Ireneusz Łazarski: Prezesi, Rektorzy, Ekonomiści – Łętowską czytajmy ze zrozumieniem!

Prawo nie odbiega daleko od ekonomii, czyli zasad racjonalnego postępowania.

Publikacja: 11.05.2021 13:41

Ewa Łętowska

Ewa Łętowska

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

W artykule ukazanym w Rzp 18.04 br. Prezes mBanku Cezary Stypułkowski polemizuje z prof. Ewą Łętowską, w jednym przypadku nawet zgadzając się, że na „takich warunkach nikt nie udzieliłby kredytu". Jeszcze w sierpniu ub.r. posłał był list dostępny w internecie, którego treść jest zbieżna, więc odnieśmy się do obu epistoł łącznie. W liście uprzejmie upomina, aby pani Profesor nie poddała się frankowemu lobby, zwanemu grupą nacisku, a w artykule ubolewa, że jakoby przystąpiła.

Podzielam tę boleść, bo p. Profesor przydałaby się każdemu lobby. Podkreślmy, że prof. Łętowska odrobiła pracę (chyba domową?) i zamiast rzucania kośćmi niezgody wypadałoby poczytać jej opracowania, z sugestią jak w tytule. Znajdziemy tam podłoże do analizy stanu prawnego umów, ale też ekonomii, o której konstatuje: „to nie moja działka". Stan prawny jest jasny, mimo iż SN obłożony sześcioma pytaniami nie wiec co robić, bo nie o faktach mu rozstrzygać. A tych niestety rektorom i ekonomistom, a nawet prezesom banków ze stażem, brakuje. Nie brakuje ich prezesowi Ing Banku B. Bartkiewiczowi, za co należą się słowa uznania. A może to też frankowy lobbysta? Prezes mBanku sugeruje też konieczność dialogu między prawnikami, ekonomistami i sektorem rynkowym, bo „skala nieporozumień jest zastraszająca". Ale suponuje też, że kto się nie zna się na ekonomii, powinien skorzystać z okazji, by np. siedzieć cicho. A prof. Ewa Łętowska i pisze i mówi!

Czytaj też: Ireneusz Łazarski: Łętowska za prawem, Balcerowicz i Gadomski za gospodarką! Jak to pogodzić?

Otóż szanowni eksperci – prawo nie odbiega daleko od ekonomii, czyli zasad racjonalnego postępowania, o czym u prof. Łętowskiej w co drugim zdaniu. A skoro zajmuje się tym społecznie, może zgodziłaby się na doszkolenie nt. logiki rynku, zasadności roszczeń, respektowania orzeczeń, a nawet skali problemów makroekonomicznych i sprawiedliwości społecznej, o którą ekonomiści martwią się najbardziej.

O ekonomicznych aspektach kredytów frankowych i im podobnych napisałem wiele, ale wybitnym znawcom zapewne nie przystoi tego czytywać, bo ... nie ten poziom! Prof. Łętowska nie ma z tym problemu, co skłania do podejrzeń, że „cały czas się uczy", więc z powołaniem się na doświadczenie, jej „błędne tezy i wnioski" są odważnie „prostowane". Jeden z profesorów nawet uzasadnił: „ Dla ekonomisty jasne, że środki dewizowe mogą pochodzić z kredytu, by wymienić na złote, ale to za trudne dla sądów i prawników(...). Złożenie dwóch transakcji prowadzi ich do wniosku, że klient nie miał zobowiązania walutowego, bo nie widział banknotów. Taki poziom wiedzy i analizy, pozostawiam bez komentarza" (DGP nr 7. Z 13.01.2021r). Nie zważając na poziom – niestety nie miał, tak jak bank nie miał należności walutowej, choć ją zapisał. Ciekawe byłoby usłyszeć, gdzie sz. Profesor dostrzegł źródło waluty, ale teraz należą się podziękowania za wskazanie problemu składania transakcji; udało się wytropić i złożyć, nawet więcej niż dwie.

Zgoda z Prezesem, że sędziowie, prawnicy i ekonomiści, mają kłopot ze z ogarnięciem, iż niejaki Frankowski, by dostać kredyt w złotych, pierwej sprzedał franki, których nie miał! Są też dalsze niedogodności, że frankowicze mają dostać 234 mld zł, od banków i reszty społeczeństwa. Albo, że „te orzeczenia to bezsens", przecież lud wołał „pozwólcie nam ryzykować!" a banki „odczarować abuzywność", lub „to pozbawione sensu i świadczy o nieznajomości ekonomii rynkowej" a nawet „ argumenty są absurdalne, bo pracownicy bankowi stanowią tylko 7 proc. frankowiczów". Tu pełna zgoda, bo chyba pierwsi je rozwikłali, co dobrze świadczy o ich wykształceniu. Pojęli np. że zasady:" kupić po kursie kupna, sprzedać po kursie sprzedaży" nie zawsze trzeba się trzymać. Choć każdy cinkciarz wie, że kupić drogo a sprzedać tanio to strata i brak szacunku dla rynku, światli bankowcy pojęli, że i kursy i sprzedaż można odwrócić, czyli zastosować na opak. Wtedy wszystko się zgadza i poszerza też widły, czyli spread. Odwrócone, a raczej przerzucone na klienta, zostaje też ryzyko, co wynika z natury transakcji krótkiej.

