Prokurator generalny, przedstawiając informacje o podsłuchach i nadużyciach służb, bronił sędziów, którzy wydawali na nie zgody. „Sędziowie wydawali zgodę tylko i wyłącznie na kontrolę operacyjną (...). Nikt nie wiedział o istnieniu takiego systemu, że ta zgoda jest tak inwazyjna” – przekonywał Adam Bodnar. W przypadku Pegasusa doszło najprawdopodobniej do bezprecedensowego nadużycia władzy, warto jednak wyjaśnić gruntownie, jak do tego doszło i kto na to pozwolił. Po to, aby w przyszłości nie zostawiać otwartej furtki dla takich patologii.
Czytaj więcej
578 osób w ciągu pięciu lat było inwigilowanych Pegasusem - prokurator generalny Adam Bodnar ujawnił statystyki kontroli operacyjnej od 2017 r.
Czy w sprawie Pegasusa sędziowie są ofiarami służb?
Trudno zgodzić się z twierdzeniem ministra Adama Bodnara, że sędziowie stali się właściwie mimowolnymi ofiarami służb, gdyż nie wiedzieli, na co się zgadzają. To mało przekonujące usprawiedliwienie. Gdyby wprowadzano ich w błąd, wnioskodawcom groziłaby teraz poważna odpowiedzialność karna. A tak przecież nie jest. Żaden z sędziów „wprowadzanych w błąd” nie złożył w tej sprawie zawiadomienia.
Państwo posiada dziś procedury, mocno osadzone w przepisach prawa, aby sprawdzać użycie kontroli operacyjnej, również tej zaawansowanej technologicznie. O programach szpiegowskich w telefonach wie dziś przeciętny obywatel, a nawet dziecko, trudno więc uwierzyć, że świadomości ich istnienia nie mają sędziowie pracujący w sekcjach tajnych.
A może problem tkwi w tym, że nie wszyscy strażnicy systemu, od których zależy to, czy inwigilacja będzie prowadzona, czy też nie – przykładali się należycie do swoich obowiązków. Z wypowiedzi niektórych sędziów wynika wręcz, że czują się w całej tej sprawie poszkodowani. Czy nie jest to poza obronna, za którą kryje się zbyt nonszalanckie podejście do dyżurów w sekcji tajnej?