Adwokaci: Z przywróceniem praworządności nie można czekać na zmianę prezydenta

Odpowiedzialność polityków w tym momencie historii Polski polega nie tylko na tym, by nie iść za daleko, ale także na tym, by nie stać i nie czekać. Ważne, by nowa władza potrafiła się samoograniczać i wykorzystywać instrumenty inne niż nowelizacje ustaw tylko w niezbędnym zakresie.

Publikacja: 10.11.2023 03:00

Premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda

Premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Mniej więcej rok temu przez prasę przetoczyła się dyskusja na temat sposobu przywracania praworządności po odsunięciu PiS od władzy. To, że tzw. obóz dobrej zmiany drastycznie naruszał praworządność w najważniejszych obszarach, niszcząc demokratyczne państwo prawne (art. 2 konstytucji), jest oczywiste dla każdego obiektywnego obserwatora (niezatrutego pisowskim jadem autorytaryzmu i mającego minimum wiedzy o konstytucji).

Krótka historia niepięknej katastrofy

Na początku rewolucji autorytarnej PiS zniszczył, przy aktywnym udziale prezydenta, Trybunał Konstytucyjny, jedną z najważniejszych dla ustroju państwa instytucję, najpierw instalując w nim nielegalnych sędziów – dublerów, nie publikując wyroków (jeszcze) legalnego TK, wreszcie, doprowadzając do wyboru, oczywiście z naruszeniem konstytucji, groteskowej pani prezes, a także powołując do składu TK osoby pozbawione kwalifikacji merytorycznych lub etycznych (vide niedawny artykuł M. Gutowskiego i P. Kardasa, „Rzeczpospolita” z 16 października 2023 r.).

Następnie PiS zniszczył Krajową Radę Sądownictwa, naruszając art. 187 konstytucji i wprowadzając do niej służalczych sędziów związanych z PiS i jego przybudówkami. Neo-KRS rozpoczęła hurtowo wskazywać kandydatów na neosędziów (neo, gdyż wybieranych w nowy, naruszający konstytucję sposób, z uwagi na niekonstytucyjność samej KRS). Prezydent powoływał ich hurtowo, bo według niego neo-KRS jest zgodna z konstytucją, a jakby co jego uścisk dłoni to „magic touch”, cudownie uzdrawiający ewentualne wady w procesie powoływania.

Czytaj więcej

Naukowcy apelują do prezydenta o powstrzymanie się od ważnych decyzji

Problem neosędziów jest szczególnie drastyczny w Sądzie Najwyższym, który został przez nich w ciągu kilku lat opanowany. Nielegalnym sędzią (czyli neosędzią, a właściwie niesędzią) jest uzurpatorka występująca jako pierwsza prezes SN i obecni „prezesi” Izby Cywilnej, Karnej i tzw. Izby Kontroli Nadzwyczajnej, która zresztą jest w całości nielegalna, gdyż składa się wyłącznie z neosędziów. Izba Odpowiedzialności Zawodowej (dawna Izba Dyscyplinarna) ma wprawdzie za prezesa legalnego sędziego, ale składa się w większości z neosędziów.

Nie zapominajmy o znacznej liczbie neosędziów w NSA (choć jego prezes jest na szczęście prawdziwym sędzią) i o sądach powszechnych. Neosędziowie w sądach powszechnych to także problem, choć z pewnością odmienny (i wymagający innych rozwiązań) od tego w SN.

Wreszcie prokuratura. Ta, z niezależnej, w wyniku reformy przeprowadzonej przez koalicję PO–PSL, posiadającej niezależnego prokuratora generalnego, po przywróceniu unii personalnej prokurator generalny – minister sprawiedliwości stała się zbrojnym orężem w rękach Ziobry, drastycznie wykorzystywana w celach politycznych i tłamsząca przyzwoitych prokuratorów. Wreszcie została ona „zabetonowana” poprzez zainstalowanie na stanowisku prokuratora krajowego osoby powołanej przez Ziobrę, którą przed upływem kadencji odwołać można tylko za zgodą Dudy. Wystarczy tego przypomnienia.