Dla upewnienia się o swoich racjach Prezes mBanku pyta: Gdyby było prawdą to, co twierdzi prof. Łętowska, to gdzie w latach 2003-2008 były władze państwowe, prawnicy, sędziowie i instytucje chroniące konsumentów? To wiadomo, ale wpierw dopytajmy: Gdzie był nadzór bankowy? Gdzie byli audytorzy, których za(...) obowiązkiem było owe umowy poddać rewizji finansowej i ustalić ich ekonomiczną i prawną treść. A była to i jest, znacząca działalność banku, której nie można ignorować. To z doświadczenia, ale nie wypada na nie się powoływać, bo badanie banków przez maluczkich, to nie psu kiełbasa. Bo jak się utarło, przydatność opinii wydanej przez kogoś, któremu nie ufamy, byłaby niewielka. Natomiast instytucje społeczne nie wnosiły zastrzeżeń, bo nie miały i nie mają dostępu do źródeł wiedzy, które mają banki. A frankowicz, poza biadaniem, że dużo płaci, też bezradny, gdy nawet eksperci mają z tym problem. KNF i prezes NBP do dziś nie rozróżniają pojęć kredyt walutowy i złotowy indeksowany, twierdząc, że franki to waluta.

KNB w marcu 2006r.przygotowała Rekomendację S. Ale w odpowiedzi ówczesny premier RP: „Nie rozumiem polityki KNB utrudniania dostępu do kredytów i nie zgadzam się z nią" a „Klub Parlamentarny PIS z niepokojem przyjmuje tzw. Rekomendację S, wprowadzającą ograniczenia kredytów walutowych. (...)Powoływanie się KNB na ryzyko nagłego spadku wartości walut, a także na znaczny spadek wartości złotówki, nie znajduje potwierdzenia w danych (...). Jeśli uwzględnimy wzrost gospodarczy, niską inflację i umacniającą się złotówkę, to obawy KNB nie znajdują potwierdzenia w faktach. KNB poprzez niejasne działania udowadnia, że realizuje interes banków, który stawia ponad interesem obywateli i publicznym. Trudno dostrzec w polityce KNB postulaty i opinie niezależnych ekspertów. Działania te nie wychodzą poza ramy Rady Polityki Pieniężnej. (...). KNB i RPP są ściśle powiązane osobą Prezesa L. Balcerowicza. I dalej: Klub PIS, chroniąc interesy szerokich grup społecznych zainteresowanych dostępem do taniego kredytu uważa (...)". Tak władze o Rekomendacji S , którą zaraz zarzucono, KNB rozwiązano i powołano KNF, która podzieliła argumentację władz. Do 2011 roku, także i po nim, nie zrobiono nic. A ustawa antyspreadowa z 2011 roku dając możliwość spłaty rat w walucie, pozbawiła banki części dochodu ze spreadów, ale nie pomogła frankowiczom, bo zamiast bankom płacili kantorom.

Władze były na miejscu i zadbały, by lud pozbył się wątpliwości dot kredytów indeksowanych, więc ich lawina kredytów ruszyła. Prezes mBanku twierdzi, że doradca albo pracownik sprzedający kredyt nie mogli informować o ryzyku, bo go nie znali. Czyżby? Przypatrzmy się temu, co w dniu udzielenia kredytu wiemy na pewno, najlepiej na liczbach, zbliżonych do rynkowych: kredyt 300 tys.zł., 30 lat ze stawką LIBOR + marża = 2%.Kurs kupna 2,10 PLN/CHF, sprzedaży 2,30. Po podjęciu decyzji, bank zapisuje:

a) Nabycie prawa do 143 tys franków za cenę 300 tys.zł; a po drugiej stronie: rozchód pieniądza 300 tys. zł

W tym samym dniu bank wycenia nabyte prawo (143 tys.x2,30 ) = 329 tys.zł, więc dopisuje:

b) Do aktywów: prawo do waluty: 29 tys zł.; Do pasywów: przychody przyszł. okresów 29 tys.zł c) Uwaga: Punkty a i b można przedstawić też w jednej do trzech transakcji, ale skoro znany profesur sugeruje dwie - voila!

