Wniosek premiera Mateusza Morawieckiego, który tylko chciał, by Trybunał Konstytucyjny pozwolił rządowi na nieuznawanie w określonych przypadkach orzeczeń unijnego sądu co do Izby Dyscyplinarnej, albo umożliwiających podważanie nominacji sędziowskich, A doprowadził do tego, że TK zakwestionował przepisy unijnych traktatów. Sprawy zaszły o wiele dalej.
Słychać opinie, że wyrok TK miał bezpośrednio dotykać tylko orzecznictwa TSUE w sprawach prejudycjalnych. Jednak lektura sentencji czwartkowego orzeczenia (bo ona, a nie uzasadnienie, jest wiążąca) może doprowadzić do wniosku, że pole rażenia jest dużo szersze – że mianowicie polski Trybunał próbuje podważyć przepisy unijnego traktatu. Próbuje, bo do dokonywania jego wykładni kompetencji przecież nie ma – to wyłączna domena TSUE, który we współpracy z Komisją Europejską i jej działaniami politycznymi ma obowiązek dbać o to, by traktaty w każdym kraju były rozumiane jednolicie. To dlatego Komisja wszczęła postępowanie nie tylko przeciw Polsce, ale też przeciw Niemcom, których sąd konstytucyjny przyznał prymat prawu krajowemu (tam – nie w kwestii wymiaru sprawiedliwości, lecz euroobligacji).
Czytaj więcej
Działania organów Unii Europejskiej poza zakresem kompetencji są niekonstytucyjne. Unia nie ma prawa nakazywać polskim sądom stawiania traktatów przed krajowymi przepisami – orzekł Trybunał.
Wyrok TK, wydany po 17 latach funkcjonowania w ramach Unii Europejskiej oraz po orzeczeniach tego samego trybunału z 2005 r., który jego sprzeczności z Konstytucją RP nie stwierdził, tym razem ma charakter zakresowy. Mówi on mianowicie, że jeśli przepisy traktatu rozumiemy w sposób ograniczający suwerenność państwa członkowskiego, to naruszają one Konstytucję RP. Może to więc oznaczać wszystko i nic. Nic – jeśli uznamy, że art. 4 oraz 19 Traktatu o Unii Europejskiej nie pozbawiają nas suwerenności ani nie ograniczają kompetencji państw członkowskich ponad to, na co już się zgodziliśmy wstępując do Unii. A wszystko – jeśli zrozumiemy, jakie prawne konsekwencje ma zakwestionowanie przez Trybunał traktatowych przepisów.
Kiedy bowiem polityk wygłasza różne deklaracje, ponosi za nie osobistą – i polityczną – odpowiedzialność. Może dzięki nim wygrać lub przegrać wybory. Ale kiedy do uprawiania polityki zaprzęga organy sądowe, wychodzimy już poza sferę faktów politycznych. Fakty prawne cechują się tym, że rodzą konsekwencje dalej idące niż deklaracje. Jeśli więc Trybunał orzekł o niekonstytucyjności przepisów traktatów, rodzi się konieczność wykonania dalszych kroków prawnych. Pierwszy to zmiana traktatu. Trudno sobie dziś wyobrazić skłonienie do tego wszystkich krajów Unii Europejskiej. Drugi – zmiana Konstytucji RP dostosowująca ją do traktatów – również nierealne. Trzecia droga – to opuszczenie wspólnoty, której wartości się nie podziela.