Strzelanina w piątek we Wrocławiu, podczas której przestępca postrzelił dwóch policjantów, unaocznia kryzys, w jakim znajduje się ta formacja. Mimo że sprawca był poszukiwany listem gończym i powinien być uznany za osobę niebezpieczną, nie został nawet przeszukany podczas zatrzymania ani też później, podczas wykonywania czynności na komisariacie. Strzały padły w samochodzie, w chwili gdy był już przewożony do aresztu. Skutki są tragiczne, obaj funkcjonariusze w poniedziałek zmarli.
Stawiane na szybko w debacie publicznej zarzuty, że zlekceważono procedury, a funkcjonariuszy zgubiła rutyna, są pewnie prawdziwe, ale źródła tej tragedii są znacznie głębsze. Sytuację w policji dobrze bowiem oddaje już sam stan kadrowy. Służba ta, mimo że cieszy się dużym zaufaniem społecznym, jest omijana szerokim łukiem przez młodych Polaków. Stąd też olbrzymia liczba wakatów, która od lat znacznie przerasta liczbę chętnych do pracy w policji. Nikt nie chce wykonywać niebezpiecznej, słabo wynagradzanej pracy, na dodatek w porach, które zdecydowanie utrudniają codzienne funkcjonowanie społeczne.
Czytaj więcej
Zmarli obaj funkcjonariusze policji postrzeleni przez Maksymiliana F. Zatrzymany mężczyzna strzelił w głowy konwojujących go funkcjonariuszy,
Konsekwencją tych dziur kadrowych są zmniejszone wymagania, niższy próg wejścia do zawodu i krótsze szkolenia, czyli innymi słowy – selekcja negatywna. I w taki oto sposób, na słowo honoru, od lat buduje się nowe kadry, awanse przebiegają skróconą drogą, a ludzie średnio wykwalifikowani podejmują się poważnych zadań, obejmując odpowiedzialne funkcje.
Kryzys, w którym znalazła się policja, jest jednak zagrożeniem nie tylko dla samych funkcjonariuszy, ale przede wszystkim dla obywateli. Dobrze funkcjonujące państwo ma kompetentnych strażników, którzy strzegą jego fundamentów. Tymczasem jeśli organy państwa i politycy podchodzą do wystrzału z granatnika na Komendzie Głównej Policji, jakby nic się nie stało, to znaczy, że dzieje się coś niedobrego.