Sprzedający kredyt wie, że w dniu podpisania umowy dług klienta wzrasta o 9,6%, czyli o 29 tys.zł. Informacji tej nie podaje się klientowi, więc wskazane byłoby wyjaśnienie, dlaczego?

A czy poinformowano o odwróconych kursach waluty i o operacjach krótkich?

Stąd pytania: kto audytował księgi banków i dlaczego tego instrumentu nie zdefiniował?

Czy audytorzy analizowali te umowy? Dlaczego nadzór finansowy tego nie dostrzegł albo nie chciał dostrzec?

Jak banki klasyfikowały ten instrument finansowy? Gdzie zapisywano różnice z wyceny instrumentu?

Jeśli nie kredytobiorca, to kto zdaniem banku był źródłem waluty, a raczej prawa do waluty CHF?

Dlaczego klient ma zobowiązanie w PLN, a bank należność w CHF? Z czego to wynika?

Dlaczego stosowano odwrócone kursy wobec tych które wynikają z natury transakcji?

Jeśli na owe pytania nie odpowiedzieli ani audytorzy ani nadzór, to cóż czyniły zarządy z prezesami na czele?

Na potwierdzenie zasadności owych pytań, przyjrzyjmy się pierwszej racie spłaty, kurs PLN/CHF bez zmian.

Kredyt bez indeksacji: 1 rata to: 1109zł, w tym: 609 kapitał, 500zł odsetki. Kredyt indeksowany: 1 rata to: 1214 zł., kapitał i odsetki bez zmian plus 106zł profitu z indeksacji.

Już w pierwszej racie, zamiast 500 zł odsetek, mamy 606zł. Dane te również były znane sprzedającemu kredyt. Czy klient takie informacje otrzymał?

Ten niewinnie wyglądający dodatek do I raty, w miarę wzrostu kursu CHF powiększa się. Spójrzmy na ratę nr 156 za grudzień 2020,kiedy kurs wynosił 4,32zł., więc rata 2.281zł., w tym: 788zł kapitał, 321 zł odsetki oraz 1.172 zł. zysku z indeksacji, Z kwoty 2281 zł bankowy zysk wynosi 1.493 zł. z jednej raty, i z każdej następnej, jeśli kurs utrzyma się na obecnym poziomie, czyli ponad 50% łaconej raty gdzieś zanika.

Natomiast łącznie 156 rat od stycznie 2008 do grudnia 2020, przy śr. kursie sprzedaży 3,60 zł, wynosi:

a) Bez indeksacji: 173 tys zł. z tego kapitał 108 tys.zł i odsetki 65 tys zł.; zadłużenie 192 tys.zł

b) Z indeksacją: 297 tys zł., kapitał i odsetki bez zmian + 124 tys. zł. zysk z indeksacji, który od strony klienta ginie w rozliczeniach, nie obniża długu ale zawyża odsetki.

Zadłużenie kredytu indeksowanego na koniec 2020 roku to 394 tys. zł., czyli o 202 tys. zł. więcej. Koszt kredytu na koniec 2020r to 326 tys.zł, czyli ponad 5-krotnie więcej niż zapisano w umowie.

Aktualnie mamy ok 0,5 mln frankowiczów. Zakładając, że pozwy wniesie 60% z nich, to rozwiązanie problemu klauzul za lata minione sięgnie 37 mld zł. a przy anulowaniu umów ok. 50 mld zł. To korekta dochodów z indeksacji. Nie ma przy tym żadnych kosztów, a zwroty w gotówce nie przekroczą pięciu mld. zł. Dodajmy, że należy też uwzględnić anulowanie ok 60 mld. przyszłych dochodów banków z tytułu indeksacji, ujętych w saldach zadłużenia na koniec ub. roku.

Rozwiązanie problemu to w głównej mierze walka banków o utrzymanie bankowych naliczeń należności z tytułu indeksacji; już zaliczonych do dochodu oraz tych przyszłych. To suma ok 100 mld. zł., z którą kwotą nie mają nic wspólnego ani inni kredytobiorcy, ani społeczeństwo, ani depozytariusze. Zwrot pieniędzy rozłożony w czasie, wyniesie do 1 mld zł/ rok. To o te 100 mld bankowych naliczeń toczy się spór, a nie o zwrot pieniędzy, którym straszy prezes mBanku. Wyliczenia KNF od 35,5 do 234 mld zł. wskazują, że problem nadal nie jest nie rozumiany. Czym wytłumaczyć rozrzut 200 mld? Bez trudu można wszystko wyliczyć z dokładnością do 1 mld. Wyliczenia obejmują naliczenia indeksacyjne z aktualizacji wyceny opcji i nie obejmują żadnych odszkodowań, bo też nie są one przedmiotem sporu.

