Pozwolenie na broń nie zabija, najwyżej pozwala przeżyć

Liczba przestępstw z użyciem legalnie posiadanej broni graniczy z błędem statystycznym. Dlaczego więc rozbrajać praworządnych obywateli? Żeby napastnicy czuli się bezkarni? – pyta prawnik.

Aktualizacja: 14.08.2016 07:12 Publikacja: 13.08.2016 19:00

Pozwolenie na broń nie zabija, najwyżej pozwala przeżyć

Foto: www.sxc.hu

Polacy strzelają coraz powszechniej. Strzelnice są oblegane, powstają kolejne. Od władz państwowych powinniśmy oczekiwać wsparcia w rozwoju strzelectwa, poczynając od rewizji warunków wydawania pozwoleń na broń.

Kolejne przypadki przemocy na ulicach państw europejskich, skutkują ograniczaniem dostępu do broni palnej. Zarówno rządy krajowe, jak i Komisja Europejska, starają się nas przekonać, iż usunięcie pistoletów i karabinów z domów Europejczyków zlikwiduje problem przemocy. Wszystko wedle zasady: winny znaleziony, ukrzyżowany, lud ciemny, więc będzie mógł dalej spać spokojnie. Przynajmniej do kolejnego zamachu.

Tyle że lud – dotychczas nad wyraz cierpliwy wobec kolejnych absurdów unijnych prawodawców i socjotechnik władzy – tym razem nie daje się tak łatwo zmanipulować. Stawka jest przecież poważna: chodzi o nasze bezpieczeństwo. I tak na przykład po sylwestrowych zajściach w RFN sprzedaż wszelkiego rodzaju broni w tamtejszych sklepach wzrosła lawinowo. Obywatele poczuli się zagrożeni i sami zaczęli się zbroić.

Gdybym miał broń...

Władze przemilczają, iż prawdziwym problemem Europy jest broń nielegalna. Niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych szacuje, że w RFN znajduje się ok. 20 mln sztuk nielegalnej broni palnej. To ponad trzy razy więcej niż broni zarejestrowanej. Nawet tak silne państwo ponosi więc klęskę w walce z handlem nielegalną bronią. Problem jednak nie istnieje, dopóki broń taka nie zostanie użyta przeciw obywatelom. A gdy to się już stanie, władze natychmiast odwracają uwagę społeczeństwa od swej porażki, stygmatyzując broń palną jako taką. W obliczu tragedii ktoś musi przecież oddać głowę katu. I nie oddają jej przestępcy, których władza dosięgnąć nie może, ale ci, których dopaść najłatwiej: Bogu ducha winni, całkowicie niegroźni i szanujący prawo posiadacze legalnej broni: sportowcy, myśliwi, kolekcjonerzy. Ci, którzy przed kupnem broni muszą przejść szkolenia, egzaminy, badania lekarskie i psychologiczne. Ci, których praworządność jest warunkiem posiadania broni, a historia i codzienne życie podlega szczególnej kontroli policji.

A przecież liczba przypadków użycia legalnie posiadanej broni do popełnienia przestępstwa graniczy z błędem statystycznym. Dlaczego więc mamy rozbrajać praworządnych obywateli? Po to, by napastnicy czuli się jeszcze bardziej bezkarni? Znamienne są słowa Niemca obserwującego z balkonu swego domu w Monachium, jak młody Irańczyk strzela do niewinnych ludzi. Stwierdził, że gdyby miał przy sobie broń – zastrzeliłby go. Trudno o bardziej wymowny przykład absurdu w którym przychodzi nam żyć: zagrożenie obywateli wzrasta, a władze dążą do odebrania im środków samoobrony.

Monopol na przemoc ma mieć tylko państwo. Nie trzeba jednak sięgać do statystyk, aby stwierdzić, iż wobec przemocy fizycznej próżno szukać natychmiastowej skutecznej pomocy władzy. W Niemczech i Francji pojedynczy napastnicy co prawda giną w końcu od kul policjantów, pozostawiają jednak za sobą dziesiątki ofiar.

Nie ma przy tym znaczenia, czy mamy do czynienia z nożownikiem w pociągu, kościele czy też napastnikiem strzelającym na ulicy. Rozlew krwi powstrzymać możemy na miejscu jedynie my sami lub inny uzbrojony obywatel. Napastnik nie zaatakuje nas przecież, widząc obok policjanta.

