Przygotowanie szybkiej nowelizacji ustawy o TK, która ma obniżyć sędziowskie kworum potrzebne do zbadania nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, to akt desperacji PiS. Może nie tylko ostatecznie pogrzebać Trybunał jako instytucję kontroli konstytucyjnej, ale jeszcze bardziej skomplikować wypłatę środków z Krajowego Planu Odbudowy i funduszy strukturalnych.
PiS nawet nie próbuje udawać, że nie jest to krok czysto polityczny. Bo nie chodzi o to, czy pełny skład w TK liczy 11 sędziów, dziewięciu czy 15. W normalnej sytuacji można o tym dyskutować, kłócić się, co lepsze, wszystko w ramach polityczno-prawniczego sporu. Pośpieszna nowelizacja oznacza wyłącznie bezprecedensowe zaprzęgnięcie sądu konstytucyjnego do machiny partyjnego interesu.
Czytaj więcej
W czwartek grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości wniosła do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym. Przewiduje on zmniejszenie minimalnej liczebności Zgromadzenia Ogólnego z 2/3 liczby sędziów Trybunału (tj. 10 sędziów) do 9 oraz pełnego składu Trybunału z 11 sędziów do 9.
Założenie PiS jest proste: skład będzie mniejszy, bunt przeciw Julii Przyłębskiej przestanie mieć znaczenie, a wszyscy znajdujący się w składzie sędziowie (lub większość) zagłosują za konstytucyjnością ustawy. Nie wiem, jakie jest samopoczucie dziewiątki sędziów, przed którymi rysuje się taką perspektywę. Ale jeżeli w tej sytuacji podejmą decyzję po myśli władzy, to niezależnie od motywacji stracą wiarygodność – nawet jeżeli w przyszłości będą wydawali najbardziej niezależne orzeczenia.
Na Jarosława Kaczyńskiego przez lata sypały się gromy za zniszczenie niezależności Trybunału. Tym ruchem potwierdza zasadność tych zarzutów. Pytanie, czy droga, którą obrał, nie jest zbyt kosztowna w sensie ustrojowym i politycznym. Po takiej operacji Trybunał „na telefon” lub „na ustawę” może już tylko dryfować do opcji zero, która prędzej czy później nadejdzie.