Naprawiamy czy czekamy?

Co można z tym zrobić? Ano właśnie. Od pewnego czasu w wolnych mediach toczy się dyskusja, jak przywrócić praworządność po obaleniu autokratycznego reżimu.

Z jednej strony prezentowany jest pogląd, że praworządność możemy przywrócić tylko praworządnie, przez co rozumie się uchwalanie kolejnych ustaw naprawczych, których projekty są już nawet przygotowane (np. przez Iustitię, Wolne Sądy i Fundację Batorego).

Tylko że takie stanowisko jest obarczone naiwnym założeniem, że prezydent podpisze te kolejne ustawy. A można mówić o prawdopodobieństwie graniczącym z pewnością, że je zawetuje albo skieruje prewencyjnie to trybunału Przyłębskiej. A ta włoży uchwalone projekty głęboko do szuflady i po sprawie.

Z drugiej strony czytamy, że w państwie, które z mocy konstytucji (powszechnie łamanej) jest demokratycznym państwem prawnym, nie można tolerować niepraworządności. I nie chodzi tylko o ideę praworządności, ale o skutki praktyczne, jak dalsze orzekanie przez neosędziów czy prowadzenie/nieprowadzenie postępowań przez pisowskich prokuratorów.

Idąc drogą uchwalania ustaw naprawczych, na przywrócenie praworządności poczekamy co najmniej dwa lata, do końca kadencji A. Dudy. To nie do przyjęcia, zarówno dla wyborców, którzy głosowali za praworządnością, jak i dla samego wymiaru sprawiedliwości.

Każdy wyrok SN wydany przez neosędziów nie jest wyrokiem, o czym wyraźnie stanowi uchwała trzech połączonych izb SN z 20 stycznia 2020 r. (podjęta przez legalnych sędziów). Uczestnicy postępowań przed SN w dalszym ciągu będą skazani na nieważne wyroki i na „powtórkę z rozrywki” za jakiś czas. Czy można tolerować tę sytuację jeszcze przez dwa lata? A spodziewana nowa uchwała (pełnego składu SN?) „uchylająca” uchwałę trzech izb nie będzie miała żadnych skutków, gdyż będzie podjęta z udziałem neosędziów, na dodatek orzekających ze własnej sprawie.

To samo tyczy się NSA, choć tu skutek nieważności wyroku z uwagi na wadliwość składu nie został wyraźnie przewidziany w podjętej uchwale, ale można uznać, że uchwałę trzech połączonych izb należy tu stosować per analogiam.

Nieco inna sytuacja ma miejsce w sądach powszechnych. Tu nikt rozsądny nie powie, że orzeczenia wydawane z udziałem neosędziów są automatycznie nieważne. Byłoby to nie do przyjęcia ze względów społecznych (i gospodarczych) i stanowiłoby niewyobrażalne obciążenie dla sądów (rozstrzyganie osądzonych spraw raz jeszcze). Natomiast neosędziów w tych sądach (nie podważając wydanych przez nich wyroków) należy poddać weryfikacji i zapewne znakomita większość zachowa swój status.

Wyroki Trybunału Przyłębskiej są w przeważającej liczbie nieważne jako wydawane z udziałem dublerów (jak chociażby wyrok „antyaborcyjny”) i stan ten będzie się utrzymywał co najmniej jeszcze przez rok (w grudniu 2024 r. kończy się kadencja dublerów, ich trzech następców wybierze już Sejm X kadencji), o ile nic się nie wydarzy. Ale czy to znaczy, że w TK poza tym jest wszystko w porządku i że jego skład jest prawidłowy? Mamy zasadnicze wątpliwości (ponownie odsyłamy tu do artykułu P. Kardasa i M. Gutowskiego). A co z neo-KRS? Czy ma ona nadal, do spółki z prezydentem, produkować neosędziów tylko po to, by za dwa lata pozbawiać ich stanowisk? Czy też może jednak należy to przerwać?

