Pod koniec lutego grupa dużych firm zaapelowała do premiera i parlamentu o wykorzystanie potencjału zielonej energii dla dalszego rozwoju biznesu. Apel do rządzących skierowały Google, Mercedes, Ikea, Amazon, a także Hutnicza Izba Przemysłowo-Handlowa, Stowarzyszenie Producentów Cementu, Polska Izba Motoryzacji oraz Cement Ożarów. Podmioty te wskazują, że bez udziału zielonej energii polskiej gospodarce grozi utrata konkurencyjności, i dodają: „dziś zielona energia to nie tylko nowa moda – to konieczność”.
Co łączy ten apel z dwoma innymi wydarzeniami gospodarczymi ostatnich tygodni: ustanowieniem nowego rekordu cen uprawnień do emisji CO2 na giełdzie EEX na poziomie 100,7 euro za tonę i przedłożeniem przez rząd Słowacji projektu ustawy klimatycznej z celem osiągnięcia neutralności emisyjnej do 2050 r.?
Zdarzenia te świadczą o tym, że polityka klimatyczna, pomimo wojny w Ukrainie, nie tylko nie zwalnia, ale wręcz przyśpiesza. Obecnie nie można prowadzić skutecznej i odpowiedzialnej polityki gospodarczej bez ramowej ustawy klimatycznej jako istotnej części otoczenia regulacyjnego biznesu. Wiedzą o tym duże przedsiębiorstwa oraz nasi dotychczasowi sojusznicy w antyklimatycznej krucjacie z Grupy Wyszehradzkiej. Ślepy na fakty pozostaje polski ustawodawca.
Czytaj więcej
Rada Ministrów przyjęła we wtorek stanowisko w sprawie obrony polskich lasów. Wskazuje w nim, że leśnictwo i gospodarka leśna powinny pozostać w wyłącznej gestii poszczególnych krajów członkowskich Unii Europejskiej. To reakcja na propozycję przeniesienia leśnictwa z kompetencji krajowych do wspólnych UE.
Poland czy Coaland?
Niestety Polska jest w sytuacji znacznie gorszej niż Słowacja czy Węgry, gdzie już w 2020 r. przyjęto ustawę o ochronie klimatu. Nasza gospodarka jest bowiem jedną z najbardziej emisyjnych w UE. Emitujemy rocznie ok. 400 Mt C02 eq., mniej więcej tyle samo, ile znacznie większe gospodarki Włoch czy Francji. Mamy wprawdzie Ministerstwo Klimatu i Środowiska, jednak Polska nie prowadzi własnej polityki klimatycznej. Działania władz w tym zakresie są całkowicie reaktywne. Ograniczają się do powierzchownego i spóźnionego wdrażania prawa UE. To z kolei przekłada się na słabą pozycję negocjacyjną Polski w Brukseli.