Stałe i ponadprzeciętne

Mimo iż wszystkie podane przykłady dotyczyły Niemiec, nie sposób traktować je jako oderwane od naszej, polskiej rzeczywistości. Z wielu powodów musimy się liczyć z przypadkami agresji na naszych ulicach w najbliższej przyszłości. I tu pojawia się pytanie o dostępność broni palnej dla naszych obywateli. Nie dość, że jesteśmy najbardziej rozbrojonym narodem Europy, a czasy PRL dawno za nami, to wciąż szary obywatel nie ma co marzyć o uzyskaniu pozwolenia na broń palną do celów ochrony osobistej. Musielibyśmy wcześniej wykazać przed policją „stałe, realne i ponadprzeciętne" zagrożenie naszego życia. Niewykonalne.

Na tym nie koniec kalejdoskopu kuriozów. Na szczęście możemy jednak legalnie posiadać i nosić codziennie pistolet. Tak. Wystarczy, że zostaniemy sportowcem. Do tego należy zdać egzamin na patent strzelecki w Polskim Związku Strzelectwa Sportowego, przejść pozytywnie badania lekarskie i psychologiczne, zapisać się do stowarzyszenia strzeleckiego i brać rokrocznie udział w zawodach. I tyle. Policja ma obowiązek wydać nam pozwolenie na broń sportową, a więc każdą, od pistoletu, do kałasznikowa włącznie. Banalnie proste.

System taki działa już od lat i wbrew wielu obiegowym opiniom przeciwników broni nasi „sportowcy" nie zabijają się na ulicach, nie straszą kierowców w kłótniach ulicznych, nie powodują wypadków. Nie odbiegamy przy tym od innych, „dojrzalszych" narodów Europy. O legalnych posiadaczach broni cisza jak makiem zasiał. Strzelają rekreacyjnie, szkolą się i cieszą możliwością posiadania broni, której również mogą przecież użyć w celu ochrony osobistej.

Nasuwa się przy tym pytanie? po co ta cała szopka ze „sportem"? Czy nie czas nazwać rzeczy po imieniu i pozwolić praworządnym obywatelom na posiadanie broni, bez konieczności wykazywania „szczególnego celu"? Czy ceną za przywilej posiadania broni musi być coroczny obowiązek udziału w kilku zawodach oraz opłaty członkowskie do PZSS i stowarzyszenia strzeleckiego? Trudno znaleźć rzeczowe argumenty za utrzymaniem aktualnego stanu rzeczy.

Niech sprawdzają jak dotychczas

Obserwacja wydarzeń w Europie skłania jednoznacznie do upowszechnienia dostępu do broni palnej w Polsce. A mając na względzie eskalację przemocy u naszych zachodnich sąsiadów, opowiedzieć się należy za podjęciem zdecydowanych działań ustawodawczych. Wydanie pozwolenia na posiadanie broni powinno być jak dotychczas poprzedzone całą procedurą sprawdzającą właściwości osobiste, historię karną, wiedzę, umiejętności i stan zdrowia kandydata. Wykluczy to możliwość posiadania broni przez osoby zagrażające sobie lub porządkowi publicznemu. Każdy jednak, kto spełni te wyśrubowane przecież warunki, powinien mieć swobodę posiadania broni, bez konieczności uzasadniania szczególnych motywów i celów. Pozwoli to w praktyce uwolnić posiadaczy broni od faktycznej konieczności odpłatnego zrzeszania się w stowarzyszeniach strzeleckich i PZSS. A w końcu umożliwi Skarbowi Państwa czerpanie dochodów z egzaminów, które zastąpią opłaty za zdobycie patentu strzeleckiego, uiszczanych aktualnie do PZSS.

Autor jest adwokatem, instruktorem i sędzią strzelectwa sportowego

Polacy strzelają coraz powszechniej. Strzelnice są oblegane, powstają kolejne. Od władz państwowych powinniśmy oczekiwać wsparcia w rozwoju strzelectwa, poczynając od rewizji warunków wydawania pozwoleń na broń.

Kolejne przypadki przemocy na ulicach państw europejskich, skutkują ograniczaniem dostępu do broni palnej. Zarówno rządy krajowe, jak i Komisja Europejska, starają się nas przekonać, iż usunięcie pistoletów i karabinów z domów Europejczyków zlikwiduje problem przemocy. Wszystko wedle zasady: winny znaleziony, ukrzyżowany, lud ciemny, więc będzie mógł dalej spać spokojnie. Przynajmniej do kolejnego zamachu.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?