Pogląd przeciwny, zgodnie z którym trzeba „coś zrobić”, nie czekając na zmianę w Pałacu Namiestnikowskim, ma wiele odcieni. Idea przywrócenia praworządności, przy zawieszeniu jej na czas przywracania, jest trudna do zaakceptowania.

Słyszeliśmy w czasie kampanii wyborczej zwycięskiej opozycji, że ten czy inny problem można rozwiązać „w ciągu jednego dnia” po dojściu do władzy. Tylko że bez konkretów głosy te są jałowe i trudno je poddać ocenie, zarówno prawnej, jak i politycznej.

Czy jednak rzeczywiście „praworządne” przywracanie praworządności ogranicza się wyłącznie do uchwalania kolejnych, następnie wetowanych ustaw? Przecież obóz demokratyczny jest wspierany przez tylu wybitnych i kreatywnych prawników, że stać go na wzniesienie się ponad legislacyjną rutynę.

W pierwszym kroku ustawy naprawcze

Niewątpliwie byłoby najlepiej, by przywracanie praworządności odbywało się poprzez uchwalane i wykonywane ustawy naprawcze. Dlatego w pierwszym kroku należy próbować przyjmować takie ustawy, w najszybszym możliwym tempie. Stosowanie innych środków, ścieżek, sposobów powinno być poprzedzone przez takie próby, nawet jeśli te są z góry skazane na porażkę.

Te porażki (weto, skierowanie do Trybunału Przyłębskiej) same w sobie będą dodatkowo legitymizować dalsze, mniej oczywiste sposoby. A te mniej oczywiste wcale nie muszą być contra legem. Mogą bazować na wykładni celowościowej ustaw i konstytucji. Uzasadniona aksjologicznie i prakseologicznie jest także rozproszona kontrola konstytucyjności ustaw i – w oczywistych przypadkach – uznawanie ich za non existens.

Monopol, który konstytucja gwarantuje w tym zakresie Trybunałowi Konstytucyjnemu, nie może obowiązywać, gdy tego TK po prostu nie ma (a nie ma go, skoro jego skład jest trwale niezgodny z konstytucją i nie ma legalnego organu w postaci prezesa), a to, co z niego zostało, i tak nie działa. Domniemanie konstytucyjności jest zaś właściwym rozwiązaniem konstytucyjnym tylko w normalnej sytuacji, w której funkcjonuje legalny i zgodny z konstytucją Trybunał.

O przywracaniu praworządności lepiej mówić, posługując się konkretnymi pomysłami. A takie pojawiają się teraz w publicystyce niemal codziennie. Przykładem może być pomysł (prof. M. Romanowskiego, „Rzeczpospolita” z 23 października 2023 r.), by z przywróceniem normalności w mediach, dawniej publicznych, nie czekać na nowelizację ustawy o Radzie Mediów Narodowych, tylko posłużyć się kodeksem spółek handlowych, by walne zgromadzenie akcjonariuszy (czyli Skarb Państwa) odwołało zarząd i radę nadzorczą TVP i powołało ich nowy skład (pomysł z powództwem o stwierdzenie nieważności tej uchwały jest chyba zbyt daleko idący). A o tym, czy w tej sytuacji ważniejszy jest kodeks spółek handlowych, czy sprzeczna z konstytucją ustawa o Radzie Mediów Narodowych, niech rozstrzygnie sąd. O taką właśnie metodę chodzi.

Pomysłów dotyczących KRS i SN słyszeliśmy już kilka. Są wśród nich warte przemyślenia, jak ten w sprawie kluczowej – Krajowej Rady Sądownictwa.

Przejdźmy do konkretów

Możliwe jest przecież odwołanie 15 członków neo-KRS wybranych przez Sejm w 2018 r. uchwałą Sejmu, gdyż ich powołanie nastąpiło na podstawie ustawy w oczywisty sposób sprzecznej z konstytucją (konkretnie z art. 187 w zw. z art. 2 tejże) i powołanie nowych 15 członków wybranych przez samorząd sędziowski, tak jak to się działo do 2017 r. z pominięciem sprzecznej z konstytucją ustawy z 2017 r.