Problem zgodności kursów z tabelami, mający rzekomo przesądzać o abuzywności, jest marginalny, a przez bankowców wyolbrzymiany, zapewne by dyskusję na to skierować. Kursy walut są dobre, odchylenia rzędu 0,01%, trudności w ich czytaniu, co podnosiły niektóre sądy, też niewielkie. A kłopot stanowi fakt, że banki stosują kursy na opak, co niemal zrównuje efekty Libora z Wiborem. Wątpiącym w „opak" proponuję, by rozpatrzyli dwie proste, z życia wzięte sytuacje:

a) sprzedać walutę po kursie kupna i nazajutrz odkupić po kursie sprzedaży (250 Euro kursy 4 zł i 4,50. . Zakup to 1.125 zł., sprzedaż 1000zł, strata 125zł. (takie kursy stosują banki w umowach)

b) pożyczyć koledze 1000zł, zamiast odsetek, przeliczyć je po kursie kupna, a nazajutrz po kursie. sprzedaży. Prawie to samo, ale tu mamy 125 zł zysku w jeden dzień, nawet bez odsetek.

Wniosek: jednakowe kwoty, kursy, bez odsetek a jedyna różnica to, że transakcja a) dotyczy rzeczywistego obrotu walutą ,zaś transakcja b) obrotu tylko złotówkami, a waluta jako indeks do naliczania pieniędzy.

To sprzedaż odwrócona, czyli krótka, na której opiera się mechanizm indeksacji w instrumentach pochodnych. Pożyczając na krótko, różnica jest widoczna , ale jeśli na długo, to mało zauważalna. Taki właśnie mechanizm mamy w umowach o kredyt indeksowany. Do tego dochodzi przyrost kursów np. o 10% rocznie, co zwiększa o tyleż RRSO. Zapisy sprzedaży krótkiej to utworzenie w banku pozycji franka kosztem klienta. Klient zostaje na pozycji krótkiej z ryzykiem. Bank nabył prawo i zapłacił, klient zaś sprzedał opcję i ma dług, który bank zapisał w CHF. Spłaty rozliczają dług za opcję, bo innego klient nie ma. Na tym umowa o kredyt hipoteczny indeksowany do waluty " mogłaby się zakończyć. Klient otrzymał kredyt w złotych, i nie wie, że z innej podstawy prawnej. Ale banki oferujące taką hybrydę, mają wiele obowiązków, z których nie wypełniły żadnego. Włączenie do niej opcji jest sprzeczne z naturą stosunku prawnego i ma na celu obejście ustawy. Twierdząc o posiadaniu aktywów w CHF, a jednocześnie, że to umowa o kredyt, banki mają chyba świadomość, że utrzymanie którejkolwiek z form (opcja, albo kredyt indeksowany) w obrocie prawnym nie będzie łatwe. Taka konstrukcja zakłóca równowagę kontraktową, naruszając też zasadę uczciwości biznesowej, niezależnie od statusu kredytobiorcy.

Wykreowanie pozycji walutowej było możliwe tylko dlatego, że klient zdecydował się na kredyt indeksowany, którego bez sprzedaży krótkiej nie da się ziścić. Dziwne, że nikt dotychczas nie podjął prób ustalenia natury tych umów, a zrobiwszy to w ramach hobby oferuję w temacie pomoc. Sprzedaż krótką wprowadzono w 1998 roku, więc nadzór mógł przewidzieć, że pojawi się też w bankach. Kreowanie aktywów w walucie obcej, to kreowanie pieniądza z wykorzystaniem derywatywu, a to podlega kontroli szczególnej i jest ryzykowne, jednak tu ryzyko w całości przerzucono na klienta

Podsumowując, niezależnie od różnicy poglądów, wpływu na PKB, stan banków czy też tzw. dobro ogółu, obowiązujące prawo i wyroki sądów należałoby respektować, co wcale nie koliduje z podstawami gospodarki rynkowej. A korzystanie z dobrych wzorców naszych bogatszych sojuszników, byłoby bardzo pożyteczne, o czym wspomniał też prof. Balcerowicz.

Ireneusz Łazarski, prawnik, biegły rewident, absolwent ekonomii i finansów, Georgetown University, Washington DC.

W artykule ukazanym w Rzp 18.04 br. Prezes mBanku Cezary Stypułkowski polemizuje z prof. Ewą Łętowską, w jednym przypadku nawet zgadzając się, że na „takich warunkach nikt nie udzieliłby kredytu". Jeszcze w sierpniu ub.r. posłał był list dostępny w internecie, którego treść jest zbieżna, więc odnieśmy się do obu epistoł łącznie. W liście uprzejmie upomina, aby pani Profesor nie poddała się frankowemu lobby, zwanemu grupą nacisku, a w artykule ubolewa, że jakoby przystąpiła.

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?