się od pokrętnego solidaryzmu korporacji zawodowych, jakie wiele razy miały miejsce. Dlatego też tamte wypowiedzi ówczesnego I prezesa SN zostały zapamiętane. Obronił on sądownictwo, pokazując, że oprócz „czarnych owiec” w sądach pracują przede wszystkim ludzie szlachetni i prawi.
Czytaj więcej
Dla bezpieczeństwa państwa sprawę sędziego Tomasza Szmydta – oraz wpływy Rosji i Białorusi w Polsce – trzeba do spodu wyjaśnić. Ale zmiana tego wyjaśnienia w polityczne widowisko, jak pokazało wcześniej lex Tusk, tylko istnienie wschodniej agentury banalizuje.
W sprawie sędziego Tomasza Szmydta opinia publiczna oczekuje wyjaśnień
Dziś prezesa Dąbrowskiego już nie ma, nie ma również jego następców, którzy zabraliby głos w imieniu swojego środowiska, czego oczekuje skonsternowana opinia publiczna. Ludziom Temida zaczyna się kojarzyć przede wszystkim z niegdyś nierozliczonym bagnem. Środowisko sędziowskie, a zwłaszcza ci, którzy są na jego szczycie, zachowują się tak, jakby sprawa ich nie dotyczyła, jakby ucieczka Tomasza Szmydta na Białoruś, ten szpiegowski cień nie obciążały wizerunkowo całego sądownictwa. Milczą też jakże aktywne w walce o praworządność organizacje sędziowskie, które potrafiły się co najwyżej odciąć od skompromitowanego sędziego.
Czytaj więcej
Sprawa Tomasza Szmydta uderza w zaufanie do całego sądownictwa. Bo tu nie chodzi o jednego zdemoralizowanego sędziego, ale o człowieka, który z premedytacją mógł wykorzystywać urząd sędziego i przypisaną mu nietykalność, podkopując nasze bezpieczeństwo.
Czy sędziowie przestali być już wspólnotą, a stali się zbiorem zawodowo związanych przypadkowych ludzi pracujących na własnych poletkach, niemyślących już w kategoriach władzy i odpowiedzialności, jaką dzierżą na swoich urzędach? Niepokojące jest, że na czele sądownictwa, będącego trzecią konstytucyjną władzą, nie ma osoby, która wzięłaby na siebie ciężar obecnego kryzysu. Ignorowanie problemu może wkrótce spowodować poważne konsekwencje. Obecnie zaufanie do wymiaru sprawiedliwości jest bardzo niskie. Brak rozliczeń przeszłości, ostry wieloletni konflikt polityczny dotyczący sądów, przewlekłość procesów, izolacja, skandale i mniejsze afery znacząco obciążyły już całą instytucję. Ucieczka sędziego Szmydta na Białoruś to sprawa najwyższej wagi. W oczach opinii publicznej ujawnił się człowiek, który, mając immunitet zapewniający mu nietykalność i publiczne zaufanie, mógł szpiegować na rzecz wrogów państwa, zagrażając bezpieczeństwu nas wszystkich.