Przecież członkowie neo-KRS nie korzystają z konstytucyjnej ochrony ich kadencji, gdyż nigdy nie byli legalnymi członkami KRS. Czy takie rozwiązania naprawcze nie znajdowałyby oparcia w art. 2 konstytucji (Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym)? Czy też bardziej zgodne z konstytucją jest tolerowanie funkcjonowania neo-KRS, której skład jest rażąco z nią sprzeczny?

Proponowanych ścieżek jest wiele, trudno je analizować w formule felietonu. Podpowiadamy, że wykorzystać można koncepcję tzw. sprawiedliwości tranzycyjnej (sprawiedliwości okresu przejściowego).

Koncepcja ta zakłada, że po odsunięciu od władzy autorytarnego reżimu, naruszającego fundamenty praworządności i lekceważącego prawa i wolności obywatelskie, oprócz koniecznych w takiej sytuacji rozliczeń (odpowiedzialność karna i konstytucyjna funkcjonariuszy ancien régime), należy na nowo ułożyć kompetencje i obsadę personalną kluczowych organów państwa (sądy, administracja, służby mundurowe), niekoniecznie przestrzegając regulacji prawnych uchwalonych przez odchodzący reżim, zabezpieczających go instytucjonalnie, gdy te są sprzeczne z konstytucją.

W obecnych realiach oznaczać to będzie w pierwszej kolejności doprowadzenie do zgodności z konstytucją składu SN, NSA i KRS oraz co najmniej neutralizacji TK Przyłębskiej, przy użyciu instrumentarium niekoniecznie legislacyjnego, ale znajdującego oparcie w normach i aksjologii konstytucji.

Zdajemy sobie sprawę, że przedstawione tu poglądy mogą spotkać się z krytyką, że obóz demokratyczny po objęciu władzy robi to samo, co wcześniej PiS. Można ich bronić wieloma argumentami, ale poprzestańmy na jednym. Zmiany dokonywane przez PiS naruszały konstytucję, a sami jego przedstawiciele deklarowali, że ponad konstytucją stoi jakieś enigmatyczne „dobro narodu”, które miało uzasadniać łamanie konstytucji, która jest tylko „taką książeczką”. Tymczasem przywracanie praworządności ma na celu właśnie doprowadzenie do zgodności z konstytucją ustroju państwa.

Konkretne rozwiązania będą efektem kreatywności ich twórców – pomysłodawców i decyzji polityków, którzy jako nowa koalicja rządowa powinni oceniać, czy nie idą one zbyt daleko, czy nie wykraczają poza konieczne działania naprawcze. Zawsze, kiedy to będzie możliwe, należy nowe (lub raczej nowe-stare, zgodne z konstytucją) rozwiązania wprowadzać ustawami.

Wierzymy, że nowa władza, mając na uwadze ostatnie osiem lat, będzie potrafiła się samoograniczać i wykorzystywać instrumenty inne niż nowelizacje ustaw tylko w niezbędnym zakresie. Miejmy nadzieję, że nadchodzi czas odpowiedzialnych polityków. Ale odpowiedzialność polityków w tym momencie historii Polski polega nie tylko na tym, by nie iść za daleko, ale także na tym, by nie stać i nie czekać.

Autorzy są profesorami Uniwersytetu Łódzkiego i adwokatami

Mniej więcej rok temu przez prasę przetoczyła się dyskusja na temat sposobu przywracania praworządności po odsunięciu PiS od władzy. To, że tzw. obóz dobrej zmiany drastycznie naruszał praworządność w najważniejszych obszarach, niszcząc demokratyczne państwo prawne (art. 2 konstytucji), jest oczywiste dla każdego obiektywnego obserwatora (niezatrutego pisowskim jadem autorytaryzmu i mającego minimum wiedzy o konstytucji).

Krótka historia niepięknej katastrofy

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?