Polacy strzelają coraz powszechniej. Strzelnice są oblegane, powstają kolejne. Od władz państwowych powinniśmy oczekiwać wsparcia w rozwoju strzelectwa, poczynając od rewizji warunków wydawania pozwoleń na broń.
Kolejne przypadki przemocy na ulicach państw europejskich, skutkują ograniczaniem dostępu do broni palnej. Zarówno rządy krajowe, jak i Komisja Europejska, starają się nas przekonać, iż usunięcie pistoletów i karabinów z domów Europejczyków zlikwiduje problem przemocy. Wszystko wedle zasady: winny znaleziony, ukrzyżowany, lud ciemny, więc będzie mógł dalej spać spokojnie. Przynajmniej do kolejnego zamachu.
Tyle że lud – dotychczas nad wyraz cierpliwy wobec kolejnych absurdów unijnych prawodawców i socjotechnik władzy – tym razem nie daje się tak łatwo zmanipulować. Stawka jest przecież poważna: chodzi o nasze bezpieczeństwo. I tak na przykład po sylwestrowych zajściach w RFN sprzedaż wszelkiego rodzaju broni w tamtejszych sklepach wzrosła lawinowo. Obywatele poczuli się zagrożeni i sami zaczęli się zbroić.
Gdybym miał broń...
Władze przemilczają, iż prawdziwym problemem Europy jest broń nielegalna. Niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych szacuje, że w RFN znajduje się ok. 20 mln sztuk nielegalnej broni palnej. To ponad trzy razy więcej niż broni zarejestrowanej. Nawet tak silne państwo ponosi więc klęskę w walce z handlem nielegalną bronią. Problem jednak nie istnieje, dopóki broń taka nie zostanie użyta przeciw obywatelom. A gdy to się już stanie, władze natychmiast odwracają uwagę społeczeństwa od swej porażki, stygmatyzując broń palną jako taką. W obliczu tragedii ktoś musi przecież oddać głowę katu. I nie oddają jej przestępcy, których władza dosięgnąć nie może, ale ci, których dopaść najłatwiej: Bogu ducha winni, całkowicie niegroźni i szanujący prawo posiadacze legalnej broni: sportowcy, myśliwi, kolekcjonerzy. Ci, którzy przed kupnem broni muszą przejść szkolenia, egzaminy, badania lekarskie i psychologiczne. Ci, których praworządność jest warunkiem posiadania broni, a historia i codzienne życie podlega szczególnej kontroli policji.
A przecież liczba przypadków użycia legalnie posiadanej broni do popełnienia przestępstwa graniczy z błędem statystycznym. Dlaczego więc mamy rozbrajać praworządnych obywateli? Po to, by napastnicy czuli się jeszcze bardziej bezkarni? Znamienne są słowa Niemca obserwującego z balkonu swego domu w Monachium, jak młody Irańczyk strzela do niewinnych ludzi. Stwierdził, że gdyby miał przy sobie broń – zastrzeliłby go. Trudno o bardziej wymowny przykład absurdu w którym przychodzi nam żyć: zagrożenie obywateli wzrasta, a władze dążą do odebrania im środków samoobrony.